Lekarze protestują przeciwko zbyt niskim stawkom
Prawie dwieście placówek podstawowej opieki zdrowotnej na Pomorzu - od Borzęcina po Zblewo - odmówiło zgody na przyjęcie warunków przyszłorocznego kontraktu, który za miesiąc opieki nad pacjentem zamiast tegorocznych 4,97 zł zaproponował 5 złotych.
- To policzek wymierzony przez fundusz - tak o przyszłorocznej stawce na leczenie w podstawowej opiece zdrowotnej mówi dr Danuta Hryniewiecka z przychodni "Cukromed" w Malborku. - Podwyżka o trzy grosze nie nadąża za inflacją. Mam pod opieką 2200 pacjentów i gdyby nie dodatkowy kontrakt na medycynę pracy, nie byłabym w stanie zapewnić im podstawowych badań. Dzisiaj mija ostatni termin na podpisanie umowy z pomorskim NFZ.
W liście wysłanym do prezesa Henryka Wojciechowskiego zbuntowane przychodnie informują o niezaakceptowaniu propozycji funduszu i proszą "o powstrzymanie wszelkich czynności związanych z wypowiadaniem umów z dotychczasowymi świadczeniodawcami" do czasu zakończenia rozmów reprezentującej ich federacji Porozumienie Zielonogórskie z centralą NFZ. Podobne listy protestacyjne wysłało 12 tysięcy lekarzy rodzinnych z całej Polski. To jednak Pomorze jest regionem, w którym stawka na leczenie pacjenta przez lekarza pierwszego kontaktu jest o kilka groszy niższa od średniej krajowej.
- Proszę znaleźć lekarza, który odpowiedzialnie chciałby leczyć chorego za 5 złotych - mówi Andrzej Lato, prezes NZOZ Eter-Med w Gdańsku. Wprawdzie nie każdy pacjent, za którego wpływa 5 złotych, odwiedza co miesiąc przychodnię, ale pozostali chorzy skutecznie "zjadają" przekazywane przez fundusz pieniądze. Lekarze wyliczają - podstawowe badania diagnostyczne to 50 złotych. Do tego dochodzą wydatki na benzynę, którą trzeba wlać do baku auta jadącego z wizytą domową, na prąd i gaz, służący do ogrzania przychodni. - Prawidłowo zdiagnozowany przez lekarza rodzinnego pacjent trafia do szpitala - mówi jeden z trójmiejskich internistów. - I zaraz wraca, bo tam nie mają pieniędzy na leczenie. Wszystko skupia się na nas...
Dorota Abramowicz