Kulisy „Faktów”, „Wiadomości” i „Wydarzeń”
Przejście Tomasza Lisa z TVN do Polsatu wywróciło do góry nogami rynek programów informacyjnych. Nagle okazało się, że ktoś jest w stanie zagrozić dotychczasowej silnej pozycji liderów: „Faktów” i „Wiadomości”. Mocno lansowane „Wydarzenia” Polsatu szybko pną się po drabinie słupków oglądalności. W telewizji publicznej przeobrażenie „Wiadomości” wymusiła zmiana ekipy i ambicje nowego zarządu z prezesem Janem Dworakiem na czele.
Wszystkie trzy programy dzięki nowej formule chcą udowodnić, że idą z duchem czasu. Kto wygrywa w tym wyścigu?
Tomasz Lis atakuje
Stacje telewizyjne co roku, zanim zostanie ustalona jesienna ramówka, obserwują konkurencję. Pozycje układane są tak, by jak najwięcej odebrać rywalom. Zazwyczaj czarnym koniem sezonu staje się jeden gatunek programów: a to seriale, a to teleturnieje. Tym razem wybór padł na programy informacyjne i publicystyczne. Rywalizację nasilił też fakt, że wiadomości przyciągają przed telewizory wielomilionową publiczność i ustępują w codziennym współzawodnictwie tylko telenowelom oraz filmowym hitom. Wysoka oglądalność zaś oznacza duże pieniądze z reklam.
– Zaskakujące jest to, że stacje komercyjne uczestniczą w tym wyścigu. Wydają na to przecież ogromne sumy. Sądzę, że raczej chodzi o ambicje niż trzeźwy rachunek i jest to efekt tego, co się stało z Lisem – ocenia Andrzej Turski, dziennikarz prowadzący niedawno „Panoramę”. Tak czy inaczej, pojedynek jest zacięty. Nic więc dziwnego, że zajmująca się telemetrią firma AGB Polska w swoim raporcie uznała rywalizację największych stacji na programy informacyjne za jedno z dwóch najważniejszych wydarzeń ubiegłego roku na polskim rynku telewizyjnym.
Gdy stacje telewizyjne rozpoczęły wyścig, w ruch poszły olbrzymie pieniądze. Nie skąpił ich nawet Zygmunt Solorz, właściciel Polsatu, słynący z zamiłowania do oszczędności. Należąca do niego stacja zagrała zresztą najostrzej. „Informacje” poszły w odstawkę, zamiast nich narodziły się „Wydarzenia”. Poza nazwą gruntownie zmieniono też inne elementy: scenografię, oprawę, tytuł i prowadzącą. Studio przygotowała firma Via Worldwide, wykonawca czołówki i oprawy graficznej dla NBC News i CBS News. Wszystko po to, by stworzyć „nową jakość”. Bo „Informacje”, mimo nawiązanej z CNN współpracy, nie były wizytówką Polsatu, tkwiły gdzieś zapomniane w ramówce. A „Wydarzenia” miały się stać znakiem rozpoznawczym. Całość wsparto intensywną kampanią reklamową na billboardach.
Gdy tylko stało się jasne, że Tomasz Lis został członkiem Zarządu Polsatu ds. Programowych i zabierze się do przekształcania „Informacji”, w TVN natychmiast zaczęły się spekulacje, kogo będzie chciał zwerbować do swojej nowej stacji. W efekcie redakcję „Wydarzeń” wzmocniło kilku dziennikarzy TVN 24 i „Faktów” (m.in. Tomasz Machała i Jakub Sobieniowski), choć ostatecznie nie tak wielu, jak się spodziewano. Lis kusił, ale zespół wolał zostać na swoim, dodatkowo zmotywowany znacznymi podwyżkami. Wraz z nastaniem Lisa w Polsacie pracę straciło za to kilku reporterów oraz Dorota Gawryluk, główna gwiazda „Informacji”, za którą nowy szef nie przepadał. W zamian postanowił sięgnąć po nieco zapomnianą Hannę Smoktunowicz, pracującą w powiązanej z Solorzem TV 4. W weekendy swoją szansę dostali Iwona Kutyna i Jarosław Gugała. – Nie ma co ukrywać: Tomaszowi Lisowi udało się stworzyć dobry program informacyjny – przyznaje Edward Miszczak, dyrektor programowy TVN. – „Wydarzenia” są robione przyzwoicie, profesjonalnie.
Okazuje się, że to i blondynka jako prowadząca jest receptą na sukces. W pracy reporterów czuć rękę Tomasza Lisa – mówi Andrzej Turski. – Postawił na nogi tak kiepską telewizję, jaką był Polsat, a więc także „Wydarzenia” – dodaje Wojciech Giełżyński, rektor Wyższej Szkoły Komunikowania i Mediów Społecznych. – Przejście Tomasza Lisa było bardzo ostrym zagraniem. Jasne, że w Polsacie chcieli wykorzystać jego ikonę. Człowiek, który stworzył jeden gatunek, teraz robi powtórkę. „Wydarzenia” próbują odebrać „Faktom” monopol na ich styl. Wykorzystują do tego właśnie osobę Lisa. Wystarczy przypomnieć sobie billboardy „Wydarzeń”: Lis stoi za plecami Hanny Smoktunowicz, a do tego napis „Kto za tym stoi?”. Sugerowano, że Smoktunowicz to marionetka, a tak naprawdę za wszystkim stoi Lis. To było bardzo wieloznaczne – mówi prof. Wiesław Godzic z Uniwersytetu Jagiellońskiego. – Niektórzy domagają się, żeby Lis poprowadził „Wydarzenia”. Ale według mnie, to już jest skończone. Swoimi dokonaniami przeszedł do historii, jednak
nie powinien ponownie wcielać się w rolę prowadzącego program informacyjny. Choć zapewne brakuje mu tego. Któregoś dnia był zaproszony do studia „Wydarzeń” jako komentator. Miał się wypowiadać na temat USA. Po kilku minutach niemal przejął prowadzenie. To pokazywało, jak się męczy, stojąc z tyłu.
Przeczuwając rywalizację, swój sztandarowy program, „Fakty”, odświeżyła również TVN. Nowoczesne studio informacyjne kosztowało ponad 5 mln euro i daje mnóstwo możliwości technicznych. Najważniejszymi elementami są obrotowy stół prezenterski i ściana składająca się z prawie stu płaskich monitorów. Wszystkie kamery są sterowane komputerowo, nie potrzebują więc operatorów. Jest także ponad sto stanowisk dziennikarskich. Po odejściu Lisa w redakcji „Faktów” niektórzy odetchnęli z ulgą. Do głosu doszli wreszcie ludzie o mniej znanych nazwiskach. – Zmiana w żadnej mierze nie zaszkodziła „Faktom”, bo Lis je w pewien sposób zdominował swoją osobowością. Teraz objawili się inni świetni dziennikarze – zauważa Wojciech Giełżyński. Tomasz Sekielski i Tomasz Sianecki zaczęli prowadzić własne programy, a Grzegorz Kajdanowicz poprowadził „Fakty”. – Na pewno po odejściu Tomasza Lisa rozluźniła się atmosfera – opowiada jeden z dziennikarzy TVN. – I dano też szansę tym, którzy wcześniej robili tematy tylko w weekendy lub
takie, które się zmieszczą w programie albo i nie.
– W tej rywalizacji nadal wygrywają „Fakty”, ale są ostro naciskane przez pozostałe programy. Program informacyjny TVN jest znakomitym przykładem infotainment, stylu nieco tabloidowego. To dobry stop, zawiniera wszystkiego po trochu: tematów poważnych i tych nieco bardziej rozrywkowych – uważa prof. Godzic. Bez Tomasza Lisa „Fakty” emitują dłuższe niż niegdyś materiały. Ale nadal pozostało coś z dawnych nawyków. – Dziennikarze „Faktów” wciąż za swój obowiązek uważają przekazanie emocji, co wyraża się w gestach i słowach. I tym podkręcaniem widza oraz sugerowaniem reporterskiego tempa (trochę na wzór „Teleexpressu”) wypełniają czas, w którym informacji jest tylko kilka, za to z natrętnym komentarzem lub przybraniem – zauważa prof. Mirosław Karwat z Uniwersytetu Warszawskiego.
„Wiadomości” na rozstajach
Nowe studio zyskały też „Wiadomości”. Ale jeszcze na początku program nie uniknął kilku wpadek. Najpierw o kilka dni przesunięto hucznie zapowiadane otwarcie nowego studia. Potem redakcja nie wysłała korespondenta do Biesłanu w czasie tamtejszych tragicznych wydarzeń. I to zapamiętali wszyscy. „Wiadomości” mają też notowania niższe niż w adekwatnym okresie ubiegłego roku.
Przez długi czas obowiązki szefa programu pełniła Dorota Warakomska, która jest również wicedyrektorem Jedynki ds. informacji i publicystyki. Przez rok władze TVP nie były w stanie znaleźć nikogo chętnego do objęcia tego stanowiska. Posadę proponowano m.in. Tomaszowi Wróblewskiemu (redaktorowi naczelnemu „Newsweeka”) i Maciejowi Wierzyńskiemu (szefowi nowojorskiego „Nowego Dziennika”). Ostatnio władzom telewizji publicznej udało się namówić na współpracę Roberta Kozaka, szefa warszawskiego biura polskiej sekcji BBC. W połowie kwietnia obejmie funkcję kierownika Redakcji Audycji Informacyjnych (w jej skład wchodzą „Wiadomości” i „Teleexpress”). Za powołaniem go na stanowisko głosowali wszyscy członkowie czteroosobowego Zarządu TVP. Kozak przedstawił zarządowi wstępną propozycję przeprowadzenia zmian w „Wiadomościach”.
Planuje m.in. stworzenie nowego dokumentu, który stałby się przewodnikiem programowym i etycznym oraz zawierał standardy pracy dziennikarzy (podobny dokument obowiązuje w BBC). Na razie Robert Kozak nie wypowiada się publicznie na temat swoich planów. Zamierza to zrobić dopiero po oficjalnym objęciu stanowiska. Do Kozaka będzie należało uporanie się z nieukończonymi przekształceniami w „Wiadomościach”. Ale to Dorota Warakomska przez długi czas rozdawała karty. Po objęciu stanowiska szybko przeprowadziła zmiany. To ona z poprzedniego zespołu prowadzących pozostawiła jedynie Kamila Durczoka. Reszcie podziękowano za współpracę. W efekcie odeszła Jolanta Pieńkowska, a Danuta Cholecka przeniosła się do regionalnej Trójki.
W „Wiadomościach” zadebiutowały za to nowe postacie: Dorota Wysocka-Schnepf, Dorota Gawryluk, Krzysztof Ziemiec (za próby kamerowe w telewizji publicznej stracił pracę w TVN 24) i Michał Adamczyk. – Siłą „Wiadomości” jest znakomity Kamil Durczok. Klęską jest, że na miejsce Jolanty Pieńkowskiej sprowadzono te dwie panie – narzeka Wojciech Giełżyński. Niedługo na wizji w barwach TVP pojawi się też kolejny transfer z Polsatu – Urszula Rzepczak, przedtem prowadząca „Informacje”.
Warakomska spowodowała też, w ramach „nowego otwarcia”, że na ekranie zadebiutowało wielu młodych reporterów o nieznanych nazwiskach, którzy od razu zaczęli realizować materiały. Część z nich wcześniej zajmowała się zbieraniem dokumentacji dla starszych kolegów. Teraz przydzielono im ekipę i dano szansę wykazania się. – W telewizji publicznej nie można stawiać na młodzież. Dziwię się, że taki zespół w ogóle powstał. Niefortunnie jest także zatrudniać Krzysztofa Ziemca i Dorotę Gawryluk, kojarzących się z konkurencyjnymi stacjami. TVP powinna lansować osoby przez nią samą ukształtowane – narzeka prof. Wiesław Godzic. – „Wiadomości” stoją na przegranej pozycji. Są niczym panienka, która raz chciałaby być poważna, a raz wesoła. Nie mają pomysłu, co ze sobą zrobić. Trochę kopiują z „Faktów”, trochę z „Wydarzeń”.
– „Wiadomości” usiłują być dostojne i sprawiają wrażenie, jakby nie wiedziały, co zrobić z długim czasem. Aż do wytarcia się schematu: papież, Małysz, potem lustracja albo jakaś inna awantura czy afera, na koniec ciekawostka – wylicza prof. Mirosław Karwat. – Telewizja publiczna nie daje produktu stacji publicznej. „Wiadomości” powinny być robione poważnie, bez informacji tabloidowych. Trudno przecież przebić kogoś powagą, ale łatwo sensacyjnością. Od tego programu oczekuje się debaty na temat wieści, które wcześniej już słyszeliśmy w radiu albo czytaliśmy w Internecie. Tymczasem „Wiadomości” kilka razy powoływały się na gazety. To zaprzeczenie pomysłu na hierarchię mediów – wzdycha prof. Godzic.
Prowadzących „Wiadomości”, podobnie jak w innych stacjach, jako gwiazdy skierowano do frontalnego ataku, by zrobiły jak najlepsze wrażenie na widzu. W ten sposób automatycznie zaczęto porównywać przede wszystkim panie: Dorotę Wysocką, Hannę Smoktunowicz oraz Justynę Pochanke. O ile Pochanke i Smoktunowicz zbierają coraz więcej komplementów, notowania tej pierwszej są gorsze. Jak mówi korytarzowa plotka TVP, zastrzeżenia do Doroty Wysockiej ma Piotr Gaweł, wiceprezes TVP ds. marketingu. – Nie może być tak, że prowadzący (Michał Adamczyk – red.) jedzie na Antarktydę, później relacjonuje zawody w Zakopanem, a wreszcie prowadzi „Wiadomości”. Jak on ma zdobyć zaufanie widzów i spowodować, że potraktują go serio? Nie ma też dziennikarzy politycznych z prawdziwego zdarzenia. Jeśli relacjonuje się poważne sprawy, trzeba być odpowiedzialnym. Przecież ci młodzi dziennikarze relacjonują sprawy ważne dla państwa – narzeka osoba związana z telewizją publiczną.
Większość specjalistów po cichu zdradza, że w roli gospodarza „Wiadomości” najchętniej widzieliby kogoś doświadczonego, od razu wzbudzającego zaufanie (osoby w stylu tzw. anchormana, człowieka kotwicy, stanowiącego lokomotywę programu). Kogo? – Np. Andrzeja Turskiego, Marcina Zimocha czy właśnie Kamila Durczoka – wylicza Jan Ordyński, publicysta. – Młodzi powinni ćwiczyć, doskonalić się. To niejedyny grzech „Wiadomości”. Redakcja nie wykorzystuje też potencjału swych korespondentów, mimo że w kraju i za granicą ma ich wielu. Dzięki ośrodkom regionalnym telewizyjna ekipa jest w stanie dojechać do odległych zakątków kraju w szybkim czasie. Tymczasem konkurencja dostrzega swoje wady i stara się szybko nadrobić zaległości. „Wydarzenia” poprawiają słabą sieć korespondentów zagranicznych. Tomaszowi Lisowi udało się podkupić nadającego z USA Jarosława Andersa oraz Grzegorza Dobieckiego rezydującego w Paryżu. Rozbudowują również sieć korespondentów krajowych.
Szansa na zmiany w „Wiadomościach” jest jednak nikła. Pracownicy TVP w korytarzowych rozmowach mówią, że „19.30” jest niereformowalna. – Gruntowne zmiany mógłby wprowadzić tylko szef z absolutną swobodą kadrową, personalną i finansową. Taka osoba musiałaby powtórzyć rozwiązanie, które zastosował Tomasz Lis w TVN. Jego sukces polegał właśnie na tym: dano mu swobodę i powiedziano: „Rób, facet, co chcesz” – mówi osoba związana z telewizją publiczną. Jednak TVP to instytucja szczególna. Sytuację nowego szefa pogarsza też fakt, że za niespełna rok kończy się kadencja obecnego zarządu.
Inne, ale podobne
Wprowadzone zmiany miały poprawić wyrazistość programów. Lecz ich szefowie nie przewidzieli jednego: że w rezultacie wszystkie upodobnią się do siebie. Wystrój nowoczesnego studia, energiczni prowadzący, dynamiczne sygnały dźwiękowe, częste łączenie na żywo z reporterami – nie sposób oprzeć się wrażeniu, że programy informacyjne zmierzają w tym samym kierunku, bo stosują podobne chwyty. Zarówno w „Wiadomościach”, jak i w „Wydarzeniach” jest odczuwalne, że twórcy zmian byli zapatrzeni w „Fakty”. – Na pewno każdy coś ściągnął z „Faktów”. A to studio, a to sposób zapowiadania tematów. Ale to „Fakty” nadal nadają ton – uważa Edward Miszczak.
– W przypadku telewizji publicznej istnieje konieczność stworzenia czegoś oryginalnego. Tymczasem „Wiadomości” to kalka „Faktów” – zgadza się prof. Godzic. – Ta rywalizacja czasami jest chora. Wszyscy zaczynają od tego samego tematu, każdy boi się wychylić. Wszystkie trzy redakcje podglądają się nawzajem, ściągają od siebie pomysły. Niestety, to co najgorsze, najszybciej staje się powszechne – denerwuje się Andrzej Turski. – Wpadają w podobną manierę, zwłaszcza przez odzywki prowadzących, sposób rozmowy z reporterem. Stosowane są schematy rodem z CNN. Prowadzący mówi do dziennikarza: „Witaj”, jakby go nie widział przez długi czas. Reporter za chwilę mówi do prowadzącego: „Tak jak powiedziałeś...”. Na koniec obowiązkowo: „Zostańcie państwo z nami”. Niestety, sztampa się upowszechnia i jest najczęściej kopiowana. – Nadal obowiązują „faktoidy”, czyli informacje tylko faktopodobne. W nazwach programów obiecuje się ludziom informację, ale często serwowana jest pseudoinformacja. Media przyjęły konwencję magla:
pogłoski, domysły, spekulacje, kto wie lepiej i ma bliższe kontakty, sygnalizowanie własnych uprzedzeń. W pogoni za „świeżością” wypatrują padliny: jeśli polityk rzuci kość (plotkę, wygłup, jawną prowokację), to „sfora hien dziennikarskich” niezawodnie się na nią rzuca – ubolewa prof. Mirosław Karwat. – Nasilająca się rywalizacja wywołuje odruch: „My też to musimy mieć, skoro inni to mają”. W rezultacie trzy razy z rzędu oglądamy i słyszymy to samo, taki to pluralizm. A jeśli coś wydaje się tematem dnia, wszystko inne schodzi na dalszy plan. Życie polityczne jawi się jako strefa wybuchów sejsmicznych albo czatowania: wybuchnie czy nie? Panuje również domniemanie, że odbiorca jest trochę tępawy: prezenter zapowiada to, co dokładnie powtórzy za chwilę jego kolega w swej relacji. Efekty współzawodnictwa trzech programów informacyjnych bezlitośnie obnażają wyniki badań oglądalności. A są one jednoznaczne: choć przedtem rywalizacja sprowadzała się do wyścigu między „Wiadomościami” a „Faktami”, teraz „Wydarzenia”
stały się dla nich poważnym konkurentem. W ostatnich miesiącach to właśnie ten program zyskał najwięcej widzów. W ten sposób zostały zrealizowane założenia Tomasza Lisa, który oczekiwał, że po kilku tygodniach udziały „Wydarzeń” w rynku osiągną poziom 20%. I tak się stało, bo w styczniu średnie udziały „Wydarzeń” w widowni wśród wszystkich widzów w wieku powyżej czterech lat wyniosły 22,1%. By poprawić pozycję „Wydarzeń” na rynku, Polsat zdecydował się również na zmianę pory emisji. Program rozpoczyna się teraz o 18.45 (zamiast o 18.30) i kończy, gdy w TVN trwają już konkurencyjne „Fakty”. Dzięki prostemu zabiegowi przesunięcia pory emisji średnia oglądalność programu informacyjnego Polsatu wzrosła w styczniu tego roku o ponad 1,2 mln widzów w stosunku do stycznia 2004 r. Każde z wydań obejrzało w tym miesiącu średnio ponad 3 mln widzów, co jest najlepszym wynikiem w historii Polsatu. – Należy jednak podkreślić, że „Wydarzenia” były mocno wspierane przez kampanie reklamowe. Teraz, gdy one się skończyły,
wracają na swoje zwykłe pozycje – przestrzega Edward Miszczak, dyrektor programowy TVN. – Ale w całej tej rywalizacji trzeba pamiętać, że oprócz tych trzech programów informacyjnych istnieje jeszcze jeden, który jest niedoceniany – „Panorama”. Czasem zyskuje ona nawet lepsze wyniki niż „Wydarzenia”. Poza tym do sukcesu prowadzi długa i niekiedy wyboista droga.
Marcin Piecewicz z domu mediowego Starcom podsumowuje krótko: – To zdecydowane zwycięstwo „Wydarzeń” Polsatu. Na pewno one najbardziej skorzystały na zmianach. W ostatnich miesiącach właśnie ten program podskoczył najwyżej pod względem oglądalności. Zacięty bój toczy się o najciekawszą z punktu widzenia reklamodawców grupę widzów w wieku 16-49 lat. Chodzi o młodych, dobrze zarabiających i wykształconych ludzi z dużych miast, którzy mają pieniądze i chcą je wydawać. Pod tym względem „Wydarzenia” coraz lepiej odgrywają rolę programu, który, jak mówił Tomasz Lis, połączył Polsat z Polską A zamiast z Polską B, tak jak przedtem. W lutym średnia oglądalność „Wydarzeń” w tej kategorii doganiała średnią „Faktów”. Przełomem stał się 22 lutego. Właśnie wtedy „Wydarzenia” wyprzedziły „Fakty” w najbardziej atrakcyjnej dla obu programów grupie. Średnia widownia „Wydarzeń” liczyła ponad 1,5 mln osób, przy udziale 25,9%, podczas gdy „Faktów” – 1,2 mln, przy udziale 19,8% (udział w widowni telewizyjnej określa, jaka część
widzów oglądała dany program). – Wszystkie zabiegi Polsatu osiągnęły więc wyraźny skutek. „Fakty” najbardziej straciły, „Wydarzenia” zaś najbardziej zyskały. TVN traci na rzecz Polsatu, a nie na rzecz „Wiadomości”. W przypadku „Wydarzeń” dobrym zabiegiem była zmiana godziny nadawania. Teraz widzowie przełączają się na „Fakty” dopiero po „Wydarzeniach”. „Wiadomości” nadal radzą sobie dobrze. Całe zamieszanie dotyczy więc raczej konkurencji między programami stacji komercyjnych – ocenia Marcin Piecewicz.
W ramach kontynuacji swojej agresywnej polityki Polsat szuka też nowych możliwości promocji. Wspólnie z portalem Wirtualna Polska stacja uruchomiła serwis informacyjny. Współpraca polega na wymianie informacji redakcyjnych i wzajemnej promocji. Portal chce oferować nie tylko możliwość oglądania relacji z „Wydarzeń”, lecz także tych materiałów, które nie weszły do emisji. Polsat spodziewa się też, że serwis podniesie świadomość marki programu informacyjnego. Od 2002 r. na podobnych zasadach z Onetem współpracuje TVN. – Polsat wpadł na sprytny pomysł przywiązania widzów na dłużej. Jeżeli „Wydarzenia” nadal będą się rozwijać i zacieśniać współpracę z Wirtualną Polską, być może pewnego dnia widzowie przestaną po „Wydarzeniach” zmieniać kanał na TVN – komentuje Marcin Piecewicz.
Ale i „Wiadomości”, które na razie dzielą od konkurencji 2 mln widzów, powinny mieć się na baczności. Przecież zdarzyło się już (11 listopada 2004 r.), że „Fakty” po raz pierwszy w historii osiągnęły większą oglądalność niż „Wiadomości”. Jednak w TVP nikt zdaje się nie przejmować faktem, że w styczniu tego roku program odnotował o prawie 650 tys. widzów mniej niż w analogicznym okresie 2004 r. Jak więc zakończy się rywalizacja? – Jeśli Tomasz Lis będzie miał możliwości i swobodę, może ładnie poprowadzić „Wydarzenia”. Pod warunkiem że Zygmunt Solorz nie będzie szczędził pieniędzy – uważa Jan Ordyński.
– Jest jeszcze jeden warunek: musi mu się udać wypośrodkować „Wydarzenia”, uczynić z nich dziennik obiektywny. Może doprowadzi też do tego, by pewne tematy były łączone z konkretnymi nazwiskami, jak ma to miejsce w „Faktach”. Ale najważniejsze jest, czy Lis wystartuje w wyborach prezydenckich.
– „Wydarzenia” weszły na wyższą półkę, ale być może wzrost ich notowań jest chwilowy. Jednak w dziedzinie programów informacyjnych nie będzie raczej rewolucji. Format newsów jest właściwie jeden. Chociaż teraz nadszedł ostatni moment, by telewizja publiczna stworzyła drugi model – uważa prof. Godzic. – Dobrze, że programy informacyjne konkurują ze sobą. Ostatnio byłem we Włoszech i zapewniam, że w porównaniu z włoską RAI i tak wypadają dobrze – zapewnia Wojciech Giełżyński.
Idalia Mirecka