Leon Kieres: akta Niezabitowskiej są i ich nie ma
(RadioZet)
Gościem Radia Zet jest prezes IPN –u, prof. Leon Kieres. Witam, Monika Olejnik. Dzień dobry. Dzień dobry. Czy w IPN – ie istnieje teczka Małgorzaty Niezabitowskiej, rzecznika pierwszego niepodległego rządu? Do wczoraj, gdzieś do godziny 19.00, nie byłem pewny czy mamy i jakie dokumenty dotyczące pani Niezabitowskiej. Dzisiaj mogę opinii publicznej powiedzieć: mamy i nie mamy. To nie jest kokietowanie państwa niejasnościami. Mamy dokumenty, dlatego że materiały przekazane nam 3 sierpnia 2001 roku i 14 marca 2002 roku przez służby specjalne RP. Są to materiały, które mógłbym powiedzieć nie spełniają oczekiwań tych, którzy by chcieli, żeby materiały dotyczące pani Niezabitowskiej były w IPN. Dlaczego? Bo są to kopie dokumentów odtworzone z mikrofilmów. Dzisiaj mając już pełną paletę wiadomości na temat sprawy, którą żyje wielu z nas, muszę uciąć... Jeżeli wierzyć zapisom służb specjalnych PRL –u, takie materiały były w styczniu 1990 roku. Mamy bowiem w naszym inwentarzu pisemną informację, że materiały
dotyczące pani Niezabitowskiej zostały w styczniu 1990 roku zniszczone. Nie mamy natomiast tzw. protokołu brakowania, czyli protokołu, kiedy ktoś kto niszczy te materiały i sporządza notatkę. Nie wykluczam, że ten protokół jest gdzieś w archiwach IPN. Szukamy. Do dzisiaj go nie ma. Czy to jest teczka tajnego współpracownika? Nie mogę się na ten temat wypowiedzieć. Zwłaszcza, że pani Małgorzata Niezabitowska podda się autolustracji i złoży wniosek do sądu lustracyjnego, który będzie musiał ocenić te materiały. Nie mogę w związku z tym poinformować o zawartości tych materiałów. Mogę tylko powiedzieć, że są to materiały dotyczące pani Małgorzaty Niezabitowskiej. Jeśli pani Niezabitowska chciałaby poznać odpowiedź na pytanie jakie to są materiały, czy są to materiały, które wskazywałyby, że jest osobą pokrzywdzoną, chciałbym, żeby tak było lub że, nie daj Boże, była uwikłana w działalność w czasach PRL –u, której nie pochwalamy, to wystarczy, że złoży wniosek do IPN –u o uznanie jej za pokrzywdzoną. Jeżeli
jednak ma teczkę tajnego współpracownika, to chyba nie może do niej zajrzeć? Jest rzeczą oczywistą, że tajny współpracownik czy też były funkcjonariusz nie może zajrzeć do teczki, ale przypominam, że istnieją inne procedury umożliwiające zajrzenie do tych dokumentów. Muszę wyjaśnić jedną rzecz, dlaczego do wczoraj powstrzymywałem się z ujawnieniem informacji czy są materiały czy ich nie ma. Nie byłem pewny do wczoraj czy te materiały, o których już wiedziałem mają charakter jawny czy tajny. Dopiero wczoraj otrzymałem pisemną opinię służb Instytutu, że są to materiały jawne, ogólnodostępne, ale w ramach procedur, tzn. pion naukowo – badawczy, ale także polscy historycy mogą do nich zajrzeć oraz w pewnych sytuacjach dziennikarze. Krzysztof Wyszkowski, działacz gdańskiej opozycji twierdzi, że Małgorzata Niezabitowska była najprawdopodobniej agentką SB o pseudonimie „Nowak”. Twierdzi również, że zamieszanie, które wywołała Małgorzata Niezabitowska to jest obrona przez atak i ma na celu powstrzymanie przed
ujawnieniem prawdziwych nazwisk. Nawet, gdybyśmy chcieli powstrzymać postępowanie związane z ujawnianiem nazwisk, to nie moglibyśmy tego zrobić, bo jako dokumenty jawne są one w zbiorze ogólnodostępnym i już są zaznaczone w specjalnym inwentarzu elektronicznym. Dzisiaj oczywiście nie odpowiem na pytanie czy „Nowak” to Małgorzata Niezabitowska. To jest problem, którym będzie musiał zająć się sąd lustracyjny lub historycy, którzy będą mieli wgląd do dokumentów. Krzysztof Wyszkowski żąda ujawnienia i ma do tego prawo. Oczywiście otrzyma informację kto jest pod tym pseudonimem. Oświadczam to publicznie. Także inni pokrzywdzeni, których sytuacja w PRL – u była związana z tzw. „Nowakiem”, jeżeli złożą taki wniosek, to też taką informację otrzymają. Skąd ta sprawa się wzięła? Pani właśnie wskazała na trop. W moim przekonaniu nie ma gry teczkami, wielkiej sprawy związanej z wielką polityką. Jest to typowa sytuacja. Pokrzywdzeni po prostu domyślają się lub spekulują, sami snują jakieś hipotezy, kto kryje się pod
pseudonimami dokumentów, które udostępniamy. O tej sprawie poinformowano mnie gdzieś przed dziesięcioma dniami. Ta informacja przyszła z Gdańska, że tam się mówi, że jest jakiś Nowak i że Nowak to ważna postać dla opozycji demokratycznej. A wzięło się to stąd, ze pani Niezabtowska miała zasiadać w Komitecie Obrony IPN. „Rzeczpospolita” chce powołać stowarzyszenie wspierające IPN, a zwłaszcza działalność naukowo – badawczą i edukacyjną. Zaproponowano, żeby pani Małgorzata Niezabitowska weszła w skład tego stowarzyszenia. Wtedy zaczęto mi mówić: No dobrze, ale ostrożnie, bo pani Niezabitowska, jak w Gdańsku się mówi, jest postacią, która najpierw powinna rozliczyć się ze swoją przeszłością. Dla mnie, żeby nie było wątpliwości, w związku ze spodziewanym wnioskiem pani Niezabitowskiej do sądu lustracyjnego, obowiązuje w tej chwili zasada domniemania niewinności. Oznacza to, że do czasu, kiedy sąd lustracyjny podejmie decyzję nie będę wypowiadał się na temat sytuacji pani Małgorzaty Niezabitowskiej. Ale pani
Niezabitowska sama mówi, że sama podpisała dwie rzeczy, kiedy przywieziono ją 15 grudnia 1981 roku, kiedy ją SB przesłuchiwało. Opowiadała o tygodniku „Solidarność”. Nie mówiła o rzeczach tajnych. I drugi kwit, który mówił o tym, że będzie się przeciwstawiała rozlewowi krwi. Stawia mnie pani w trudnej sytuacji, bo chciałbym powiedzieć wszystko co wiem. Wszystko, również te dokumenty, które zgromadziliśmy w tzw. teczce, ale nie tylko. Do wczoraj nie byłem pewny co to jest ta teczka i jakie dokumenty znajdują się w niej. Okazuje się, że są też inne dokumenty, które wczoraj otrzymałem. Nie mogę oceniać tych dokumentów, chociaż znam ich zawartość. Nie powiem, żebym był osobą, której przywrócono równowagę ducha. Czy Małgorzata Niezabitowska powinna powiedzieć o tych dwóch podpisanych rzeczach premierowi Mazowieckiemu? To jest bardzo dobre pytanie. To jest pani zawód. I słusznie, ze chce pani wyciągnąć ode mnie odpowiedź. Nie powiem czy są tam jakieś podpisy i ile jest tych podpisów. Moim zdaniem pani
Niezabitowska powinna rozliczyć się przed swoim środowiskiem i tak jak to napisała w „Rzeczpospolitej” powinna jeszcze raz w szczerej rozmowie, nie wiem w jakiej formie, powiedzieć tym, z którymi wówczas współpracowała, jak było naprawdę. Może łatwo mi dzisiaj po 14 latach sformułować taką tezę, ale sobie zadaje pytanie, na które pewnie już nie otrzymam odpowiedzi, dlaczego Małgorzata Niezabitowska nie poinformowała swojego premiera o tej sytuacji. Podkreślam, dokumenty jakiś były, oryginały, bo zostały one zniszczone w styczniu 1990 roku. Wystarczyło pójść. Być może taka rozmowa była. Ja do tej pory nie słyszałem. Pani Niezabitowska mówiła, że gen. Kiszczak prawdopodobnie wyniósł jej teczkę. To jest problem czy powinienem złożyć doniesienie do prokuratury w tej sprawie, bo jak powiedziałem nie mamy oryginału. Krzysztof Kozłowski dzisiaj w „:Gazecie Wyborczej” twierdzi, że nie ma sensu wracać dzisiaj do tej sprawy, niszczenia i palenia akt, bo procesy już były. Były procesy generałów Majchrowskiego i
Szczygła. Sąd uznał ich winnymi niszczenia akt, ale nie ukarał, bo tłumaczył, że i tak będą podlegać amnestii i wyjdą na wolność. Dwa razy karać nie można – twierdzi Krzysztof Kozłowski. Zgadzam się z tym, ale pani Niezabitowska sama postawiła mnie przed pewnym wyzwaniem, bo napisała w sobotę w „Rzeczpospolitej”, że w co najmniej trzech przypadkach znała... Spodziewam się umorzenia postępowania w tej sprawie ze względu na okres przedawnienia, ale nie chcę w przyszłości spotkać się z zarzutem, że nie podjąłem żadnych działań. I jeszcze zarzut Krzysztofa Kozłowskiego pod pana adresem: „Wiem, że IPN dość nonszalancko obchodzi się ze swoimi archiwami. Po Krakowie chodzi prawa ręka Jana Rokity Zbigniew Fijak i rozpowiada, że z kolegami historykami pisze książkę, która wstrząśnie Krakowem.” Znam, szanuję pana Kozłowskiego, ale mam do niego żal o takie sformułowania. Z jednej strony mówi... To nie jest zarzut, który nas obciąża, a z drugiej strony codziennie otrzymuję zarzuty, że jestem zbyt pryncypialny, że zbyt
wolno trwa udostępnianie dokumentów, że jesteśmy zbyt ostrożni i że stajemy po stronie nie pokrzywdzonych, tylko tych, którzy na nich donosili. Dziękuję bardzo i współczuję panu profesorowi, bo jest pan Kustoszem najgorszej pamięci. Przeze mnie Instytut mógł podobno nie powstać. Zgodziłem się na to, żeby być prezesem IPN - u. Mam jeszcze 6 miesięcy i wytrwam.