Lekcja polskiego na posiedzeniu komisji Bundestagu
Ostatnie w tej kadencji, środowe
posiedzenie komisji ds. Unii Europejskiej niemieckiego
Bundestagu stało się dla przewodniczącego parlamentarnego
gremium, deputowanego CDU Matthiasa Wissmanna nieoczekiwanie
okazją do nauki języka polskiego.
29.06.2005 | aktual.: 29.06.2005 15:34
Polityk CDU, napomniany publicznie przez rektora Uniwersytetu "Viadrina", panią Gesine Schwan za nieprawidłowe akcentowanie (na pierwszej sylabie) nazwiska zaproszonej na posiedzenie Ireny Lipowicz, ćwiczył kilkakrotnie w czasie ponad trzygodzinnego posiedzenia właściwe rozkładanie akcentu. Nauczyłem się, chociaż nadal muszę ćwiczyć - stwierdził z dumą Wissmann pod koniec spotkania.
Nieznajomość polskiego
Kwestia nieznajomości języka polskiego w Niemczech była jednym z wielu problemów poruszanych w czasie posiedzenia poświęconego podsumowaniu pierwszego roku po rozszerzeniu UE na Wschód. Kwestia języka jest główną przeszkodą w rozwoju polsko-niemieckich stosunków - powiedziała Schwan, od ubiegłej jesieni pełnomocniczka niemieckiego MSZ ds. współpracy z Polską. Lipowicz jest jej odpowiedniczką po stronie polskiej.
Schwan zwróciła uwagę na dotyczącą nie tylko języka "asymetrię" w polsko-niemieckich stosunkach. Polacy wiedzą więcej o Niemczech i częściej mówią po niemiecku, niż odwrotnie - podkreśliła. Zamykanie katedr polonistycznych na niemieckich uczelniach to "fatalny sygnał" - dodała. Ograniczenia dotyczą m.in. mającego długą tradycję wydziału polonistyki na berlińskim Uniwersytecie im. Humboldta.
Premier Saksonii Georg Milbradt przyznał, że w jego landzie więcej osób uczy się języka hiszpańskiego, niż języków krajów sąsiadujących z Saksonią - Polski i Czech. To przykre, ale Niemcy spoglądają raczej na Zachód - zauważył. Najzdolniejsza młodzież nie wiąże swojej przyszłości z niemiecko-polskim pograniczem, lecz marzy o tym, by wyjechać do USA - dodał premier.
Restrykcje wobec pracowników
Uczestnicy dyskusji nie byli zgodni co do konieczności utrzymywania na niemieckim rynku pracy restrykcji dla pracowników z Polski. Przedstawiciel Federalnego Związku Przemysłu Niemieckiego Bernhard Welschke apelował o jak najszybsze zniesienie ograniczeń. W Niemczech zabraknie w najbliższej przyszłości fachowców. Jeżeli polscy specjaliści zaaklimatyzują się w Irlandii czy Wielkiej Brytanii, to nie będą chcieli po kilku latach, gdy zniesiemy ograniczenia, przyjechać do Niemiec - argumentował.
Zdaniem premiera Saksonii w wyniku przenoszenie się niemieckich firm do krajów sąsiednich w jego landzie likwidacji uległo wiele miejsc pracy. Dotyczy to szczególnie stanowisk nie wymagających wysokich kwalifikacji. Do ludzi, którzy stracili pracę, nie przemawiają hasła, że Unia Europejska jest gwarantem pokoju w Europie, lub że ogólny bilans rozszerzenia jest pozytywny - podkreślił Milbradt. Dodał, że politycy muszą zatroszczyć się o ludzi, którzy przegrali na skutek rozszerzenia Unii. W przeciwnym wypadku nastroje w regionach nadgranicznych jeszcze pogorszą się - ostrzegł.
Popyt na Polaków
Polscy pracownicy są po prostu dobrzy - powiedziała Lipowicz, wyjaśniając popyt na polskich fachowców. Dodała, że obowiązkiem elit politycznych jest wskazywanie obywatelom prawdziwych przyczyn zjawisk negatywnych i przeciwstawianie się populistycznym hasłom. Wznoszenie barier w dostępie do rynku pracy szkodzi i Niemcom i Polsce - podkreśliła.
Przedstawiciel Centrali Niemieckich Związków Zawodowych (DGB) Stefan Beck potwierdził, że poparcie dla rozszerzenia UE "dramatycznie" spada. Niemcy obawiają się taniej konkurencji z krajów środkowoeuropejskich, obchodzenia przepisów o swobodnym świadczeniu usług oraz przenoszenia się firm do krajów sąsiednich. Dodał, że niemieccy związkowcy współpracują ze związkami polskimi i czeskimi, poszukując wspólnie rozwiązań problemów wynikających z rożnicy w poziomie płac i zabezpieczenia socjalnego.
Jacek Lepiarz