Lekarzy nie brakuje tylko na papierze
W poznańskim Pogotowiu Ratunkowym regularnie brakuje lekarzy na dyżurach. Pracownicy pogotowia tłumaczą to skandalicznie niskimi pensjami. Narodowy Fundusz Zdrowia płaci zgodnie z kontraktem czyli za lekarzy. NFZ twierdzi, że o brakach nikt ich nie informował i zapowiada kontrolę.
Rejonowa Stacja Pogotowia Ratunkowego w Poznaniu jest publicznym Zakładem Opieki Zdrowotnej finansowanym z Narodowego Funduszu Zdrowia na zasadach zawartych w kontrakcie. Fundusz wypłaca ryczałtem pieniądze za gotowość dobową do pracy. W poznańskim pogotowiu jeździ 9 karetek reanimacyjnych i 10 wypadkowych. Część z nich często tylko na... papierze.
Lekarzy brak
Są takie dni, kiedy obsada dyżurów jest pełna - zaczyna optymistycznie jeden z pracowników poznańskiego pogotowia. Z reguły jednak brakuje lekarzy. Szczególne problemy są na zamianach przedpołudniowych.
Zdarzają się dni, że brakuje kilku- mówi jeden z medyków. W takim wypadku tak zwana "erka" nie jest "erką". Dziury łatane są na bieżąco, a zespół bez lekarza jeździ jako coś w rodzaju zespołu ratunkowego.
Problem w tym, że ratownicy nie mogą na przykład zalecić stosowania pewnych leków. Mogą służyć jedynie doraźną pomocą, do której są uprawnieni. W czteroosobowych zespołach reanimacyjnych powinni jeździć lekarze z drugim stopniem specjalizacji. W innym przypadku nie jest to "erka", za którą płaci fundusz. Do pewnego rodzaju wezwań trzeba jednak wysyłać specjalistę. Wtedy trzeba go szukać w innym miejscu, co oczywiście nie pozostaje bez wpływu na czas dojazdu.
To prawda, że brakuje lekarzy. Są urlopy i wszędzie brakuje - potwierdza Witold Draber, dyrektor Rejonowej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Poznaniu. Zaprzecza jednak, aby zjawisko występowało w takich rozmiarach, o jakich mówią jego pracownicy.
Najtańsi w Wielkopolsce
Zdaniem pracowników główną przyczyną braków w obsadzie dyżurowej są skandalicznie niskie stawki, a problem jest o wiele starszy, niż ostatnie wakacje.
W poznańskim pogotowiu zarabia się najgorzej w Wielkopolsce - twierdzi jeden z nich. Wystarczy podjąć taką pracę 30 kilometrów dalej, by zarobić o połowę więcej- dodaje. Z tego powodu lekarze nie chcą pracować w pogotowiu. Pytają też o to, dlaczego zarabiają mniej, niż w innych miejscowościach i gdzie są te pieniądze?
Witold Draber tłumaczy to tym, że fundusz ustalił stawki na tego rodzaju świadczenia jednolite dla całej Wielkopolski, a koszty funkcjonowania poznańskiego pogotowia są o wiele wyższe. Potwierdzają to dane z NFZ. W Wielkopolsce jedna karetka reanimacyjna wyjeżdża średnio 4,57 razy na dobę, w Poznaniu 5,8. W przypadku karetek wypadkowych stosunek wyjazdów jest jeszcze bardziej drastyczny: 5,53 do 9,10. NFZ nic nie wie
Za gotowość do pracy karetki wypadkowej NFZ płaci 1758 zł za dobę, za reanimacyjną już 2208 zł. Płaci razy 365, czyli tyle, ile jest dni w roku. Z naszych ustaleń wynika, że często płaci za "erki widma", bo karetki spełniają właśnie zupełnie inne funkcje. Umowa jest rozliczana systematycznie na podstawie przesyłanych co miesiąc z pogotowia raportów. Raporty zawierają dane na temat tego ile, gdzie, komu i jakiej pomocy udzielono, nie informują w jakim składzie wyjechał zespół. Nikt nas nie informował o brakach w obsadzie karetek. Ani pogotowie, ani pacjenci. W ofercie była zgłoszona pełna obsada - mówi Bernadeta Ignasiak, rzecznik NFZ. Tłumaczy też, że prawdy będzie można dojść jedynie poprzez kontrolę wewnętrznej dokumentacji pogotowia.
Jeśli rzeczywiście okaże się, że warunki kontraktu nie są wypełniane, to stacji pogotowia grożą poważne konsekwencje mówi Ignasiak.
Witold Draber, dyrektor Pogotowia Ratunkowego:
Bywają dni, gdy nie ma pełnej obsady, głównie w godzinach przedpołudniowych urlopy, choroby, poza tym część lekarzy specjalizuje się poza jednostką macierzystą. Wtedy dana karetka pełni dyżur w niepełnej obsadzie, ale wykonuje często masę transportów międzyszpitalnych. Odnośnie kosztów to rzeczywiście stawki za dyżury popołudniowe nie są zbyt duże w porównaniu z innymi placówkami w Wielkopolsce, ale NFZ nie stosuje algorytmu na dobokaretkę, uwzględniającego inne koszty, związane z populacją, którą dana jednostka obsługuje i ilością podstacji. RSPR posiada 8 podstacji, które trzeba utrzymać, by na tak dużym obszarze zapewnić szybki dojazd do pacjenta. Większość placówek nie jest własnością pogotowia, dlatego czynsz i pochodne są dużo większe, niż na terenie województwa. Na koniec: umowa z NFZ dopuszcza, aby w przypadku braku lekarzy, jeździły samodzielnie pielęgniarki anestezjologiczne i licencjonowani ratownicy, zresztą, w tym kierunku idzie nowa ustawa o ratownictwie medycznym. Dodam jeszcze, że stawki na
dobokaretkę w innych regionach kraju, są dużo większe, jak zwykle wyprzedza nas Mazowsze, Małopolska, Śląsk, ale to pozostawię bez komentarza.