Łapiński: "Newsweek" napisał bzdury
Były minister zdrowia Mariusz Łapiński
powiedział, że był członkiem-założycielem
Polskiego Towarzystwa Analizy Decyzyjnej w Medycynie i potem nie
miał z nim nic wspólnego. Poniedziałkowy artykuł w "Newsweeku"
ocenił jako "stek bzdur".
19.05.2003 19:50
Według "Newsweeka" wokół Łapińskiego oraz byłego wiceministra zdrowia, a teraz prezesa Narodowego Funduszu Zdrowia Aleksandra Naumana, utworzona została sieć biznesowych powiązań. To kolejna w ostatnim czasie publikacja prasowa poświęcona nieformalnym powiązaniom biznesu i polityki wokół tych osób.
"To stek wierutnych bzdur. Nie ma żadnej pajęczyny" - ocenił artykuł Łapiński. Zapowiedział złożenie prywatnego aktu oskarżenia przeciwko jego autorom.
Tygodnik napisał, że Towarzystwo było jednym z kanałów ułatwiających koncernom farmaceutycznym wejście ich specyfików na listę leków refundowanych. Zdaniem przedstawicieli firm farmaceutycznych oraz części polityków procedury wpisywania leków na listy są nieprzejrzyste.
Zdaniem tygodnika Towarzystwo zlecało na życzenie firm wykonanie analiz farmakoekonomicznych danego leku. Takie analizy są dostarczane przy składaniu wniosku o wpisanie leku na listę leków refundowanych.
"Uczestniczyłem tylko w spotkaniu założycielskim i od tego momentu nic wspólnego z nim nie miałem" - powiedział Łapiński. Skarbnikiem Towarzystwa jest - według "Newsweeka" - Piotr Mierzejewski, który był kierownikiem urzędu rejestrującego leki za czasów Łapińskiego. Z tej funkcji odwołał go były minister zdrowia Marek Balicki, motywując tę decyzję brakiem zaufania do Mierzejewskiego.
"Nie jest mi wiadomym, by Towarzystwo zajmowało się zlecaniem lub wykonywaniem czegokolwiek na zlecenie jakichkolwiek instytucji" - powiedział Mierzejewski. Podkreślił, że jest to towarzystwo naukowe, którego celem jest "stworzenie platformy do dyskusji o ekonomice w ochronie zdrowia". "Jestem członkiem co najmniej pięciu towarzystw naukowych. Każdy z członków towarzystw prowadzi jakąś działalność zawodową" - zaznaczył. Podkreślił, że jest niewielu farmakoekonomistów w Polsce. "Farmakoekonomika nie ma nawet katedry na żadnej z uczelni" - dodał.
Analiza farmakoekonomiczna czasami nie pomaga. Pragnący zachować anonimowość przedstawiciel jednej z firm farmaceutycznych powiedział, że od kilku lat w Ministerstwie Zdrowia leży wniosek jego firmy o refundację pewnego leku. Mechanizm działania tego leku jest taki sam, jak mechanizm działania leku obecnie refundowanego. Cena leku tej firmy jest o połowę niższa niż specyfiku refundowanego. Ministerstwo jednak na razie nie daje odpowiedzi. "Takich leków jest kilkanaście, jeżeli nie kilkadziesiąt" - powiedział rozmówca PAP.
"Świadczy to o nieudolności ministerstwa" - ocenia Zdzisław Sabiłło ze Stowarzyszenia Przedstawicieli Firm Farmaceutycznych w Polsce. Zarazem przestrzega przed wyciąganiem pochopnych wniosków. "Grono specjalistów w farmakoekonomice jest w Polsce niebywale wąskie" - powiedział. Dodał, że bardzo często analizy farmakoekonomiczne wykonywane są za granicą. Według Sabiłły podana w artykule cena za wykonanie analizy farmakoekonomicznej leku (25 tys. zł) nie jest wygórowana.
Dziennikarze napisali także, że Nauman jest powiązany z firmą Abbott (pracował w niej na początku lat 90.), od której w 2002 r. Ministerstwo Zdrowia kupiło leki antyretrowirusowe stosowane u chorych zakażonych wirusem HIV.
Pełnomocnik ministra zdrowia ds. AIDS i narkomanii Arkadiusz Nowak powiedział, że tego faktu nie należy wiązać z jakimikolwiek nieformalnymi powiązaniami. "Określona liczba pacjentów przyjmuje leki konkretnych firm farmaceutycznych, które są jedynymi ich producentami. Terapię można zmieniać tylko ze wskazań klinicznych, a na pewno nie wolno jej przerwać. Wszystkich firm jest siedem i kupujemy leki każdej z nich. Przetarg nie służy wybraniu jednego z wielu producentów, a obniżeniu ceny każdego z leków" - powiedział.
Nauman odniósł się do sugestii tygodnika, iż jego powiązanie z firmą Ekomark (zna i był wspólnikiem współwłaściciela tej firmy) miało jakiś wpływ na to, iż Ministerstwo Zdrowia kupowało od tej firmy sprzęt medyczny. Dziennikarze napisali, że ministerstwo wybrało najdroższą ofertę. "Ta firma została wybrana na dostawcę respiratorów w trakcie kadencji minister (Franciszki) Cegielskiej, ministra (Grzegorza) Opali i następnie ministra Łapińskiego" - powiedział. Podkreślił, że cała dokumentacja była kontrolowana przez NIK oraz oceniana przez Urząd Zamówień Publicznych.