Lech Wałęsa: nikt mnie nigdy nie złamał
Nie dałem się złamać, nie dałem się przekupić - zapewniał Lech Wałęsa na zorganizowanej konferencji prasowej, na której komentował opinię biegłych Instytutu Sehna, z której wynika, że zobowiązanie do współpracy z SB i pokwitowania odbioru pieniędzy, znalezione w domu Czesława Kiszczaka, podpisał były prezydent.
Chciałbym, abyście wystawili mi kogoś z was, kto by poszedł za prawdą - zwrócił się Wałęsa do dziennikarzy. - Słyszę, jak niektórzy popisują się dziś odwagą i patriotyzmem. Chciałbym, żebyście coś takiego wykazali. Wykazali tych ludzi odważnych i ich czyny w tym samym okresie, w którym posądzają mnie o brak odwagi i brak czynów - dodał były prezydent, przypominając, że za walkę z komunizmem zwalniano go z pracy.
- Ja mogę postawić 100 grafologów, którzy powiedzą odwrotnie - powiedział o opinii grafologów, którzy stwierdzili, że podpisy Wałęsy pod zobowiązaniem współpracy z SB są autentyczne.
Wałęsa tłumaczył, że były dwie teczki z nazwą "Bolek". - Jedna legalna, która prowadziła do tego, żeby mnie postawić przed sądem, a finał miał być taki, że jestem szpiegiem amerykańskim. Te dokumenty, 100 tomów, zostało zniszczonych - stwierdził były prezydent. - Była druga teczka, którą teraz tu pokazują. Ta teczka była nielegalną walką z Wałęsą. Polegało to na tym, że podrabiano, zbierano, dorabiano różne papiery. Nie mogąc pokonać Wałęsy, próbowano zniechęcić społeczeństwo do Wałęsy, jako agenta i donosiciela, bo wiedzieli, że inaczej nie są w stanie, są za słabi i za głupi - tłumaczył.
Wałęsa mówił, że znalezione dokumenty, to nie były donosy, to były przepisane podsłuchy, które "Kiszczak wykorzystywał dosyłając różnym ludziom". - To były przepisane podsłuchy, po to, żeby mnie zastraszyć. Chciano mnie złamać, ale nie dałem się złamać - mówił były prezydent.
Były prezydent przysięgał, że podpisy są sfałszowane. - Oni podrabiają dolary i paszporty. Lepiej podpiszą mój podpis niż ja sam - powiedział Wałęsa. - Nigdy nie byłem po tamtej stronie - zapewniał.
- Też to zrobimy - odpowiedział Wałęsa na pytanie, czy powoła swoich grafologów.
- Przysięgam, że nigdy nie przysięgałem po tamtej stronie, ale jednocześnie informuję: ja miałem moje metody walki - podkreślił. - Po przegranym strajku '70 roku powiedziałem: Boże daj mi tu jeszcze wrócić i rozegrać tą partię - dodał.
- Mogłem postąpić tak, jak w Powstaniu Warszawskim - wykrwawić ten naród, ale mam inne metody walki. Lubię zwyciężać, a nie mordować swoich ludzi. W związku z tym postanowiłem, że będę rozmawiał, nawet współpracował, ale nie na zasadach zdrady i poddaństwa - tłumaczył były prezydent.
Byłego prezydenta zapytano co zrobi, jeśli zostaną mu postawione zarzuty składania fałszywych zeznań. Odparł, że "nie będzie z nimi rozmawiał". - Jakiś czas można było, a teraz tak mnie poniżono, tak mnie urażono, że nie będę z Kiszczakiem rozmawiał i z jego śmieciami, jeśli nasi profesorowie nie potrafią udowodnić takiej prostej prawdy - stwierdził.
Pytany o pieniądze, które miał rzekomo otrzymywać za donosy odparł, że "nie ma z nimi nic wspólnego". - Oskarżyłem ich niesłusznie. Muszę przeprosić. Oni nie pisali za mnie donosów. Oni przepisywali z tych podsłuchów na treści dobre do czytania i za to brali pieniądze. Brali je "na Bolka". A wcześniej pierwsze urządzenie jako podsłuch nazwano "Bolek". Papiery, które stamtąd spisywali też nazwano "Bolek" i teczkę, gdzie zbierano te dokumenty, żeby mnie pogubić także nazwano "Bolek" - wyjaśniał Wałęsa.
Tydzień temu Instytut Pamięci Narodowej poinformował, że z opinii biegłych grafologów Instytutu Sehna w Krakowie dotyczącej teczek TW "Bolek" wynika, że zobowiązanie do współpracy z Służbą Bezpieczeństwa podpisał Lech Wałęsa. Były prezydent był w tym czasie na zjeździe noblistów w Kolumbii, do Polski wrócił w poniedziałek.