Leczenie terrorystów w zamian za uwolnienie zakładniczek
Włoski Czerwony Krzyż leczył w swoim
szpitalu w Bagdadzie w tajemnicy przed Amerykanami czterech
"domniemanych terrorystów", aby uzyskać w zamian uwolnienie dwóch
Włoszek porwanych w Iraku.
25.08.2005 | aktual.: 25.08.2005 14:13
Powiedział to dziennikowi "La Stampa" ustępujący dyrektor Włoskiego Czerwonego Krzyża Maurizio Scelli.
Chodziło o uwolnienie dwóch wolontariuszek z organizacji charytatywnej Most do Bagdadu, Simony Pari i Simony Torretty, uprowadzonych w Bagdadzie 7 września zeszłego roku. Porywacze wypuścili je na wolność po trzech tygodniach.
"Pośrednicy poprosili nas, abyśmy zaopiekowali się i uratowali życie czterem domniemanym terrorystom, rannym w walce, a poszukiwanym przez Amerykanów" - cytuje dziennik w swoim czwartkowym numerze słowa Scellego. "Ukryliśmy ich i przewieźliśmy do lekarzy Czerwonego Krzyża, którzy ich operowali" - powiedzał dyrektor.
"Leczyliśmy także czworo ich dzieci, chorych na białaczkę" - dodał Scelli.
Jeśli informacja ta zostanie potwierdzona, może okazać się kłopotliwa dla premiera Włoch Silvio Berlusconiego, który jesienią zeszłego roku zaprzeczał, aby Włochy ustąpiły wobec żądań okupu, aby zapewnić uwolnienie wolontariuszek.
Urząd premiera włoskiego na razie nie ustosunkował się do wypowiedzi Scellego.
Scelli, który był w Bagdadzie 28 września, gdy porywacze przekazali stronie włoskiej "dwie Simony", powiedział, że uczestniczył w rokowaniach. Dodał, że decyzję, by szczegóły operacji zataić przed Amerykanami, zaaprobował doradca premiera Gianni Letta, uważany za prawą rękę Berlusconiego.
Jednak rząd oznajmił w komunikacie, że Włoski Czerwony Krzyż działał całkowicie na własną rękę. Rząd oraz odpowiednie służby nigdy nie wpływały na działania, które Czerwony Krzyż prowadził, mając pełną autonomię - oświadczyła Rada Ministrów.
Komentatorzy zwracają uwagę, że Scelli, który swą wypowiedzią postawił Berlusconiego w niezwykle trudnej sytuacji zwłaszcza wobec amerykańskich sojuszników, był dotychczas jego ulubieńcem.
Przed kilkoma miesiącami, po uważanym za osobisty sukces Scellego uwolnieniu Simony Pari i Simony Torretty, szef rządu namówił go, by stanął na czele nowo powołanej młodzieżowej przybudówki partii Forza Italia. Ta nowa organizacja jednak nie przyciągnęła wielu chętnych, a na jej zjazd założycielski przyszło bardzo niewiele osób.
Przeciwnicy rządu z centrolewicowej opozycji zarzucają teraz ekipie Berlusconiego hipokryzję, sojusznicy zaś podkreślają, że takie epizody są czymś absolutnie normalnym w czasie wojny.
Sam premier, przebywający na wakacjach, na razie milczy.
Tymczasem już pojawiły się głosy, by otworzyć na nowo dochodzenie w sprawie śmierci agenta włoskiego wywiadu Nicoli Calipariego, który został omyłkowo zastrzelony w marcu przez amerykańskich żołnierzy w Bagdadzie, gdy wiózł na tamtejsze lotnisko uwolnioną właśnie zakładniczkę Giulianę Sgrenę.
Włoscy politycy, domagający się wznowienia śledztwa i parlamentarnej debaty w tej sprawie, zadają pytanie: czy Amerykanie, którzy otworzyli ogień do Calipariego, wiedzieli, że Włosi paktują z terrorystami?
Sylwia Wysocka