Kurski usatysfakcjonowany po wszczęciu "billboardowego" śledztwa
Poseł PiS Jacek Kurski powiedział, że jest usatysfakcjonowany z powodu wszczęcia
śledztwa w sprawie rzekomego finansowania przez PZU billboardów
lidera PO Donalda Tuska przed wyborami prezydenckimi.
Kurski, który w ubiegłym tygodniu złożył zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa w tej sprawie ma nadzieję, że "prawda zwycięży".
Śledztwo wszczęte przez Prokuraturę Okręgową w Warszawie toczy się na razie "w sprawie", a nie przeciw jakiejś osobie. Rzecznik prokuratury Maciej Kujawski poinformował, że na podstawie zeznań 13 świadków, przesłuchania Jacka Kurskiego i wstępnej analizy dokumentów zabezpieczonych w PZU, prokurator doszedł do wniosku, że w sprawie zachodzi "uprawdopodobnione podejrzenie popełnienia przestępstwa na szkodę PZU". Kujawski dodał, że może chodzić "co najmniej o kilkanaście mln zł".
Kurski podkreślił, że decyzja prokuratury potwierdza, że "nie rzucał bezpodstawnych oskarżeń". Dodał, że wraz z tą decyzją jego rola się kończy.
Teraz, kiedy ludzie zobaczą, że sprawa jest poważna, urośnie lawina świadectw na ten temat - ocenił Kurski. Jak powiedział, codziennie dostaje kilka sygnałów potwierdzających, od ludzi, którzy bardzo boją się wyłamać. Według Kurskiego, świadkowie ci mówią, że "mechanizm ten istniał od dawna i po prostu nie wierzyli, że będzie go można kiedykolwiek napiętnować".
Kurski podkreślił, że jego celem nie było dokuczenie Donaldowi Tuskowi. Wydaje mi się, że w jego interesie jest wyjawienie i napiętnowanie skrajnie patologicznego mechanizmu - ocenił.
Poseł przyznał, że choć już w kwietniu poinformował Radę Polityczną PiS o swoich podejrzeniach w sprawie billboardów Tuska, to nie zdecydował się na zawiadomienie prokuratury ponieważ "nie był pewien". Jak tłumaczył, miał "jedno świadectwo, potem uzyskał kolejne trzy, ostatnie - czwarte - otrzymał parę dni przed 'wybuchem' sprawy".
Kurski dodał, że jego wystąpienia podczas Rady Politycznej słuchało ponad 200 osób. Na tym polegał być może mój błąd, (...) było mnóstwo czasu na zniszczenie (dokumentów), zresztą świadkowie mówią, że po programie ("Teraz My!") windy w PZU "się grzały" - ocenił Kurski.
Według Kurskiego, pośrednie finansowanie przez PZU billboardów Tuska polegało na tym, że PZU miało wycofać się z kontrowersyjnej kampanii "Stop wariatom drogowym", a następnie miało sprzedać billboardy za 3% wartości firmie PR-owskiej, związanej z synem Andrzeja Olechowskiego. Od tej firmy billboardy miała odkupić PO. Kurski przedstawił ten mechanizm na początku zeszłego tygodnia w programie "Teraz My!" w telewizji TVN; w 14 czerwca złożył zawiadomienie do prokuratury. Lider PO zaprzeczył temu i zapowiedział wytoczenie Kurskiemu procesu. Także agencje reklamowe wymienione przez Kurskiego zaprzeczyły jego słowom.