PolskaLech Kaczyński lubiany jak Donald Tusk

Lech Kaczyński lubiany jak Donald Tusk

Premier Donald Tusk w kolejnych badaniach Wirtualnej Polski traci punkty, prezydent Lech Kaczyński tymczasem powoli zyskuje. W efekcie – obniżenia pozytywnych ocen Tuska i podwyższenia pozytywnych ocen Kaczyńskiego, obydwu polityków ocenia dziś dobrze lub zdecydowanie dobrze tyle samo Polaków: 34%. Przy czym w ciągu dwóch tygodni o dwa procent ubyło zwolenników z obozu Donalda Tuska, a jeden procent przybył Lechowi Kaczyńskiemu.

Lech Kaczyński lubiany jak Donald Tusk

27.01.2010 | aktual.: 27.01.2010 15:03

Notowania obydwu polityków nadal jednak różni elektorat negatywny. Tuska krytycznie ocenia 49% (przybyło 2%), Kaczyńskiego 58% (ubyło 1%). To niezły prognostyk dla Lecha Kaczyńskiego i kolejny sygnał ostrzegawczy dla Donalda Tuska przed wyborami prezydenckimi – zdecydowanie rośnie liczba tych, którzy patrzą na lidera PO krytycznie i, jak dotąd, tendencja ta nie ulega wyhamowaniu. Dla sztabowców obecnego prezydenta po raz kolejny natomiast pojawia się potwierdzenie, że kluczem do ewentualnego sukcesu L.Kaczyńskiego w wyborach jest znalezienie sposobu na zmniejszenie silnego elektoratu negatywnego. To, że można go zmniejszyć pokazują właśnie słupki z ostatniego miesiąca – dotąd bowiem prawie nie zdarzało się, by oceny negatywne prezydenta spadały poniżej 60%.

Niewątpliwie poprawa notowań Lecha Kaczyńskiego to zasługa jego samego – prezydent uaktywnił się medialnie, sporo jeździł po Polsce, ale także bywa na balach i pokazuje się jako pogodny, uśmiechnięty polityk – ale też jego otoczenia. Władysław Stasiak prowadzi Kancelarię Prezydenta w zupełnie innym stylu niż jego poprzednicy, jest odbierany jako fachowiec, a zarazem przyzwoity polityk i ma to zapewne niebagatelne znaczenie w tym, jak Polacy zaczynają patrzeć na prezydenta. Nie bez znaczenia jest jednak tło, na którym zaczyna zyskiwać i prezydent, i PiS. Tym tłem jest mocno upudrowany wizerunek Platformy Obywatelskiej, która próbuje za wszelką cenę przykryć kompromitujące ją mechanizmy działania.

Gruba warstwa pudru, ma ukryć, tak jak fluid w kremie przykrył pot i rumieniec Zbigniewa Chlebowskiego zeznającego przed komisją to, że najważniejsi politycy PO, tacy jak skarbnik i członek zarządu partii, byli zaangażowani w wspieranie interesów zaprzyjaźnionych biznesmenów. Zeznawał o tym przed komisją były szef CBA Mariusz Kamiński. Załatwiali dla nich różne sprawy i gorliwość ta nie tylko budzi zażenowanie, ale i stawia pytania o motywy ich działania. Na razie to pytanie bez odpowiedzi, choć być może to, czy skarbnik rządzącej partii poświęcał się tak tylko z czystej przyjaźni będzie mogło wyjaśnić się w trakcie dalszych prac komisji lub prokuratury.

Warto jednak wspomnieć, że do tego stopnia działacze PO mieli dbać o interesy „Rysia”, że byli ponoć gotowi załatwić nie tylko korzystne zapisy w ustawie hazardowej, ale i kolejkę gondolową jako przeprawę przez Wisłę w Warszawie. Ponieważ powyższe fakty wynikające z materiałów, jakie ma komisja, są miażdżące, PO robi błąd broniąc Zbigniewa Chlebowskiego i Mirosława Drzewieckiego, i udając, że przyjmuje ich zeznania za dobrą monetę. Tym samym pozwala na to, by umalowana twarz Chlebowskiego stała się twarzą Platformy. W przededniu kampanii może to być kamieniem u szyi tej partii. Zaskakujące jest, że jak dotąd przynajmniej część polityków PO nie protestuje przeciw temu głośno. Stenogramy i zeznania byłego szefa CBA obciążają ich w sposób wystarczający, by formacja o jako takim instynkcie samozachowawczym nie mogła sobie pozwolić na próbę wybielenia roli „Zbyszka” i „Mira”. Ale już sam styl prowadzenia prac komisji Mirosława Sekuły dowodzi, że buta zwycięża nad skruchą i że najwyraźniej Platformie owego
instynktu samozachowawczego brakuje. Ta widoczna w strategii PO wiara, że metoda „na rympał” jest najskuteczniejszą może się moim zdaniem na partii Tuska i na nim samym boleśnie zemścić.

Tymczasem SLD też traci – być może wysiłki Bartosza Arłukowicza w komisji śledczej, niewątpliwie najlepiej radzącego sobie w niej posła i nowej nadziei lewicy, zgasił jednym zdaniem…Michał Kamiński. Ów polityk PiS powiedział w wywiadzie w „Polsce”, że wyobraża sobie koalicję PiS-u z SLD i deklaracja ta głośnych echem odbiła się w mediach jako realistyczna zapowiedź nowego sojuszu partyjnego. Perspektywa ta najwyraźniej mocniej podziałała na wyobraźnię przerażonym wyborcom lewicy (strata w dwa tygodnie dwóch punktów) niż PiS-u, bo partia Jarosława Kaczyńskiego idzie zdecydowanie w górę (w ciągu dwóch tygodni zyskała 4%). Zyskuje też – niewiele, ale jednak - PSL i być może jest to także efekt prac komisji śledczej i Franciszka Stefaniuka. Jego roztropny spokój może podobać się wyborcom na tle tego, co prezentują w komisji politycy Platformy, którym jak wiemy zdarza się nawet posuwać do tego, by pytać puste krzesła, czy mają pytania do świadka.

Joanna Lichocka specjalnie dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)