Kto tu się liczy?
Urzędnicy z Kancelarii Premiera chcą wydać
2,4 mln euro na zagranicznych konsultantów, którzy będą nam
doradzać przy programie likwidacji osuwisk - pisze "Super
Express". Pieniądze te Polska pożyczyła w Europejskim Banku
Inwestycyjnym. Zamiast ratować zagrożone domy, będziemy napychać
portfele podejrzanych "doradców technicznych" - ostrzega gazeta.
25.08.2003 | aktual.: 25.08.2003 07:02
To typowy "obryw". Na słusznym projekcie ktoś żeruje - mówi inspektor NIK, który wielokrotnie kontrolował państwowe wydatki na różnego rodzaju ekspertów. Bywają przypadki, że wydatki na konsultantów sięgają 20% kwoty przyznanego Polsce kredytu, choć ich praca jest całkowicie zbędna. Mechanizm jest prosty. Dla zatarcia śladów urząd podpisuje umowę z firmą zagraniczną. Ta bierze dla siebie prowizję, po czym zleca prace polskim fachowcom, którzy są "zaprzyjaźnieni" z urzędnikami i dzielą się z nimi pieniędzmi - pisze "SE".
Według gazety, takie korupcyjne rozdania, np. kredytów z Banku Światowego, to u nas niestety norma. Nie ma wątpliwości, że program "Osłona przeciwosuwiskowa" jest potrzebny. W 1997 r. setki Polaków straciło dach nad głową wskutek osuwającej się ziemi. Tylko w Małopolsce jest 20 tys. osuwisk. Program ma kosztować 67 mln euro, 17 mln euro dorzucimy my.
Jan Winter, szef Biura ds. Usuwania Skutków Powodzi przy Kancelarii Premiera wpadł jednak na mocno kontrowersyjny - zdaniem gazety - pomysł. Chce powołać "doradcę technicznego projektu" i wypłacać mu za konsultacje ogromne pieniądze pochodzące z kredytu. Po co doradca, skoro istnieją takie instytucje jak Ministerstwo Środowiska czy Państwowy Instytut Geologiczny, jeden z najlepszych w Europie? - dziwi się "SE".
Gazeta zapytała wiceministra środowiska i głównego geologa kraju, Krzysztofa Szamałka, czy to bank żąda trwonienia pieniędzy na doradców. "Nie potwierdzam" - powiedział, dodając, że jest temu przeciwny.