Księża z kolędą niemile widziani
Żeby dostać się z wizytą do mieszkańców
zamkniętych osiedli, księża muszą wysłać oficjalne pismo do
administracji. A i tak ochroniarz pozwoli im wejść tylko do tych
ludzi, którzy wpisali się u niego na listę - informuje "Metro".
13.01.2006 | aktual.: 13.01.2006 06:36
Według kościelnych danych księdza po kolędzie przyjmuje co trzeci Polak. Według obserwacji ochroniarzy w zamkniętych osiedlach robi tak najwyżej co piąty.
Księża mówią wprost: do zamkniętych osiedli chodzą niechętnie. A jeśli już, to wysyłani są najmłodsi stażem, bo proboszczowie starej daty ciężko te wizyty odchorowują. Adam Zelga, proboszcz parafii bł. Edmunda Bojanowskiego (ma pod opieką zamknięte osiedle w Ursynowie): Dlaczego? Bo czasem są upokarzające. Zdarzyło mi się, że ochroniarz nie chciał otworzyć mi bramki, bo na prośbie o pozwolenie na wejście zapomniałem przybić parafialnej pieczątki. Innym razem wręczył mi listę chętnych i powiedział, że do tych mieszkań mogę wejść i nigdzie więcej. Po prostu przebiegł się po nich wcześniej i zrobił przedkolędę.
W "normalnych" budynkach kolęda odbywa się bez zbędnych formalności: po prostu księża w czasie mszy ogłaszają, gdzie kiedy będą, a lokatorzy albo ich przyjmują, albo mówią: "nie, dziękuję" (często księdza poprzedza ministrant pytający o możliwość wizyty). Dlatego duchowni są przekonani: To, że nie możemy wejść na zamknięte osiedla, jest winą zarządców, którzy czynią nam utrudnienia - pisze "Metro". (PAP)