Leszek Balcerowicz: inflacja na poziomie europejskim
Otóż faktem podstawowym jest, że jeszcze dwa lata temu w Polsce mieliśmy wysoką inflację, która zagrażała rozwojowi, była ponad 8%, a teraz mamy inflację niską, na poziomie europejskim. I to jest, zdaniem ekspertów, największe osiągnięcie polskiej gospodarki w ciągu ostatnich dwóch lat - mówi w "Sygnałach Dnia" Leszek Balcerowicz.
24.07.2003 09:51
Sygnały Dnia: Panie Profesorze, w każdej z korespondencji (dziennikarzy Polskiego Radia) powtarzało się jedno słowo, jeżeli pan zwrócił uwagę: "Każdy bank jest niezależny" albo "całkowicie niezależny", każdy bank centralny. Czyli tak, jak u nas.
Leszek Balcerowicz: I warto powiedzieć, dlaczego. Otóż niezależność banku centralnego w warunkach, kiedy nie mamy waluty złotej, jest gwarancją wartości pieniądza. W czasach jeszcze nie takich odległych, bo 100 lat temu czy trochę więcej niż 100 lat temu na ilość pieniądze człowiek w zasadzie nie wpływał, bo pieniądz był kruszcowy, oparty na złocie, i wtedy nie można było drukować pieniędzy, tworzyć pieniędzy ponad potrzebę. Od tego systemu z różnych powodów odstąpiono. Powstał system pieniądze, którego ilość zależy od decyzji człowieka. I okazało się, że jeżeli jest on w rękach polityków, to jest ogromna pokusa, żeby tego pieniądza tworzyć za dużo. Rezultatem była inflacja. Inflacja podważała rozwój i w efekcie ludzie na Zachodzie doszli do wniosku, że trzeba się przed tym zabezpieczyć i stworzyć odrębną, niezależną instytucję, która będzie dbała o wartość pieniądza. I stąd ta niezależność.
Sygnały Dnia: A czy ta niezależność jest właściwie rozumiana przez naszych polityków, pana zdaniem? Niezależność Narodowego Banku Polskiego.
Leszek Balcerowicz: Tak się stało, że w ’89 roku miałem okazję współtworzyć program gospodarczy Polski i jednym z koronnych, głównych punktów była budowa niezależności banku centralnego. I muszę powiedzieć, że do niedawna, gdzieś do 2001 roku, bank centralny nie podlegał żadnym atakom czy presjom. Wiem o tym dobrze, bo miałem okazję przez ponad 5 lat być w kolejnych rządach. I przez głowę by mi nie przeszło wówczas w roli wicepremiera i ministra finansów, żebym poddawał publicznej krytyce Narodowy Bank Polski lub też domagał się od tego banku innego postępowania niż on sam prowadził. To się, niestety, zmieniło i pogorszyło w ciągu ostatnich niespełna dwóch lat. Ale bank utrzymuje niezależność, dlatego że jest świadom odpowiedzialności za wartość pieniądza.
Sygnały Dnia: A może działo się tak dlatego, panie profesorze, że bank działał zgodnie z oczekiwaniami ówczesnych rządów. No bo skoro wczoraj na sali sejmowej słyszymy, że bank mógł wesprzeć politykę gospodarczą rządu, ale nie chciał.
Leszek Balcerowicz: Nie, bank był wówczas niezależny i podejmował własne decyzje. Natomiast to samo sformułowanie „wesprzeć” trochę wprowadza w błąd, dlatego że sugeruje, że były takie sposoby działania banku, które mogły uczynić szkody dla gospodarki poprzez nawrót inflacji i jednocześnie wspierać. Więc ci, co mówią „wspierać”, to w gruncie rzeczy chyba dają do zrozumienia, że bank powinien postępować zgodnie z ich oczekiwaniami i presjami i nie baczyć na swoją konstytucyjną misję, którą jest (w interesie zresztą ludzi) dbałość o wartość pieniądza. Zapominali jednocześnie, że na wielu innych płaszczyznach była i jest współpraca: w zakresie legislacji, bardzo ważnego systemu płatniczego, Narodowy Bank Polski obsługuje rachunki budżetu państwa, obsługuje pewne zaciągnięte kredyty, jest bardzo istotny jeżeli chodzi o obrót skarbowymi papierami wartościowymi i tak dalej.
Sygnały Dnia: Padały zarzuty wczoraj także o to, że Narodowy Bank Polski nie trafił z prognozami inflacji, nie trafił z prognozą wzrostu PKB i tak dalej, i tak dalej. Pan odrzuca te zarzuty czy ewentualnie jest pan w stanie usprawiedliwić, dlaczego stało się tak, a nie inaczej?
Leszek Balcerowicz: Ja przedstawiłem wyjaśnienie w Sejmie. Chętnie powtórzę, ale najpierw chciałem powiedzieć, że mądrość wymaga odróżnienia faktów podstawowych od ubocznych. Jeżeli się zamazuje, to jest źle. Otóż faktem podstawowym jest, że jeszcze 2 lata temu w Polsce mieliśmy wysoką inflację, która zagrażała rozwojowi, była ponad 8%, a teraz mamy inflację niską, na poziomie europejskim. I to jest, zdaniem ekspertów, największe osiągnięcie polskiej gospodarki w ciągu ostatnich dwóch lat. I to jest zresztą taki stan w zakresie cen, którego ludzie pragną, bo nie chcą drożyzny. I tego faktu podstawowego nie należy zamazywać. Faktami ubocznymi jest to, że prognozy rozmijają się z faktyczną inflacją, ale to nie tylko prognozy Narodowego Banku Polskiego, bo prognozy wszystkich ośrodków, włącznie z ośrodkami rządowymi. I to nie świadczy o błędności metod, tylko o tym, że pewne ceny bardzo trudno przewidzieć. I jeśli w Polsce w 30% na inflację składają się ceny żywności, i ceny żywności się bardzo wahają, bo
nie sposób przewidzieć, czy będzie dobry urodzaj, czy nieurodzaj, i jeżeli się zdarzy w trakcie roku, że jest np. nieurodzaj, to nie sposób polityką monetarną tak to skompensować, żeby na koniec roku akurat trafić w cel. I to, że inflacja odchyla się od rocznych celów jest powszechne w takich krajach, jak Polska. Ale nie wszystkim udało się to, co nam się udało, a mianowicie dojść do stabilności cen, która stwarza najlepszą podstawę do trwałego rozwoju gospodarki. I dlatego tę stabilność cen trzeba pielęgnować.
Sygnały Dnia: A ta inflacja lipcowa w dziesiątych częściach procenta to jest zjawisko długotrwałe, czy może nam grozić w każdej chwili gwałtowna zmiana, załamanie?
Leszek Balcerowicz: To znaczy trzeba prowadzić taką politykę pieniężną, żeby ona nie groziła nawrotem inflacji. I tutaj są różne przykłady, jak można przez nieostrożność doprowadzić do wzrostu inflacji. W Izraelu 2 lata temu była podobna sytuacja: bardzo niska inflacja. I z jakichś tam powodów bank centralny obniżył stopy procentowe o 2 punkty procentowe, tak jak się tu, w Polsce, powszechnie domagano od Narodowego Banku Polskiego. I okazało się, że niespodziewanie inflacja zaczęła rosnąć, doszła z 1% do 7%, a bank centralny, chcąc to zahamować, musiał podnieść stopy procentowe o 5 punktów, czyli musiał zaczynać w jakimś sensie od początku. I po prostu to się nie opłaca. Takiej nieostrożności nie należy nazywać odwagą, jak się to często słyszy. To jest narażanie na szwank czegoś bardzo cennego dla przyszłości – jakąś stabilność cen, największe osiągnięcie polskiej gospodarki w ostatnich 2 latach.