Kuźnia Raciborska i eksplozja niewybuchu. Strażak ochotnik o akcji ratunkowej. "Straszny widok"

Kuźnia Raciborska. Podczas działań związanych z niewybuchami z czasów II wojny światowej, doszło do eksplozji. - Bomba eksplodowała saperom dosłownie w rękach. Ten widok pozostaje w pamięci do końca życia - mówi Wirtualnej Polsce strażak ochotnik z jednostki, która pracowała na miejscu wypadku.

Kuźnia Raciborska i eksplozja niewybuchu. Strażak ochotnik o akcji ratunkowej. "Straszny widok"
Źródło zdjęć: © PAP | Hanna Bardo

Do tragedii doszło we wtorek popołudniu. Niewybuchy w głębi kuźniańskiego lasu mieli odkryć grzybiarze. Zgłosili pięć sztuk pocisków artyleryjskich na policję. Podejrzewali, że saperzy przyjadą, zabiorą niewybuchy i zdetonują je na poligonie pod Gliwicami. Niestety było inaczej.

Udało nam się porozmawiać ze strażakiem ochotnikiem z jednostki, która została wezwana na miejsce tragedii. Opowiada o kulisach zdarzenia i o tym, jak wyglądała akcja ratunkowa. - Przede wszystkim te pociski zostały już kilka dni temu zgłoszone. Przez trzy ostatnie dni wojsko pilnowało wejść do lasu, czekając na saperów. Ci przyjechali właśnie we wtorek - mówi nam mężczyzna. Chce pozostać anonimowy.

Już w momencie, w którym saperzy próbowali podejmować ładunki wybuchowe, doszło do potężnej eksplozji. Dwie osoby zginęły, a cztery pozostają ciężko ranne. - To była niekontrolowana eksplozja. Ciężko mi powiedzieć, czy wybuchł jeden pocisk, może wybuchły dwa. Na miejsce przybyła między innymi nasza jednostka. Strażacy ochotnicy widzieli te ciała. One nie znajdują się w jednym miejscu. Bomba eksplodowała saperom dosłownie w rękach. Ten widok pozostaje w pamięci do końca życia - opowiada strażak ochotnik.

Dodaje, że ranne osoby mają urazy czaszki. Trafiły w nich prawdopodobnie kawałki niewybuchu. - Byli reanimowani na miejscu, później zostali przewiezieni do szpitala - dodaje mężczyzna. Na miejscu pracowało dziewięć zastępów OSP, policja, pogotowie ratunkowe, straż leśna i żandarmeria wojskowa.

Wybuch słyszeli mieszkańcy, mimo że wygłuszały go hektary lasu. Nasz rozmówca mówi, że ten dźwięk niósł się w odległości kilku kilometrów.

Na razie niemożliwe jest przeprowadzenie oględzin na miejscu wypadku i podejście do ciał saperów. Teren musi wcześniej zostać oczyszczony z pocisków. Dopiero, kiedy grupa saperska wszystkie rozminuje, na miejsce będzie mógł wejść prokurator i żandarmeria wojskowa.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (154)