Lech Wałęsa: jeśli będzie trzeba, wystartuję na prezydenta
Jeśli będą tematy, o których mówiłem dawno, dawno temu, które przewidywałem, i jak trafiłem, to na pewno będę startował (w wyborach prezydenckich). Proszę mnie zrozumieć. W związku z tym, że brałem udział w wielu sprawach, rzeczach, wielu ludzi mi zaufało, ja im muszę wciąż, kiedy jest tylko potrzeba, oddawać się do dyspozycji. Czy oni mi dadzą jeden procent, czy pół procent, to nieważne... - powiedział były prezydent Lech Wałęsa w radiowych "Sygnałach Dnia".
26.06.2004 | aktual.: 26.06.2004 10:43
„Sygnały Dnia”: Panie prezydencie, wczoraj otrzymał pan specjalny dyplom "Za wybitne zasługi dla promocji Polski na świecie". Była to inicjatywa wszystkich dotychczasowych ministrów spraw zagranicznych. Czuje się pan taką wizytówką eksportową Polski?
Lech Wałęsa: W innym przypadku, gdyby to było od jednego ministra, miałbym kłopot, bo jednak różnimy się, inna opcja. Ale ponieważ to była inicjatywa wszystkich ministrów z tego okresu, kiedy działam, więc wielka przyjemność dla mnie. Liczę na to, że i inni ministrowie, np. od ekonomii, też wszyscy jednak zauważą, że moje działanie i w tym temacie dla Polski, dla rozwiązań, to było też jednak jedno z ładniejszych działań, mimo kosztów własnych dużych. Ja naprawdę odbyłem setki wizyt i to po prezydenturze i w prezydenturze. Ja naprawdę toczyłem na każdym spotkaniu boje, bo ja mam swój styl wykładów czy spotkań. Prowokuję jakieś dwadzieścia czy trzydzieści minut, rzucam tematy, które chciałbym wyczyścić czy wyprostować i potem oddaję salę do dyskusji. I często stawano, mówiono różne rzeczy nieprzyjemne o Polsce, o Polakach, niezrozumiałe, ostatnio było o Konstytucję walka, czy o wartości. I ja stawałem wtedy i tłumaczyłem, skąd to się bierze, że trzeba wziąć pod uwagę nasze położenie geograficzne, naszych
sąsiadów, naszą historię, by nas zrozumieć. I wszystkie moje batalie wygrałem, na każdym był temat przede wszystkim Polska i jej miejsce.
„Sygnały Dnia”: Sprawdza się pan lepiej za granicą niż w Polsce?
Lech Wałęsa: Nie, tylko że w Polsce wykonałem tę dużą robotę, przesądziłem o kierunkach, o systemach. Przeciwnicy przejęli pałeczkę, powiedzieli, że zrobią wolnościowy program lepiej od Lecha Wałęsy. Na dodatek pokazali, że mają wykształcenie zachodnie w Stanach i gdzie indziej. No i naród uwierzył, że zrobią to lepiej jak Lech Wałęsa. Więc tutaj dużych spraw dla Lecha Wałęsy, które wcześniej wykonywał, po prostu nie ma. Przecież ja już nie mogę zjednoczyć wszystkich ludzi w dziesięć milionów, no bo już jest demokracja, więc związki zawodowe są, partie polityczne, te jednoczenie partii ze związkami jest niemożliwe. A więc już nie mogę odegrać takiej wielkiej roli na dziesięć milionów. Mogę odegrać na tysiąc, na dwa. Jeśli ktoś ma nie dziesięć milionów, a tysiąc, to się czuje niedobrze i niedobra sytuacja dla niego jest.
„Sygnały Dnia”: Podczas wczorajszej uroczystości powiedziano o panu, że był pan szachistą polskiej polityki zagranicznej. Jakby pan miał ocenić, którą partię w tej grze pan przegrał?
Lech Wałęsa: Właściwie w tej koncepcji nie przegrałem żadnych. Przegrałem osobistą. No tak, ale ta walka nie była osobista o Lecha Wałęsę. Ta walka była o systemy. Ta walka była o wolność, o demokrację. A więc jeśli przegrałem, czy ktoś widzi przegrane, to przegrałem dla sprawy, dla demokracji. Ale czy to jest przegrane? My się nauczyliśmy takiej koncepcji, że pokonuje się przeciwnika, zajmuje jego miejsce i to jest zwycięstwo. A ja i my dokonaliśmy czegoś innego - pokonaliśmy, ten przeciwnik się wyparł tamtej koncepcji, wziął kierunek Zachód, Unia i demokracja i powiedział, że zrobi to lepiej. A więc to jest podwójne zwycięstwo. Oczywiście, osobiste nie, w tych kategoriach, ale dla sprawy, dla celu no to chyba podwójne jest zwycięstwo, a nie pojedyncze.
„Sygnały Dnia”: Przed chwilą, panie prezydencie, powiedział pan, że kiedyś łączył pan, jednoczył pan dziesięć milionów osób, teraz raptem tysiąc, dwa tysiące. Czyli mało.
Lech Wałęsa: Ale dlaczego? Dlatego, że ja walczyłem o pluralizm i demokrację. Wtedy to nie był związek zawodowy, to był ruch społeczny, a ten ruch społeczny trzeba było z monopolu zamienić na demokrację, a nie trzymać go w monopolu. Każdy monopol jest niedobry. Monopol był potrzebny do walki z innym monopolem. Ale kiedy dojechaliśmy do przystanku Wolność należało i siebie podzielić, położyć na ołtarzu ojczyzny i budować demokrację, podział. I my i ja to wykonałem. I teraz się podnosimy jako związki, i to różne związki, podnosimy się, partie. Ja mam określoną filozofię, ja mam określoną wiarę, więc ja się muszę łączyć tylko w tych kategoriach, gdzie ja się mieszczę. I stąd był problem z Jackiem Kuroniem, z Adamem Michnikiem, bo oni uważali inaczej - że jak nas tyle łączy, jak byliśmy taką świetna paką, powinniśmy być zawsze razem. A ja powiedziałem: Nie, kochani, byliśmy razem w walce, jesteście świetni, na was nie dam nic powiedzieć, ale do przystanku Wolność. A potem tak daleko się różnimy
światopoglądowo, religijnie i w ogóle, że musimy zabudować pluralizm każdy w swoim miejscu.
„Sygnały Dnia”: Panie prezydencie, będzie pan startował w wyborach prezydenckich?
Lech Wałęsa: Jeśli będą tematy, o których mówiłem dawno, dawno temu, które przewidywałem, i jak trafiłem, to na pewno będę startował. Ale znów proszę mnie zrozumieć. W związku z tym, że jednak brałem udział w wielu sprawach, rzeczach, wielu ludzi mi zaufało, ja im muszę wciąż, kiedy jest tylko potrzeba, oddawać się do dyspozycji. Czy oni mi dadzą jeden procent, czy pół procent, to nieważne...
„Sygnały Dnia”: Ale jeżeli jeden czy pół procent, to po co startować?
Lech Wałęsa: Ale zaraz, zaraz, ja nie wiem, ja przedstawiam program, to, co chcę dokonać i mówię: ja jestem do waszej dyspozycji. Wy możecie dać jeden procent, ale nie powiecie, że Lech Wałęsa uchylił się, że nie chciał, że nie miał pomysłu, że się dorobił i właśnie zajął się prywatą. Nie, proszę panów, dopóki będę miał siłę, będę się oddawał. Bo wie pan, wielu ludzi nie rozumie, przecież sprawy moje, które reprezentowałem w poprzedniej kampanii wyborczej, one nie przegrały. Przecież ja startowałem po to jako pierwszy, żeby doprowadzić do tego, by po tej stronie mojej był jeden kandydat, by prawybory odbyły się, bo inaczej nie mamy szans. I przewidziałem, że będą rozmowy na terenie Kościoła, że Kościół będzie chciał nas dogadać: Ludzie, opanujcie się, co robicie? I tak było, u ojca Rydzyka były te spotkania, chyba cztery, wszystkich kandydatów. I ja podnosiłem rękę i zawsze mówiłem tak: Proszę panów, wszyscy tu siedzący, czy są gotowi ustąpić jednemu, którego wskażemy? Ja, Lech Wałęsa, ustąpię każdemu z
was. Proszę o deklaracje. Wy nie wiecie o tym, że tak wyglądała sprawa. Na końcu nie udało się, zawsze dochodziło do jednego i ten mówił: nie, ja się nie zgodzę. Więc znów prosiłem o głos w tym gronie i mówię: Proszę panów, rozmowy nasze są bez sensu, po tym panu tylko potop. I tak były trzy rozmowy. Na ostatniej rozmowie tak samo zaczynamy, znów ja to samo powtarzam, znów te deklaracje. No i widzę, że nie da rady, rzutem na taśmę mówię: Proszę panów, żebyście mnie nie posądzali, że ja gram, że mi chodzi o moje ambicje, to ja wystawiam z tego grona największego mojego przeciwnika, nawet wroga. I ja jego poprę i proszę, poprzyjcie go. I wtedy zwyciężyłem. Konsternacja, po chwili wstaje ten facet i mówi: A jo się nie zgadzom. Dziękuję. Więc to ja przegrałem?
„Sygnały Dnia”: Który był ten wróg?
Lech Wałęsa: No, nie wiem, po akcepcie możecie sobie urzędować.
Przeczytaj cały wywiad