Lekarz urwał wcześniakowi główkę w czasie porodu. Matka Nadii walczy o 600 tys. zł
Natalia trafiła do szpitala w Świebodzicach pod koniec 22. tygodnia ciąży. Gdy zaczął się przedwczesny poród, lekarz zdecydował się na specjalistyczny chwyt, który pomaga wydobyć dziecko przy ułożeniu miednicowym. Gdy pociągnął, główka została w ciele matki. Kobieta domaga się 600 tys. zł od szpitala za śmierć bliskiej osoby. Wkrótce ruszy proces w tej sprawie.
21.07.2020 | aktual.: 21.07.2020 14:56
- Sąd musi rozstrzygnąć jedną kwestię: czy to był poród i dziecko zmarło przez błąd lekarza, czy też poronienie, które dotyczy ciąży do 22. tygodnia. W przypadku Natalii dwóch godzin brakowało do tego, by zaczął się 23. tydzień. Dziecko miało szansę na przeżycie – mówi Wirtualnej Polsce mec. Małgorzata Hudziak, pełnomocniczka Natalii.
Kobieta trafiła do szpitala w Świebodzicach 18 stycznia 2017 r. Bolał ją brzuch, pojawiło się plamienie. To była połowa piątego miesiąca ciąży, ostatni dzień 22. tygodnia. Dyżur pełnił wówczas ginekolog Krzysztof S. Gdy stan pacjentki się pogarszał, lekarz podjął decyzje o porodzie. Dziecko było w ułożeniu miednicowym – zamiast główką rodziło się nóżkami.
Natalia skarżyła się na ogromny ból. Ginekolog zdecydował o zastosowaniu chwytu Veita-Smelliego. Palec środkowy jednej ręki lekarz włożył do ust dziecka, a palce wskazujący i serdeczny oparł po obu stronach szczęki i ciągnął. Wtedy doszło do dramatu. Jak zeznała położna obecna na sali w czasie porodu, ginekolog wyjął ciało dziecka Natalii bez główki. Próbował ją jeszcze wydobyć narzędziami, a gdy to się nie udało, pacjentka została przewieziona na salę operacyjną i uśpiona. W czasie zabiegu łyżeczkowania macicy usunięto z jej ciała główkę dziecka.
Pomaga Rzecznik Praw Pacjenta
Dopiero po zabiegu i wybudzeniu Natalia dowiedziała się, że jej córeczka nie żyje. Ginekolog, który zajmował się kobietą, wpisał w dokumentach, że Natalia nie chciała, by przewieziono ją do lepiej wyposażonego szpitala. Kobieta zaprzecza, by pytano ją o tę kwestię.
W sprawę zaangażował się Rzecznik Praw Pacjenta. Powołany przez niego konsultant wydał opinię negatywną dla lekarza, który zajmował się Natalią. Prof. Sławomir Suchocki orzekł, kobietę należało przewieźć do lepszego szpitala, co znacznie zwiększyłoby szanse na przeżycie dziecka.
Ocenił także, że lekarz wbrew sztuce lekarskiej nie wykonał badania wewnętrznego ani USG. Nieprawidłowo wykonał też chwyt, który miał ułatwić wydobycie dziecka. "Metoda Veita-Smelliego nie była wykonana prawidłowo, gdyż zastosowano ją przed rozwarciem zupełnym i była wykonana z użyciem dużej siły, która spowodowała oderwanie główki. W tej bardzo niekorzystnej sytuacji położniczej, która powstała na skutek nieprawidłowo przeprowadzonej pomocy, należało zamiast użycia siły fizycznej spróbować natychmiast nacisnąć ujście szyjki macicy i w ten sposób spowodować większe rozwarcie ujścia, pozwalając urodzić główkę płodu bez jej tragicznej dekapitacji" – ocenił prof. Suchocki.
- W sprawie doszło do naruszenia ustawy o prawach pacjenta. Nieprawidłowości potwierdza powołany przez nas konsultant. Pozostajemy w stałym kontakcie z pacjentką i jej pełnomocnikiem w zakresie wsparcia jej w postępowaniu cywilnym, w którym - w sprawie dotyczącej naruszenia praw pacjenta - Rzecznik Praw Pacjenta może brać udział na prawach przysługujących prokuratorowi - mówi nam Bartłomiej Chmielowiec, Rzecznik Praw Pacjenta.
Mama Nadii pozwała szpital na drodze cywilnej. Domaga się zadośćuczynienia za naruszenie praw pacjenta oraz zadośćuczynienie dla rodziców i brata za śmierć dziecka. W sumie chodzi o 600 tys. zł.
Szpital w Świebodzicach nie odpowiedział na nasze prośby o kontakt. Po śmierci dziecka wydał jedynie oświadczenie: "Naszej pacjentce składamy szczere kondolencje i wyrazy głębokiego współczucia z powodu utraty dziecka. Rozumiemy, jak trudne chwile teraz przechodzi. Ratowanie zdrowia i życia młodej kobiety, która zgłosiła się z poronieniem zagrażającym, było dla naszego zespołu równie ważne, jak bezpieczeństwo płodu. Niestety mimo wysiłków lekarzy ciąży nie udało się utrzymać'.
- Czekamy na wyznaczenie terminu rozprawy. To kwestia najbliższych tygodni. Ta sprawa wiele kosztowała moją klientkę. Jest bardzo drastyczna, stąd i wniosek o wysokie zadośćuczynienie. Chyba najwyższe w Polsce w takiej sprawie - mówi mec. Małgorzata Hudziak.