Leszek Balcerowicz: nie należy atakować posłańców, którzy ostrzegają
Obecna sytuacja Polski nie jest sytuacją, w której należy atakować posłańców, którzy przychodzą z ostrzeżeniami i traktować ich jako wrogów klasowych. To jest sytuacja, w której ci, co odpowiadają za państwo powinni wprowadzić w życie pakiet leżący w najbardziej żywotnym interesie polskiego społeczeństwa - powiedział w "Sygnałach Dnia" profesor Leszek Balcerowicz.
01.10.2003 | aktual.: 01.10.2003 09:42
Krzysztof Grzesiowski: Po wczorajszym posiedzeniu Rady Polityki Pieniężnej na konferencji prasowej odniósł się pan do założeń do projektu budżetu na rok 2004 i do dokumentu, który nosi nazwę „Średniookresowa strategia finansów publicznych”. Może od tego drugiego, panie profesorze, zacznijmy, bo ten, zdaje się, panu spodobał się co do treści.
Leszek Balcerowicz: Może tytuł trochę wprowadza w błąd, bo słowo „strategia” sugerowałoby program działania, który usuwa problemy. Ten dokument o nazwie „Strategia” jest natomiast diagnozą obecnej sytuacji oraz zagrożeń, które doszłyby do skutku, gdyby na czas nie podjęto działań doradczych. Jako diagnoza jest to dokument, uważam, solidny i rzetelny, bo w tym dokumencie rządowym zwraca się uwagę na to, że narastanie długu publicznego wypycha wydatki inwestycyjne przedsiębiorstw, tzn. im więcej, bardziej rząd się zadłuża, tym mniej środków inwestycyjnych zostaje dla przedsiębiorstw, co oczywiście oznaczałoby brak możliwości czy ograniczenie możliwości zwiększania zatrudnienia. Po drugie zwraca się słusznie uwagę w dokumencie na to, że duży deficyt, rosnący deficyt, narastający dług publiczny oznacza, że rosną rynkowe stopy procentowe. I to się, niestety, już dzieje. My coraz więcej musimy płacić (mówię „my”, mam na myśli państwo), zaciągając nowe długi, a jeżeli podbija się rynkowe stopy procentowe, to i
kredyt staje się przecież droższy. Po trzecie w tym dokumencie słusznie też zwraca się uwagę, że jeżeli jest niepewność dotycząca stanu finansów państwa, to ona rzutuje również na rynek dewizowy. A rosnąca niepewność w gospodarce generalnie źle służy podejmowaniu szczególnie ważnych inwestycji, jakimi są decyzje o inwestycjach. Więc rząd zrobi rzetelną diagnozę. Chodzi o to, żeby z tej diagnozy wysnuto jak najszybciej praktyczne wnioski.
Krzysztof Grzesiowski: Natomiast co do projektu budżetu na rok 2004 powiedział pan, panie profesorze, coś takiego, użył pan takiego mało ekonomicznego pojęcia, że „ten budżet zostanie zrealizowany, o ile nam dopisze szczęście”. Szczęście w podręczniku do ekonomii nie występuje raczej. Cztery warunki, które muszą być spełnione, żeby ten budżet był zrealizowany. Jakie?
Leszek Balcerowicz: I ja zaraz wyjaśnię to. Chciałem powiedzieć, że przedstawiłem opinię Rady Polityki Pieniężnej. Do takiej opinii Rada jest z mocy prawa zobowiązana. Opinia została przekazana Sejmowi, a także również społeczeństwu, opinii publicznej. Tu chodzi o to, czy przyszłoroczny budżet doprowadzi do przekroczenia kolejnego progu zadłużenia państwa. Kolejny próg to jest 55% naszego produktu krajowego brutto. Niestety, obecnie już przekraczamy 50. Przypomnę, że trzy lata temu mieliśmy tylko 40 i sytuacja była pod kontrolą. Teraz jest 50. No, ale następny próg to jest 55. Ustawa o owych progach czy ustawa o finansach publicznych po to została wprowadzona w życie, żeby zapobiec takiej sytuacji, żeby nie było tak, że przekracza się pierwszy, po czym się prezentuje budżet, który w gruncie rzeczy zakładałby przekroczenie następnego progu ostrożnościowego. Otóż w projekcie budżetu przyjmuje się, że tego drugiego progu się nie przekroczy.
Analiza założeń, dzięki którym uniknie się tego niebezpieczeństwa wykazuje, że tylko przy bardzo szczęśliwym zbiegu okoliczności można rzeczywiście tego uniknąć, a mianowicie jeżeli wzrost wyniesie 5%, a nie mniej, jeżeli kurs złotówki do euro i do dolara się wzmocni, jeżeli przychody z prywatyzacji wyniosą 7 miliardów, a nie mniej (tu mamy złe doświadczenia, bo generalnie w bardzo małym stopniu realizowano plany rządowe w tej dziedzinie), jeśli wreszcie w różnych funduszach poza budżetem centralnym nie wynikną większe deficyty większe o 2 miliardy niż się zakłada. Otóż jednoczesne zajście takiego splotu wypadków jest mało prawdopodobne, choć, oczywiście, nie można powiedzieć, że zupełnie niemożliwe. Ale da się, niestety, powiedzieć, że proponuje się budżet, który z dużym prawdopodobieństwem doprowadzi czy może doprowadzić do przekroczenia kolejnego progu ostrożnościowego. I takiego budżetu nie należałoby, moim zdaniem, proponować. Tutaj czas ma znaczenie.
Jeżeli choroba finansów państwa narasta, a ona przecież narasta co najmniej od 2001 roku, tzw. dziura Bauca była ostrzeżeniem. To był rezultat sytuacji, która wynikła wskutek uchwalania szkodliwych ustaw a Parlamencie w 2001 roku. Zaczęło się to trochę wcześniej. Ja osobiście będąc jeszcze w rządzie doszedłem do wniosku, że nie mogę po prostu wobec takiej sytuacji w Parlamencie kontynuować swojej działalności rządowej i ustąpiłem. Nie mogłem się z tym godzić. Ale dziura Bauca była ostrzeżeniem, co trzeba zrobić, żeby usunąć chorobę. Jak widać (po ilu latach? — 2001, 2, 3, mówimy o budżecie na 2004 rok), mamy do czynienia z rozwojem czy wzrostem niebezpieczeństwa. I ta prawda, to nie jest przesadą, że jest najwyższy czas, żeby wprowadzić w życie pakiet środków, o których mówi się od dłuższego czasu tak, aby nasz wzrost gospodarczy był trwały, bo na tym chyba wszystkim zależy.
Krzysztof Grzesiowski: A czy w obecnej chwili, kiedy rozmawiamy, jest to dobry moment, żeby mówić o kryzysie finansów publicznych?
Leszek Balcerowicz: Unikam słów takich bardzo emocjonalnych. Z całą pewnością obecna sytuacja Polski jest różna, inna od sytuacji krajów, które były ogarnięte kryzysami, natomiast to nie jest sytuacja, w której należy atakować posłańców, którzy przychodzą z ostrzeżeniami i traktować ich jako wrogów klasowych. To jest sytuacja, w której ci, co odpowiadają za państwo powinni wprowadzić w życie pakiet leżący w najbardziej żywotnym interesie polskiego społeczeństwa.