Księgowa odwołuje część oskarżeń wobec Sarkozy'ego
Była księgowa Liliane Bettencourt, Claire Thibout, wycofała się z części swoich wcześniejszych zarzutów, które dotyczyły nielegalnego wsparcia finansowego francuskiej miliarderki dla Nicolasa Sarkozy'ego - twierdzi dziennik "Le Monde".
08.07.2010 | aktual.: 08.07.2010 18:40
Trwająca od trzech tygodni we Francji tzw. afera Bettencourt, nazywana również aferą Woerth/Bettencourt, dotyczy posądzenia prominentnych polityków prawicy: obecnego szefa resortu pracy Erica Woertha oraz samego prezydenta Francji o korupcyjne powiązania z najbogatszą Francuzką, córką założyciela koncernu kosmetycznego L'Oreal. Sami oskarżeni stanowczo dementują zarzuty.
Podstawą najcięższych oskarżeń jest opublikowany w miniony wtorek przez portal informacyjny Mediapart wywiad z Thibout. Wyznała ona w tej rozmowie, że na polecenie swojej szefowej pobrała 26 marca 2007 roku z jej konta bankowego 50 tysięcy euro, które miały następnie, według Thibout, zasilić prezydencką kampanię wyborczą Sarkozy'ego. W sumie, jak utrzymuje była księgowa, Liliane Bettencourt wspomogła kampanię Sarkozy'ego trzykrotnie większą kwotą, czyli 150 tys. euro.
Była pracownica miliarderki miała też powiedzieć portalowi Mediapart, że Sarkozy, w latach 1983-2002 mer podparyskiego miasta Neuilly-sur-Seine, był bywalcem kolacji u małżonków Andre i Liliane Bettencourt, i że w czasie tych spotkań "otrzymywał też koperty" z plikami banknotów.
Jak pisze jednak "Le Monde", Thibout, podczas przesłuchania w środę wieczorem przez policję, zdementowała niektóre informacje, które opublikował Mediapart. Według "Le Monde", była księgowa potwierdza, że na polecenie swojej szefowej pobrała 50 tysięcy euro i że miały one być wręczone Ericowi Woerthowi, ówczesnemu skarbnikowi partii Sarkozy'ego - Unii na rzecz Ruchu Ludowego (UMP). Thibout zaprzecza jednak, że zdarzyło się to - jak podał Mediapart - 26 marca; dodaje, że nie pamięta już teraz dokładnie daty wypłacenia przez nią tej kwoty.
Jak podaje dziennik, była księgowa zaprzecza też, by w wywiadzie dla portalu twierdziła, że Sarkozy, jako mer, przez wiele lat przychodził do państwa Bettencourt po pieniądze. - To zupełna nieprawda. Mediapart to wymyślił - twierdzi teraz Claire Thibout. Dodaje jednocześnie, że para miliarderów przyjmowała w ostatnich kilkunastu latach w swojej posiadłości w Neuilly-sur-Seine "wielu znaczących polityków", przede wszystkim prawicowych, i wręczała im pieniądze.
W czwartek po południu Thibout ma być ponownie przesłuchiwana przez paryską policję.
Redaktor portalu Mediapart Edwy Plenel utrzymuje, że rozbieżności w zeznaniach byłej księgowej wynikają z presji organów śledczych. Dziennikarz podejrzewa też, że prowadząca śledztwo prokuratura może być zależna od obecnych władz.
Współpracownicy prezydenta Sarkozy'ego przyjęli nowe zeznania Thibout jako potwierdzenie niewinności ministra Woertha i szefa państwa. - Prawda została przywrócona - skomentował sekretarz generalny Pałacu Elizejskiego Claude Gueant. W otoczeniu prezydenta mówi się nieoficjalnie, że cała sprawa jest manipulacją dziennikarzy Mediapart.
Prezydent Sarkozy określił we wtorek zarzuty Claire Thibout jako "kalumnie bez żadnego związku z rzeczywistością, których jedynym celem jest obrzucenie błotem". Wszystkim zarzutom zaprzecza też stanowczo minister Woerth. Podkreślił on, że "nigdy jako polityk nie otrzymał nielegalnie nawet jednego euro". W opinii Woertha cała afera jest "intrygą" jego przeciwników politycznych, którzy chcą mu udaremnić przeprowadzenie na jesieni reformy emerytalnej. Minister ogłosił w środę, że złoży w sądzie pozew o "oszczercze oskarżenia" w tej sprawie.
Afera Woerth/Bettencourt nabrała już jednak tak dużego rozgłosu, że - zdaniem części komentatorów - doprowadzi do wielkich zmian w łonie rządzącej obecnie we Francji centroprawicy. Według sondażu ośrodka CSA dla dziennika "Le Parisien", 55% Francuzów pragnie przebudowy rządu.
Szymon Łucyk