Trwa ładowanie...
17-10-2007 09:24

Lech Wałęsa dla WP: demokracja obrazkowo-sondażowa

Mamy ostatnie dni kampanii, która nie przyniosła niczego nowego. Były bitewki na filmy, walka na gesty, konferencje prasowe, wymuszony uśmiech w debatach, a wszystko pod dyktaturą sondaży. I pod czujnym okiem służb państwowo-politycznych, które czuwają na wszelki wypadek nad sondażami. Polacy, na szczęście, i tak zrobią swoje. Byle tylko mądrzej niż dwa lata temu. Byle tylko odsunęli nieodpowiedzialnych ludzi z PiS od władzy. Ja spodziewam się jakiegoś zaskoczenia w wyborach i czarnego konia.

Lech Wałęsa dla WP: demokracja obrazkowo-sondażowaŹródło: AFP
d3n031d
d3n031d

Mało kto zauważył, że jak się kłębi, to na wszystkich kurz opada, a wszystko staje się niewyraźne. To kłębowisko obrazków i przedstawień zasłoniło nawet skompromitowane rządy PiS, bo w produkcjach fabularnych, reżyserowanych konwencjach i ustawianych dowolnie sondażach można funkcjonować całkiem, całkiem. A jak opada się w sondażach, to można znów zadymić z użyciem służb i to wystarcza. Przypominam przy tej okazji, bo nie mam wyjścia, że wyrzuciłem Kaczyńskich z Kancelarii nie tylko z powodów ich destrukcyjności i spiskowych teorii, ale i z powodu przekrętów. Nakazałem tej grupie swego czasu zwrócić miliony z takowego przekrętu, na co istnieją dokumenty i świadkowie. Jeśli chcą takiej gry, to będą ją mieć. Nawet z powodu wyjaśnienia takich spraw potrzeba jest odnowa władzy, bo obecna nie ma takiej woli.

Apelowałem i prosiłem dziennikarzy o większą rzetelność, żeby nie tylko wyszukiwali sensacje, w których ginie sedno spraw, ale pokazywali rzeczywistość. Jak się tu dziwić, że politycy rządzący wykorzystują służby publiczne czy nawet sanitarne kraju, skoro widzą i czują, że dziennikarze tak łatwo to podchwytują. Widzą, że z chęcią rozpisują się nawet o rzekomych planach ślubnych tego polityka czy tamtego ministra, którzy są od dawna zdeklarowanymi starymi kawalerami. Dziennikarze to łykają. A ja prosiłem o rzetelność, o to żeby spisać po debatach, po konfrontacjach punkt po punkcie wypowiedzi polityków i pokazać prawdy, półprawdy i kłamstwa, które nie są tak czytelne pod przykryciem ładnych słówek dla zwykłych śmiertelników. I wtedy łatwo dałoby się wszystko wypunktować. To się Polakom należy. Dobrze, że mimo wszystko pewne rzeczy w tych debatach wyszły. Jarosław Kaczyński igrał z ogniem, wzmacniał Kwaśniewskiego i lewą nogę zaproszeniem do debaty, a sam przegrał z kretesem z jego „pomocnikiem” Tuskiem.
Jeszcze się chyba po tym nie pozbierał i łapie się swoim zwyczajem innych nieczystych metod. Tusk zdecydowanie wygrał debatę z Kaczyńskim i wygrał mniejszą przewagą z Kwaśniewskim, bo tematy były tak ustawione, że nie dawały innej szansy.

I tak żyjemy od debaty do debaty, od sondażu do sondażu, okraszanych co jakiś czas jakimś zgrabnym filmikiem (fabularnym albo specjalnym, operacyjnym), ale niczego się nie dowiadujemy, nie ma nic nowego. Liczy się wrażenie, emocje, a nie argumenty. Sam się kiedyś o tym boleśnie przekonałem i oddałem punkty w odbiorze społecznym podczas decydującej debaty z Kwaśniewskim, bo liczyła się niebieska koszula. Później jeszcze bardziej zrozumiałem, że demokracja i korzystanie z jej praw zależy – jak to się kiedyś mówiło – od grubości książeczki czekowej. Usłyszałem taką prawdę pierwszy raz w Stanach Zjednoczonych. Jeszcze wtedy tego nie rozumiałem, bo wydawało mi sie, że walczę o demokrację, czyli w pełni równy dostęp do polityki i decyzji. A dziś wiem, że trzeba mieć 100 milinów dolarów, żeby wygrać wybory w USA. W Polsce powinno wystarczyć oficjalne i jedyne 40 milionów złotych. A wydaje się je z dużym rozmachem, tyle że nie tam, gdzie potrzeba. Wszystko służy temu, żeby skoczyło w sondażach. I jakoś nie dziwi
nikogo, że w tej samej godzinie mogą być dwa radykalnie różne. Każdy interpretuje na swoją korzyść. Nawet to nie jest głównym problemem. Ja widzę inny, bo zmierzamy do tego, że wybory są prawie niepotrzebne. Przecież już wiadomo, że są dwie siły polityczne na czele, trzecia mniejsza, czwarta jeszcze mniejsza, a pozostałe się nie liczą. Tak dyktują ludziom sondaże. Nie ma miejsca na argumenty, przekonywanie, nawet i narażanie się – bo nieraz, żeby coś osiągnąć trzeba się ponarażać. Widzę ten problem, ale też widzę, że sam łapię się na pułapkę sondaży. Ogłosiłem, że popieram Waldemara Pawlaka, ale głosuję na Platformę Obywatelską, bo jako jedyna ma szanse wygrać z dotychczasowym układem władzy. Tak przecież mówią sondaże! A skoro tak mówią to i wyborcy się słuchają. Sondaże więc podnoszą na wyżyny jednych, ale też mogą spychać w przepaść konkurentów. Innych znów ciągną za uszy i utrzymują na powierzchni. Gdyby nie sondaże już nie byłoby w tej kampanii „problemu PiS”. Nie liczyliby się w rozgrywce. Bez
istnienia sondaży partia Kaczyńskich już dawno by zniknęła. No, wcześniej spaliłaby się ze wstydu, a dopiero wtedy uciekła. A tak, na skutek różnych zabiegów, w sondażach jest wysoko. A skoro tak, to ludzie myślą, że tak jest naprawdę i znów idą za tym. Podpierają sondaże. I koło się zamyka. Nie do końca, na szczęście, bo jak jest każdy widzi. I Polacy też, w co wierzę, przejrzeli na oczy.

I, co najważniejsze, jest jeszcze w tym coś nieprzewidywalnego i możemy się spodziewać czegoś, co niespodziewane. To właśnie czynnik ludzki. Już nieraz nas zaskakiwał. I rzeczywiście obserwuję, a sporo się ostatnio spotykam z rodakami na otwartych spotkaniach – kilka dni temu w Gdańsku, w tym tygodniu w piątek w Kielcach, a dziś w moich rodzinnych stronach - większą aktywność, zainteresowanie sprawami Polski. I rozumiem to, bo chyba Polacy poczuli w kościach te ostatnie dwa lata i za chwilę okażą znów mądrość. Pozdrawiam z Lipna i z Popowa.

Lech Wałęsa dla Wirtualnej Polski

d3n031d
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3n031d
Więcej tematów