Laurent Fabius nie wyklucza użycia siły w Syrii, jeśli zawiodą mechanizmy ONZ
Jeśli doniesienia o użyciu przez syryjskie oddziały rządowe broni chemicznej potwierdzą się, Francja dopuszcza użycie siły. Takie przekonanie wyraził szef francuskiego MSZ Laurent Fabius podczas wywiadu dla telewizji BFM.
22.08.2013 | aktual.: 22.08.2013 16:45
W przypadku, gdy Rada Bezpieczeństwa ONZ nie będzie w stanie podjąć decyzji w sprawie domniemanego ataku z użyciem gazu bojowego w Syrii, decyzje będą podjęte "w inny sposób" - powiedział szef francuskiej dyplomacji Laurent Fabius, jednak nie rozwinął tej myśli. Szef francuskiego MSZ zaznaczył że, w przypadku potwierdzenia zarzutów pod adresem Damaszku, musiałoby dojść do reakcji siłowej ze strony wspólnoty międzynarodowej.
- Musiałaby być reakcja siłowa w Syrii ze strony społeczności międzynarodowej, ale nie ma mowy o wysyłaniu wojsk lądowych - powiedział minister we francuskiej telewizji BFM.
Syryjska opozycja oskarżyła reżim prezydenta Baszara al-Asada o przeprowadzenie ataku chemicznego, w którym według niektórych źródeł mogło zginąć nawet 1300 osób. Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka nie potwierdziło, że wykorzystana została broń chemiczna, ale twierdzi, że w ataku zginęło co najmniej 136 osób.
Czytaj także: RB ONZ: należy wyjaśnić zarzuty o stosowaniu broni chemicznej w Syrii
Syryjskie władze zdementowały informacje o ataku gazowym. Według źródeł rządowych doniesienia te mają na celu odciągnięcie od pracy ekspertów ONZ ds. broni chemicznej. Rosja, bliski sojusznik reżimu w Damaszku, nie wyklucza, że atak był prowokacją.
Według agencji Reutera mógł to być atak z największą liczbą ofiar śmiertelnych od lat 80. XX wieku.
Fabius apeluje do Rosji
Rada Bezpieczeństwa ONZ omawiała atak na przedmieściach Damaszku na pilnym posiedzeniu zwołanym w środę wieczorem czasu polskiego. Wyraziła "głębokie zaniepokojenie" doniesieniami o ataku i oświadczyła, że sprawę należy wyjaśnić. Nie zażądała jednak przeprowadzenia śledztwa przez inspektorów ONZ, którzy obecnie przebywają w Syrii. Sformułowaniom jednoznacznie domagającym się takiego śledztwa sprzeciwiły się Rosja i Chiny, które od początku syryjskiego konfliktu konsekwentnie wspierają reżim Asada.
- Rosjanie muszą wziąć odpowiedzialność - powiedział w Fabius. Wszyscy członkowie RB ONZ "mówili, że nie można używać broni chemicznej" i "podpisali międzynarodowe porozumienie, zabraniające jej wykorzystania, także Rosja" - podkreślił.
Fabius, który w środę wieczorem w Paryżu spotkał się na kolacji z szefem brytyjskiego MSZ Williamem Hague'iem, przypomniał, że do domniemanego ataku doszło dokładnie rok po ostrzeżeniu prezydenta USA Baracka Obamy, że użycie przez Asada broni chemicznej Stany Zjednoczone potraktują jako przekroczenie "czerwonej linii". Według francuskiego ministra atak świadczy o tym, że ekipa Asada czuje się bezkarna.
Syria, podobnie jak sześć innych krajów, nie podpisała konwencji o zakazie broni chemicznej, która weszła w życie w 1997 roku. Zachód twierdzi, że w Syrii znajdują się ogromne zasoby broni chemicznej, w tym gazu musztardowego, sarinu oraz drażniącego układ krwionośny i nerwowy gazu bojowego VX.
W trwającej od marca 2011 roku rebelii przeciwko rządom Asada zginęło już - jak ocenia ONZ - ponad 100 tys. ludzi.
Wojna domowa w Syrii rozpoczęła się w marcu 2011 roku, gdy władze krwawo stłumiły pokojowe, wielotysięczne demonstracje inspirowane wydarzeniami Arabskiej Wiosny. Front tego konfliktu przebiega wzdłuż podziałów religijnych. Za broń chwycili stanowiący prawie trzy czwarte syryjskiego społeczeństwa muzułmanie sunnicy - ich rebelia skierowana jest przeciwko Alawitom, odłamowi szyizmu, stanowiącym 10 proc. obywateli. To właśnie przedstawiciele tej mniejszości, z klanem Asadów na czele, zajmują najwyższe stanowiska w państwie i armii, twardą ręką rządząc krajem.