Kulminacyjny moment kampanii wyborczej w USA
W poniedziałek rozpoczyna się w Nowym
Jorku czterodniowa krajowa konwencja Partii Republikańskiej -
kulminacyjny moment kampanii prezydenta George'a W. Busha o ponowny
wybór do Białego Domu.
Prawie 5 tys. delegatów na zjazd Republikanów dopełni formalności, oficjalnie nominując Busha na kandydata w wyborach, a on sam w przemówieniu w ostatnim dniu konwencji, w czwartek, przyjmie partyjną nominację. Oficjalnym kandydatem Demokratów na prezydenta jest już od miesiąca senator John Kerry, nominowany na konwencji w Bostonie.
Konwencja w Nowym Jorku będzie najprawdopodobniej jak zwykle skrupulatnie wyreżyserowanym, nie pozostawiającym miejsca na polityczne niespodzianki widowiskiem, mającym na celu jak najlepsze "sprzedanie" wizerunku prezydenta przed wyznaczonymi na 2 listopada wyborami. Zjazd będą bezpośrednio transmitowały trzy popularne kablowe informacyjne stacje telewizyjne (CNN, Fox News i MSNBC).
Republikanie po raz pierwszy w historii wybrali jako miejsce konwencji Nowy Jork - miasto, w którym zdecydowanie dominują Demokraci, znane z antypatii do konserwatywnego prezydenta Busha i jego polityki.
Biały Dom ma jednak nadzieję, że wybór nowojorskiej metropolii - ofiary pamiętnego ataku 11 września 2001 r. - ułatwi skojarzenie kampanii wyborczej z wojną z terroryzmem i ukazanie Busha jako wiarygodnego przywódcy w tej wojnie.
Temu także służyło przesunięcie republikańskiej konwencji na maksymalnie późny termin - możliwie jak najbliżej rocznicowej daty 11 września. Zorganizowanie zjazdu w miesiąc po konwencji Demokratów daje także Bushowi inną korzyść: może on dzięki temu dłużej swobodnie dysponować funduszami zebranymi na swoją kampanię wyborczą.
Wybór Nowego Jorku na miejsce konwencji łączy się jednak z ryzykiem demonstracji ulicznych. Protesty na Manhattanie zapowiadają anarchiści, antyglobaliści, działacze na rzecz walki z AIDS i ochrony środowiska. Demonstracje zaczęły się już w tygodniu poprzedzającym zjazd - do piątku aresztowano ponad 20 osób.
Władze miasta poważnie obawiają się także zamachów terrorystycznych. Wywiad otrzymał wiele sygnałów o przygotowaniach Al-Kaidy i innych ekstremistycznych grup islamskich do ataków w czasie konwencji republikańskiej. Nad bezpieczeństwem uczestników zjazdu będą czuwać tysiące policjantów, cywilnych agentów ochrony i żołnierzy.
Według najnowszych sondaży, gdyby wybory odbyły się dziś, senator Kerry uzyskałby niewielką przewagę nad Bushem, ale zdaniem obserwatorów konwencja w Nowym Jorku powinna nieco wzmocnić pozycję prezydenta. Sondaże przeprowadzane od początku roku sugerują niemal remisowy rezultat głosowania w listopadzie.
Z badań opinii publicznej wynika, że Amerykanie bardziej ufają Kerry'emu w sprawach gospodarki i innych kwestiach polityki wewnętrznej, jak ochrona zdrowia, ubezpieczenia społeczne, polityka emerytalna, czy ochrona środowiska. Do większości społeczeństwa trafia argument Demokratów, że przeforsowane przez Busha obniżki podatków niewiele pomogły gospodarce - niedostatecznie wzrasta np. liczba miejsc pracy - natomiast spowodowały znaczny deficyt budżetowy.
Bush jednak cieszy się większym zaufaniem niż Kerry jako przywódca w globalnej wojnie z terroryzmem, co w Ameryce, wciąż cierpiącej na traumę 11 września - jak uważa wielu komentatorów - może zadecydować o wyniku wyborów.
Z drugiej strony, pozycję prezydenta osłabia przedłużająca się operacja stabilizacyjna w Iraku, gdzie zginęło już ponad tysiąc amerykańskich żołnierzy. Poparcie dla wojny irackiej, na początku (w momencie obalenia reżimu Saddama Husajna) sięgające ok. 70 procent, obecnie spadło poniżej 50 procent. Niepokojącym sygnałem dla Busha jest także to, że od trzech miesięcy odsetek Amerykanów krytycznie oceniających politykę prezydenta przeważa nad odsetkiem tych, którzy ją aprobują.
Dlatego, mimo nieznalezienia broni masowego rażenia i innych kłopotów w Iraku, na konwencji w Nowym Jorku Bush i inni politycy republikańscy będą najprawdopodobniej podkreślać domniemane korzyści kontrowersyjnej wojny - jej rzekomy związek z walką z terroryzmem i potwierdzenie skuteczności lansowanej przez administrację doktryny uderzenia prewencyjnego (odstraszenie innych reżimów "bandyckich", jak Libia, Iran czy Korea Północna).
Na zjeździe Republikanie będą się też starali przedstawić maksymalnie umiarkowany wizerunek swej partii, trafiający do centrowych wyborców, którzy zadecydują o wyniku listopadowego głosowania. Wizerunek zaprzeczający dość powszechnej opinii, że Bush jako prezydent okazał się konserwatystą wcale nie "współczującym" - wbrew swoim zapowiedziom z kampanii wyborczej sprzed czterech lat - który raczej dzieli niż jednoczy Amerykanów i który, jako przyjaciel głównie wielkiego biznesu i kompleksu zbrojeniowo-przemysłowego, przyczynił się do powiększenia nierówności między biednymi a bogatymi w USA.
Świadczy o tym przede wszystkim przyznanie prominentnej roli na zjeździe politykom z umiarkowanego skrzydła Partii Republikańskiej, którzy albo z rezerwą odnoszą się do cięć podatkowych Busha, albo zajmują liberalne stanowisko w sprawach społeczno-moralnych, jak aborcja czy prawa homoseksualistów.
W poniedziałek, w pierwszym dniu konwencji, w telewizyjnym "prime time" przemówienia wygłoszą: popularny burmistrz Nowego Jorku, Rudy Giuliani, nieraz krytykowany przez republikańską prawicę za liberalizm, oraz były rywal Busha w wyścigu do nominacji prezydenckiej w 2000 r., senator John MacCain.
We wtorek główną postacią wieczoru będzie gubernator Kalifornii Arnold Schwarzenegger - filmowy "Terminator" - który zdobył uznanie w swym stanie umiejętnością współpracy i zawierania kompromisów z Demokratami.