Lali na całego!
Tradycja stara jak Wilamowice. Nikt jednak nie wie skąd, kiedy i w jaki sposób śmiergusty dotarły do naszej miejscowości - mówi Barbara Tomanek, była burmistrz Wilamowic, znająca historię miejscowości jak nikt inny.
Przez dwa dni Wilamowicami rządzili śmierguśnicy. To młodzi chłopcy przebrani w stroje ludowe. Na twarzach mają maski, na głowach różne nakrycia. Wieczorem w Wielkanoc zebrali się w grupy. Chodzili od domu do domu, w których mieszkają panny. Każdą traktowali wodą. I tak do białego rana. W południe na rynku nastąpiła kulminacja uroczystości. W pomiedziałkowej sumie w kościele Przenajświętszej Trójcy uczestniczy zawsze najwięcej wiernych. Większość z nich w drodze do domu musi przejść przez rynek. To idealna okazja, by polać dziewczęta wodą.
- Jesteśmy na nogach od dziewiątej wieczór. Chodzimy od pięciu lat. Przez ten czas trochę się postarzeliśmy. Dziś jesteśmy bardziej dojrzalsi. Jesteśmy jedną z najstarszych grup w Wilamowicach. Cieszymy się, że coraz więcej ludzi z okolicznych miejscowości przyjeżdża oglądać jak się bawimy. Najważniejsze, żeby było radośnie i kolorowo - powiedział Grzegorz, jeden ze śmierguśników.
Było wesoło. Chociaż wczoraj niemal każda dziewczyna została polana wodą, a niejedna skończyła w specjalnej wannie, to nikt na nikogo się nie obraził.
- Dziewczyna, do której nie zajdą śmierguśnicy, która nie zostanie polana wodą, powinna czuć się urażona. Może to nawet oznaczać, że nie ma wzięcia - wyjaśnia Tomanek.
Było kolorowo, bo śmierguśnicy ubrali się tradycyjnie kolorowe stroje. Jedni dostali je od ojców, którzy wiele lat temu sami czaili się z wodą na panny, inni uszyli sami. Niektórzy pracowali nad ubiorem przez całą zimę.
Wczoraj rynek w Wilamowicach został zamknięty dla samochodów. Policjanci ustawili radiowozy kilkaset metrów od głównego placu w mieście i kierowali pojazdy na objazd.
Złośliwi mieszkańcy komentowali, że to pewnie efekt pojawienia się w Wilamowicach telewizji publicznej i prywatnej, które relacjonowały to, co działo się na rynku.
- Pewnie mundurowi nie chcieli, żeby w telewizji było widać jak śmierguśnicy wieszają się po samochodach. Miejscowi kierowcy jeszcze jakoś potrafili to zrozumieć, ale z przyjezdnymi zawsze był kłopot. Często dochodziło do pyskówek ze śmierguśnikami - powiedział jeden z obserwatorów wczorajszego lania.
Jak mówią dziewczęta, śmierguśnicy oraz widzowie najważniejsze, że tradycja została podtrzymana.
Tomasz Wolff