Lech Kaczyński: członkostwo w UE tak, ale tylko pierwszej kategorii
Monika Olejnik rozmawia z Lechem Kaczyńskim
Wczoraj zaszło nieporozumienie, nie było pana w „Siódmym dniu tygodnia”, ale czasami tak bywa... Goście chcieli panu pogratulować, prezydent Lech Wałęsa też panu gratuluje i oczekuje przeprosin od pana. Ucieszyłem się, że dostałem gratulacje od Lecha Wałęsy, natomiast sprawa przeprosin to jest sprawa pewnej wzajemności. Przypominam, że prezydent Wałęsa mnie, a jeszcze bardziej, wielokrotnie w życiu, bardzo ciężko obraził mojego brata. Czyli? I nigdy nie usłyszałem przeprosin. I powtarzam, na zasadzie wzajemności oczywiście. Czyli Lech Wałęsa otrzyma przeprosiny od pana, jak przeprosi braci Kaczyńskich, tak? Myślę, że to by była najlepsza reguła. Dlaczego pan zawiązał koalicję z Platformą Obywatelską, a nie z Ligą Polskich Rodzin? W pani ustach mnie to pytanie troszkę dziwi. Muszę natomiast powiedzieć, że spodziewałem się pytań w innej sprawie. Jest to zupełnie oczywiste, choćby dlatego, że sojusz z Ligą Polskich Rodzin daje trzydziestu radnych, czyli połowę, nie większość. Poza tym niezależnie od ostatniego
tygodnia, który muszę powiedzieć, że bardzo mocno mnie zniesmaczył także jeżeli chodzi o niektóre wypowiedzi liderów PO, to my jednak jesteśmy w PO-PiS, a nie w PiS-LPR. A jakie wypowiedzi liderów Platformy Obywatelskiej pana zniesmaczyły? Chodziło przede wszystkim o wypowiedzi Donalda Tuska, a już w szczególności o to, co jest po prostu, chcę być delikatny, skrajnym mijaniem się z prawdą, mianowicie jakoby wypowiedź mojego brata Jarosława Kaczyńskiego - z którą, żeby była jasność, w pełni się utożsamiam, rozmawialiśmy o tym wcześniej - była wypowiedzią koniunkturalną i po wyborach. Tak więc może wyjaśnię tutaj, jeżeli pani pozwoli, że przed wyborami mój brat wielokrotnie mówił to samo w trakcie licznych spotkań, brał bardzo aktywny udział w kampanii wyborczej, przede wszystkim w Polsce, nie w Warszawie, to po pierwsze. To się jakoś nie przebijało do prasy. I doszliśmy do tego, że naszym obowiązkiem jest powiedzenie takich rzeczy, niezależnie od tego, z jakim atakiem z tego powodu się spotkamy, bo taka jest
właśnie sytuacja i takie są dokładnie niebezpieczeństwa, o których brat mówił. Także jeżeli chodzi o ten zarzut gwałtownego zwrotu w polityce PO-PiS, mogę panią zapewnić, że głównym leitmotivem mojej kampanii wyborczej w 2001 roku - czyli nie prezydenckiej tylko parlamentarnej - było stwierdzenie, które jest najgłębiej zgodne z moimi przekonaniami, że do Unii oczywiście tak. W dzisiejszej sytuacji historycznej Unia jest rozwiązaniem pożądanym z punktu widzenia polskich interesów. Taka jest dzisiejsza Europa, to na pewno, ale chodzi o członkostwo pierwszej kategorii, a nie o członkostwo kategorii drugiej. Dzisiaj wiele osób przyznaje, że to, co jest na dzisiaj, a dzisiaj mamy 18 listopada 2002 roku, proponowane, to nie jest członkostwo pierwszej kategorii i że członkostwo drugiej kategorii nam się nie opłaca, szczególnie dlatego, że sytuacja tego typu może się utrwalić. Czyli w związku z tym przesunięcie daty jest dla pana czymś, co jest dobre w takiej sytuacji, jeżeli mamy być członkami drugiej kategorii,
tak? Nie chodzi o przesunięcie daty, dobrze pani o tym wie, pani redaktor, tylko chodzi o to, żeby uzyskać lepsze warunki. To nie jest tak, że... Nie, nie, pana brat powiedział, że ta data, 2004 rok, nie może być dogmatem. Tak powiedział i stąd się wzięła ta cała burza. Nie, nie, nie. 2004 rok nie może być dogmatem - to oczywiste. Z drugiej natomiast strony ja bym bardzo wyraźnie chciał stwierdzić, że w trakcie tej całej burzy była właśnie olbrzymia ilość przekłamań. Mnie się wręcz przypomniała kampania z 1991 roku, kiedy „Kurier Polski” - wtedy taka gazeta wychodziła - oskarżył mnie, że obalałem w Waszyngtonie pana premiera Balcerowicza, chociaż mnie w Waszyngtonie ani w ogóle Stanach Zjednoczonych mnie nie było. Ale był pan w Warszawie, kiedy ukazał się apel krakowski i komentarz Adama Michnika w „Gazecie Wyborczej”, w którym to napisał, że razem z Lechem Kaczyńskim i z Donaldem Tuskiem podpisujemy się „kierunek - Unia Europejska”. Nie widziałam sprostowania, że pan się wycofuje, że pan się dziwi. Muszę
powiedzieć, że akurat nie zauważyłem tego stwierdzenia, natomiast jeżeli chodzi o „kierunek - Unia Europejska”, to ja muszę pani powiedzieć z całą jasnością, że oczywiście przyjmujemy - i ja nie jestem osobiście takim eroentuzjastą z tego powodu - że Unia oczywiście łączy się z pewnymi ograniczeniami suwerenności, a ja sobie niezwykle wywalczoną przez Polskę niepodległość cenię - to jest dla mnie niezwykle wysoka wartość. To natomiast nie oznacza, że w obecnej sytuacji historycznej, w jakiej znalazła się Polska, w jakiej znalazła się Europa, nie widzę w tym dla Polski pewnej szansy. Mogę powiedzieć jedno: obowiązkiem naszego kraju, obowiązkiem naszego rządu, jaki by nie był, w tej chwili jest to rząd pana Millera, jest niezwykle zaciekła walka o warunki naszego wejścia do Unii. Takiej walki nie było i z tego powodu warunki wejścia są warunkami, które w wielu przypadkach mogą doprowadzić do pogorszenia się polskiej sytuacji gospodarczej. Ale mógł pan walczyć, panie prezydencie, był pan ministrem
sprawiedliwości w rządzie Jerzego Buzka, który też chciał wejść do Unii Europejskiej. Trzeba było walczyć. Muszę pani powiedzieć, że to, co pani mówi, niezmiernie mnie martwi, bo to jest jakby dalszy ciąg tej kampanii, która z uczciwą, rzetelną dyskusją publiczną nie ma w ogóle nic wspólnego. Jedna z rzeczy, która mnie zmartwiła w tym tygodniu, to jest właśnie to, że w Polsce - trzynaście lat po obaleniu komunizmu, już nawet ponad trzynaście - tego rodzaju debata jest niemożliwa i że rzeczywiście przypominają mi się tutaj najgorsze czasy pierwszych lat 90. Otóż rząd pana premiera Buzka miał na pewno miał wiele słabości i niezmiernie, ale niezmiernie twardo walczył w sprawach Unii Europejskiej, niezmiernie twardo. Przez rok byłem członkiem tego rządu i mówiąc szczerze ze względu na ówczesny stan rokowań w tych sprawach, których dotyczyły moje kompetencje, w istocie żadnego udziału w tym nie brałem. Wtedy jednak nie było jeszcze podstawowej wymiany dokumentów i to nie z winy Polski, bo myśmy swoje sprawy,
które do nas należały, przedstawili, jeżeli oczywiście chodzi o tę sferę, która ode mnie zależała. Natomiast generalny odwrót od twardej polityki w tym zakresie to była polityka pana Millera. I ja się bardzo cieszę z tego, że dzisiaj, kiedy pół godziny temu czy godzinę temu słyszałem fragmenty wywiadu z premierem, mówił on, że jednak w ramach tych trzech rozdziałów, które jeszcze zostały, będzie twarda walka. Niektórzy mówią, że negocjacje z Unią Europejską odbywają się w ciągu ostatniej minuty, mogę powiedzieć jedno... Przepraszam, przypomnę tylko, że premier Leszek Miller cały czas mówił o twardych warunkach, że będziemy twardo walczyć i tak też mówili główni negocjatorzy, nie oddawali pola, panie prezydencie. Tak, więc ja jeszcze raz pani powiem, że to, co mówił pan premier Miller, to jest jakby jedna sprawa, chociaż ja takich stwierdzeń - poza ogólnymi stwierdzeniami nic innego mówić tutaj nie mógł - nie słyszałem. Jeżeli natomiast pani mówi, że negocjatorzy rządu pana Millera byli twardzi, to muszę
powiedzieć, że słucham tego z najwyższym zdumieniem. I nie tylko ja, to jest opinia zdecydowanie powszechna. Jednak jeszcze raz, wracając do tej całej sprawy... Przepraszam, opinia jest też powszechna, że radykalizują bracia Kaczyńscy scenę polityczną, bo przyzna pan, że jest to nieuczciwością polityczną, kiedy ludzie głosowali na pana nie wiedząc, że jest pan antyeuropejski. Ale chwileczkę, proszę pani, to, co pani mówi, jest dla mnie niezmiernie przykre, bo sądziłem, że pani jest rzetelna pod tym względem. W tym nie ma żadnej nieuczciwości. Mówiłem na samym początku, nie było żadnego zwrotu w polityce PiS w tej sprawie. Raz jeszcze powtarzam, że głównym leitmotivem naszej kampanii wyborczej w 2001 roku, w czasie dziesiątek spotkań, w których brało udział tysiące ludzi, było: członkostwo w Unii Europejskiej tak, to się Polsce opłaca, patrzę na to przede wszystkim przez pryzmat naszego kraju, to mnie interesuje, natomiast pod warunkiem, że będzie to członkostwo pierwszej kategorii. I żadnej nieuczciwości,
szanowna pani redaktor, tutaj nie ma. Natomiast to, że w tej chwili się rozpoczęła kampania, określiłbym po prostu jako nagonkę, powtarzam, przypominającą pierwszą połowę lat dziewięćdziesiątych. Podam pani parę przykładów... Ale przepraszam, panie prezydencie, nim pan poda przykład, powiem, że pana brat mówił to w takim kontekście, że scena polityczna się radykalizuje, w związku z tym myślą panowie, żeby zająć tę scenę w 2005 roku. Ponieważ okazuje się, że LPR i Samoobrona... Niech mi pani zacytuje wypowiedź brata, że my myślimy o tym, żeby zająć tę scenę. Sytuacja, najkrócej mówiąc, jest tego rodzaju. Rzeczywiście w tych wyborach 36 procent padło na partie, które są partiami radykalnymi, a które Polsce, jeżeli byłby przy władzy, mogłyby zagwarantować tylko jedno: gwałtowny spadek jakości władzy, która w Polsce jest i tak, mówiąc najdelikatniej, bardzo niewysoka. Otóż tylko i wyłącznie to mogłaby Polsce tego rodzaju władza zagwarantować. I o tym mój brat mówi, że pójdziemy do Brukseli, a obudzimy się w
Mińsku. W tym sensie oczywiście obudzimy się w Mińsku, chodzi o jakość władzy i chyba to, co mówię, jest rzeczą oczywistą. I nie ulega najmniejszej wątpliwości, że jednym z powodów dalszej radykalizacji, która nam grozi, będzie taka sytuacja, że jeżeli po wejściu do Unii Europejskiej polski rolnik znajdzie się w sytuacji jeszcze trudniejszej niż jest w tej chwili. Jeżeli w wielu dziedzinach produkcji Polska ma taki kłopot, że produkcja w Polsce, można powiedzieć, wygasa, że nawet inwestycje zachodnie, wprawdzie dość znaczne, dotyczą przede wszystkim sektora finansowego i handlu, w stosunkowo niewielkim stopniu dotyczą sfery produkcyjnej i w tej sferze – powtarzam - mamy dalsze kłopoty, a obecne warunki będą nam nakazywały zmniejszyć produkcję jeszcze w wielu dziedzinach, do tego jeszcze również w takich, w których Polska ma pewną szansę. Inaczej mówiąc, wejście na tych warunkach, nie w ogóle wejście do Europy, może doprowadzić do tego, że ci, którzy dzisiaj mają 36 będą mieli 56, i to jest po prostu
stwierdzenie zupełnie oczywiste. Dobrze, a jak nie wjedziemy do Unii, to co? Jak nie wejdziemy do Unii w 2004 roku, to na przykład nie będziemy musieli ograniczać produkcji mleka, nie będziemy mieli ostrzejszych niż dotąd limitów, jeżeli chodzi o produkcję stali, polski rolnik nie będzie konkurował na tych zasadach, że on ma bardzo mizerne dopłaty. Bo tutaj, jeżeli chodzi o polskie rolnictwo, została złamana elementarna zasada solidarności. Rozumiem. Czyli reasumując... Tylko ja jeszcze ciągle wierzę, że są jakieś zaskórniaki. To znaczy nie po naszej stronie, bo po naszej już niestety nie ma żadnych, tylko po stronie Unii Europejskiej. I tutaj muszę powiedzieć jedną rzecz, jeżeli pani redaktor mi pozwoli skończyć. Mianowicie tego rodzaju postawa w ostatniej fazie rokowań, że polskie elity polityczne i nie tylko polityczne ogłaszają, że niezależnie od warunków pójdą do Unii Europejskiej, to jest postawa z punktu widzenia już choćby prostej taktyki elementarnie niemądra - i tu używam określeń niezwykle wręcz
delikatnych. I raz jeszcze powtarzam wypowiedź, która została sformułowana z powodów całkowicie zasadniczych. Z bratem na krótko przed tą jego wypowiedzią rozmawialiśmy - zresztą nie wiedziałem wtedy, że będzie miał w ogóle taką okazję - i doszliśmy do wniosku, że nie wolno nam tego rodzaju wypowiedzi nie sformułować, bo inaczej byśmy się sprzeniewierzyli podstawowym interesom swojego kraju. A to, że u nas bardzo wielu polityków każde działania przypisuje celom partykularnym, to oni po prostu myślą według swoich kryteriów i to jest też jedno z polskich... Dobrze, ale pozwoli pan, że powiem, iż wielu komentatorów stwierdziło, że to są panów interesy partykularne. Nie obawia się pan tego... Może tak stwierdziło, ale jest to oczywista nieprawda, raz jeszcze to stwierdzam. ...że ta radykalizacja poglądów, pomimo że dostaniemy jakieś zaskórniaki z Unii Europejskiej, doprowadzi do tego, że Polacy powiedzą nie w referendum i pan się z tego będzie cieszył? Proszę pani, będę się z tego cieszył lub się tym martwił
zależnie od okoliczności. Sądzę, że jeżeli te warunki będą dla naszego kraju do przyjęcia, czyli nie spowodują tego, że Polska będzie istotnie krajem drugiej kategorii i będzie naraz od strony obowiązku do Unii należeć, a od strony praw nie należeć - bo powtarzam: na pewno nastąpiło pewne załamanie zasady solidarności, przede wszystkim w sprawie rolnictwa - to wtedy nie ma żadnej groźby przegrania referendum.