Lepsza córka niż syn
Synowie skracają życie, przyprawiają o depresję, obniżają odporność swoich mam. Czy jednak można jakoś wpłynąć na płeć przyszłego potomka?
10.03.2008 | aktual.: 10.03.2008 14:35
No więc proszę pani – to chłopiec – oświadczył lekarz, analizując obraz z USG. Mój mąż przyjrzał się wnikliwie czarno-białej kaszy na ekranie i stwierdził: – Rzeczywiście, chłop jak dąb.
Lekarz popatrzył na niego sceptycznie: – To, co pan widzi, to noga – ostudził jego zapał. Słuchałam tego jednym uchem, walcząc z mieszanymi uczuciami: chłopiec? No, fajnie, ale miała być dziewczynka...
Dziś mój syn ma półtora roku i nie zmieniłabym mu płci, ale marzenie o córce pozostało. W zasadzie czemu? W czym dziewczynki są lepsze od chłopców? Internetowe fora przyszłych rodziców pełne są pytań tego typu. Nauka przynosi na nie odpowiedź.
Córki na starość
Po pierwsze, z córkami żyje się lepiej. A już na pewno dłużej. Z Programu Badań Polskich Stulatków prowadzonych w Międzynarodowym Instytucie Biologii Molekularnej i Komórkowej w Warszawie wynika, że łatwiej dożyć setki, mając córkę. Przypuszczalnie córki chętniej opiekują się swoimi rodzicami. Dzięki temu starsi ludzie są w lepszej kondycji psychicznej i fizycznej.
A więc córka wydłuża życie. A syn? Pół biedy, gdyby po prostu był obojętny dla przewidywanego wieku swej matki. Jednak z badań fińskich uczonych wynika, że tak nie jest. Zespół pod kierunkiem Samuli Helle z Uniwersytetu w Turku w Finlandii zebrał dane z ksiąg parafialnych z lat 1640–1870 na temat rodzin lapońskich żyjących na północy Finlandii. Dlaczego badano akurat Lapończyków? Bo nie znali oni żadnych metod profesjonalnej opieki medycznej, które mogłyby wpływać na naturalną śmiertelność. Dlatego łatwo można było stwierdzić, jak i czy wpływa na nią liczba i płeć posiadanego potomstwa.
A więc okazało się, że liczba dzieci nie miała wpływu na długość życia matki. Kiedy jednak przeanalizowano, jak miała się do tego płeć dziecka, a... to już była całkiem inna historia. Otóż urodzenie chłopca, w przeciwieństwie do urodzenia córki, wiązało się ze skróceniem życia matki. I tak posiadanie jednego syna skracało je średnio o 34 tygodnie (od 4 do 64 tygodni). Wydanie natomiast na świat córki wpływało korzystnie na długość życia matki, ale statystycznie nie był to znaczący wynik. Gdy jednak badacze przeanalizowali wyniki pod kątem liczby dorosłych już synów i córek, wpływ tych ostatnich na wydłużenie życia matki stawał się bardziej widoczny. Córki wydłużały życie matki o więcej lat, niż skracał je syn. Nie zaobserwowano przy tym, by płeć dziecka była związana z długością życia ojca.
– Nasze wyniki wskazują, że urodzenie i wychowywanie syna związane jest z większymi kosztami dla organizmu matki – podsumowują badacze. Autorzy podkreślają, że może to być związane zarówno z poniesionymi kosztami w czasie ciąży i porodu, jak i z tym, że dziewczynki pełnią społecznie inną funkcję i często muszą pomagać matce w codziennych pracach. Chłopcy krwiopijcy
To, że synowie są dla organizmu ciężarnej kobiety bardziej wyczerpujący, potwierdza wiele innych badań. Dlaczego tak się dzieje? Ano dlatego, że chłopcy statystycznie rodzą się więksi (są ciężsi średnio o 200–300 gramów), więc, będąc jeszcze w brzuchu, więcej jedzą, trawią, oddychają. Są przy tym delikatniejsi. Jeśli matka jest niedożywiona – męskie płody częściej niż żeńskie ulegają poronieniu, a męskie noworodki łatwiej umierają.
Na dodatek nosząc w łonie chłopca, kobieta jest narażona na wyższy poziom testosteronu, czyli męskiego hormonu płciowego. Testosteron natomiast obniża odporność organizmu kobiety. Urodzenie większej liczby synów może zaowocować mniejszą odpornością matki w starszym wieku. No i jakby tego było mało, chłopcy, którzy statystycznie są więksi od dziewczynek, rodzą się trudniej.
Ciężko się zatem dziwić wynikom badań, z których wynika, że ryzyko depresji poporodowej jest wyższe po urodzeniu chłopca. Francuscy naukowcy przebadali pod tym kątem 181 matek. Wyszło im, że trzy czwarte matek z ciężką depresją urodziło syna, a depresja o średnim nasileniu była częstsza wśród kobiet, które urodziły córkę.
No dobrze, a co dzieje się, kiedy już chłopcy się urodzą, a ich matka wykaraska z depresji? Synowie dalej są wymagający. Rosną szybciej od córek, osiągają większą masę ciała, potrzebują zatem więcej pożywienia niż dziewczynki. Do tego, z racji większych rozmiarów, są bardziej narażeni na kontakt z pasożytami. Częściej więc chorują i szybciej umierają.
Syn uczula
Trudno się więc dziwić, że wysiłek związany z urodzeniem i odchowaniem chłopca jest na tyle duży, że kobieta po urodzeniu syna potrzebuje więcej czasu, by zajść w kolejną ciążę niż po urodzeniu córki.
Nawet jeśli się jej to uda, to sprawa wcale nie jest pewna. Badacze z Danii odkryli, że kobiety, które jako pierwsze dziecko urodziły syna, znacznie częściej niż matki pierworodnych córek roniły kolejne ciąże. – Wiem z mojej praktyki lekarskiej, że więcej kobiet nie może urodzić drugiego dziecka, wówczas gdy ich pierworodnym potomkiem jest syn – komentuje kierujący badaniami doktor Ole Christiansen z kliniki Fertilitetsklinik szpitala Rigshospitalet w Kopenhadze. Zdaniem badacza za to zjawisko odpowiedzialna jest reakcja układu odpornościowego matki na obecność płodu męskiego. – Komórki odpornościowe tych kobiet mogą silniej reagować na obecność tkanek specyficznych dla zarodków męskich – mówi Christiansen. Są one obecne w łożysku, które powstaje z tkanek matki i zarodka i umożliwia wymianę składników pokarmowych i produktów przemiany materii oraz wymianę gazową między nimi. Układ odpornościowy matki może reagować, produkując odpowiednie przeciwciała, które będą skierowane przeciwko komórkom łożyska. W
czasie pierwszej ciąży nie dochodzi jednak tak często do komplikacji, bo układ odpornościowy uczy się powoli reagować agresywnie na obecność łożyska. Jak spekuluje Christiansen, w czasie kolejnych ciąż „przeszkolony” układ odpornościowy reaguje szybciej i szybciej produkuje przeciwciała, które atakują i niszczą łożysko. Jaki płynie z tego wniosek? Ze wszech miar lepiej mieć córkę. Dziewczynki są odporniejsze, silniejsze, mniej wymagające. Rodzą się w ciężkich czasach i łatwiej je przeżywają. No dobrze, tylko jak to zrobić? Czy istnieje jakiś „przepis na dziewczynkę”? Czy płcią potomstwa da się sterować?
Wiele badań pokazuje, że tak. Można na przykład zadbać o właściwego partnera. Ze statystyk wynika, że mężczyźni o wysokim statusie społecznym częściej płodzą synów. Wystrzegać się ich. Szukać takich „z odzysku”, którzy już sprawdzili się jako ojcowie córek. Stwierdzono, że w spermie ojców samych córek 70 procent to „dziewczyńskie” plemniki.
Można też poszukać kandydata na ojca wśród panów szczególnie narażonych na stres. Na przykład nurkowie i kierowcy Formuły 1 częściej mają córki. Kolejna rada – nie warto ponaglać partnera. Im starszy ojciec, tym większa szansa na córkę. Inna: nie kochać się przed owulacją, ale raczej w jej trakcie (termin pomogą ustalić specjalne testy owulacyjne do nabycia w każdej aptece). Uważa się, że tuż przed szczytem płodności organizm kobiety „woli” plemniki z chromosomem Y, a więc te „chłopackie”. Częstszy seks może więc preferować chłopców – wcześniej dochodzi do zapłodnienia.
Inne przydatne dane: więcej synów rodzi się po wojnie; rodzice, którzy palą papierosy, mają o 10 procent większe szanse na córkę; mieszkańcy południowej Europy mają częściej synów niż Skandynawowie.
Płeć na zamówienie
A jeśli to wszystko nie poskutkuje? Można wybrać się do kliniki, która zajmuje się zapłodnieniami in vitro. Niektóre z takich placówek oferują przyszłym rodzicom możliwość wyboru płci dziecka. Robi się to dość prosto. Nasienie ojca wiruje się w specjalnej wirówce. Plemniki „męskie” jako lżejsze („chłopacki” chromosom Y ma mało genów) znajdą się wierzchu, „dziewczyńskie” opadną na dno, bo ważą nieco więcej (taszczą więcej genów na grubaśnym chromosomie X, który decyduje o żeńskiej płci potomka). Wystarczy wybrać odpowiedni plemnik, zapłodnić nim jajeczko – i gotowe!
Tyle, jeśli chodzi o ludzkie manipulacje płcią. Częściej zdarza się, że natura decyduje za nas. Czy obrażać się na nią, gdy zsyła kolejnego gagatka i marzenia o sukienkach rozwiewają się jak sen złoty? Nie. Raczej jej zaufać. Wie, co robi.
– Ewolucja dba o to, byśmy mogli wpływać na płeć potomstwa – uważają Robert Trivers z Rutgers University w New Jersey i Dan Willard z Harvard University. Zakładają, że natura „obdarza” rodziców taką płcią dziecka, która zapewni im więcej wnuków. W poligamicznym świecie zwierząt samiec może mieć dzieci z więcej niż jedną samicą, pod warunkiem że przegoni rywali. Musi więc być atrakcyjny, silny i zdrowy. Jeśli możesz mieć takie dzieci, lepiej, żeby byli to synowie – zapewnią ci więcej wnuków. Jeśli jednak twoja kondycja każe sądzić, że nie będziesz miał silnych i zdrowych dzieci – niech to będą córki. Mogą mieć mniej dzieci niż rozpasani bracia, ale i nie umrą bezpotomnie (każdego roku dorodny syn może zapłodnić wiele kobiet, a córka w ciągu roku może urodzić tylko jedno dziecko). Podobnie jest u ludzi w społeczeństwach monogamicznych – uważają naukowcy.
I co? Spróbujecie szczęścia z tą córką? Ja muszę się przyznać, że w sklepach z ubrankami, wybierając kolejne spodnie, z zazdrością zerkam w kierunku wieszaków z cudnymi sukienkami. Jednak gdy słucham opowieści mam dziewczynek o histeriach, modach, kłótniach, problemach z narzeczonymi, ciążach i napięciach przedmiesiączkowych, cała tęsknota za sukienkami mija mi jak ręką odjął. Patrzę na mojego chłopczyka i myślę sobie: „Może nie trafiło mi się tak najgorzej?”. Będę żyć krócej, ale o ileż spokojniej. Mężczyźni są tacy nieskomplikowani.
Olga Woźniak