Świat"Le Figaro": Rosja prowadzi wojnę propagandową w internecie

"Le Figaro": Rosja prowadzi wojnę propagandową w internecie

"Le Figaro": Rosja prowadzi wojnę propagandową w internecie
Źródło zdjęć: © WP.PL | Łukasz Szełemej
28.07.2014 18:00, aktualizacja: 28.07.2014 19:53

Rosja prowadzi antyukraińską wojnę propagandową w internecie. Rosyjska Agencja Badań Internetu zatrudnia 600 osób, które komentują kryzys ukraiński w mediach społecznościach i na stronach internetowych mediów - pisze dziennik "Le Figaro".

W tekście "Propaganda 2.0" Elena Morenkova Perrier, wykładowca nauk politycznych na uniwersytecie Paris 2, komentuje działania "cyberżołnierzy Kremla". Ich komentarze zalały strony internetowe "Le Figaro" po publikacji (22 lipca) artykułu na temat odpowiedzialności Rosji za zestrzelenie malezyjskiego samolotu pasażerskiego.

Zalew wrogich komentarzy, a także tzw. trollowanie, czyli mnożenie komentarzy złośliwych i obraźliwych, odnotował też dziennik "Guardian" po publikacji tekstów na temat wspierania przez Rosję separatystów na wschodniej Ukrainie. "Moderatorzy portalu 'The Guardian' przesiewają dziennie 40 tys. prorosyjskich komentarzy, by odrzucić wpisy trolli" - pisze "Le Figaro".

Morenkova Perrier przypomina, że Rosja zmobilizowała się do poważniejszego traktowania akcji propagandowych w internecie po krótkiej wojnie rosyjsko-gruzińskiej w 2008 roku, która okazała się dla Kremla "komunikacyjną katastrofą".

Toteż teraz, gdy nabiera impetu kryzys ukraiński, 600 opłacanych blogerów i komentatorów rosyjskiej Agencji Badań Internetu stara się wpływać na opinię publiczną i pozyskiwać zwolenników rosyjskiej wersji wydarzeń za pomocą nieustannej aktywności w sieci, na stronach gazet i innych mediów, również zagranicznych - pisze ekspertka.

O wykorzystywaniu takich zawodowców internetowej propagandy pisała już "Nowaja Gazieta" w tekście na temat "kremlowskiej armii trolli".

- Rosyjskie władze nigdy nie zdementowały informacji na ten temat - podkreśla Morenkova Perrier; zwraca jednak uwagę, że nie wszystkie takie kampanie są inspirowane bezpośrednio przez Kreml.

W przypadku komentarzy do artykułu "Le Figaro" akcja komentarzowa została zainspirowana przez rosyjski serwis społecznościowy Wkontaktie oraz antymajdanowskich aktywistów, którzy zainicjowali podobną akcję na Twitterze.

Prócz takiej wojny propagandowej "toczy się równolegle cyberwojna między hakerami prorosyjskimi i proukraińskimi". - Przypomnijmy, że dwa pierwsze cyberataki na wielką skalę, w które zaangażowała się Rosja, miały miejsce w 2007 i 2008 roku i wymierzone były w strony internetowe instytucji państwowych w Estonii i Gruzji - komentuje Morenkova Perrier.

Francuski dziennik przypomina też, że w marcu prorosyjscy hakerzy zablokowali blisko 150 portali ukraińskich, a także strony internetowe NATO i kilku prywatnych, amerykańskich agencji bezpieczeństwa.

Nie jest jasne, jak dalece władze rosyjskie zaangażowane są w ataki cybernetyczne - przyznaje "Le Figaro".

- Jest jednak całkowicie jasne, że Kreml żadną miarą nie utrudnia tych akcji w sieci. (...) Władze zachowują wystarczający dystans, by móc zaprzeczyć, że są zaangażowane w te ataki, jednocześnie korzystając ze strategicznych korzyści, jakie one przynoszą - konkluduje Morenkova Perrier.

Źródło artykułu:PAP
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także