Ksiądz potrącił mężczyznę i mówi mu: zyskałeś nowe życie
Kanclerz Kurii Biskupiej w Legnicy, ks. Józef Lisowski swoim "wypasionym" autem-zarejestrowanym na Caritas - potrącił młodego mężczyznę. Ten w szpitalu spędził kilka tygodni i powoli dochodzi do siebie. "Zyskałeś nowe życie” - napisał ksiądz w mailu swojej ofierze. Ale z obiecanej pomocy wyszły nici!
Niedzielnego popołudnia 20 lipca br. Maciej Rzymkowski, 23-latek z Głogowa, miał jeszcze trzy godziny czasu do rozpoczęcia pracy na nocnej zmianie na stacji benzynowej. Pensję przeznaczał na opłacenie czesnego za studia wyższe i na spłatę rat kredytu za swoją pasję - motocykl. Przed pracą postanowił wybrać się na przejażdżkę swoją maszyną.
W pewnym momencie… "Przed sobą miałem tylko jeden stojący na poboczu po mojej stronie samochód. Nagle samochód ruszył z miejsca, kierowca bowiem próbował zawracać, lecz tym samym, o zgrozo, zajechał mi drogę. Zdołałem położyć na boku motocykl i całym rozpędem runąłem pod koła nawracającego auta” - czytamy to, co się zdarzyło w wyjaśnieniach do PZU.
Chłopak pisze też, że niczym przez mgłę pamięta, jak kierowca samochodu dziwnie się zachowywał - ruszał autem. Pomyślał, że zamierza on uciec z miejsca wypadku. Ledwo idąc podszedł do samochodu, otworzył tylne drzwi i runął wprost na siedzenia. Jedna z osób, które były wówczas w samochodzie, szybko z niego wyskoczyła i wepchnęła do końca nogi chłopaka. To wtedy Maciek zobaczył, że tak kierowca, jak i pasażer to osoby duchowne.
Mam gdzieś takich przyjaciół!
Kierowcą samochodu, najnowszego i najdroższego Audi - A8 - okazał się ksiądz kanclerz Józef Lisowski z Legnickiej Kurii Biskupiej. Co więcej, samochód, którym kierował zarejestrowany jest na… Caritas! To pojazd wart ok. pół miliona złotych, a Caritas czerpie swoje przychody głównie ze zbiórek publicznych, czyli od wiernych Kościoła katolickiego.
Czarna limuzyna z zaciemnianymi szybami zawiozła półprzytomnego motocyklistę do szpitala. Został tam przebadany na obecność alkoholu we krwi. Wyszło, że jest trzeźwy. Wyników badań ks. Lisowskiego nie znamy.
Chłopak w sumie w szpitalu spędził 4 tygodnie. O urlopie, który miał spędzić nad wodą, mógł tylko pomarzyć. Doznał, jak mówi epikryza: wieloodłamowego złamania głowy i szyjki kości ramiennej ze zwichnięciem w stawie barkowym, złamania nasady dalszej kości promieniowej lewej, stłuczenia nerki prawej – krwiak podtorebkowy, krwiomocz.
Przeszedł dwie operacje pod narkozą na otwartym barku. Miał założonych 28 szwów (2 razy po 14). Wymaga dalszej długotrwałej i przede wszystkim kosztownej rehabilitacji. Tę załatwić obiecał ks. Józef Lisowski. Na obietnicach się skończyło. Duchowny tylko raz odwiedził Maćka Rzymkowskiego w szpitalu. Kazał nazywać się przyjacielem. Ksiądz kanclerz dał matce chłopaka kopertę z 500 złotymi w środku. Długo nie chciała jej przyjąć. W końcu uległa. Miały być na owoce. Miał to być również początek pomocy poszkodowanemu chłopcu. Początek, który zarazem okazał się końcem pomocy i zainteresowania.
- Ksiądz był u mnie drugi dzień po wypadku. Później nawet nie zadzwonił, choć miał mój numer - wspomina dziś Maciej. - Ja wiedziałem, co się dzieje z Maćkiem od swojego człowieka - mówi w rozmowie z nami ksiądz. Nie wszystko tu jest jednak jasne. Informacji o stanie pacjenta udziela tylko lekarz i tylko najbliższej rodzinie. Jeśli udzieliłby takiej informacji „człowiekowi księdza”, naruszyłby prawo.
- Kazał nazywać się swoim przyjacielem. Teraz, gdy dochodzę do siebie i jeszcze nie wszystko mam sprawne, wiem jedno: mam gdzieś takich przyjaciół! - mówi rozgoryczony chłopak.
Listy nieapostolskie
Już po wyjściu ze szpitala Rzymkowski zadzwonił do prominenta legnickiej Kurii, Józefa Lisowskiego. Telefon odebrał ktoś inny informując, że kanclerz jest w Rzymie. Po telefonie przyszła kolej na napisanie maila. "Sam nie wiem, jaki sens ma ten list do Pana” – zaczął swoją korespondencję. Dalej pisze m.in.: "Cieszyłem się, że trafiłem na Pana (księdza), a nie na zwykłą osobę, która pewnie nie przyznawałaby się do błędu, zmieszała mnie z błotem, a na końcu jeszcze opluła. Myliłem się”.
Po pewnym czasie przyszła odpowiedź. Na początku zapewnienia, że pisanie listów ma sens. I dalej takie perełki, jak: "Wspominasz o tym, co miałeś, a co straciłeś… jednak nie wspominasz, co zyskałeś! Zyskałeś nowe życie, nowy dar, który powinieneś mądrze wykorzystać i cieszyć się z niego, obdarowując innych miłością, ponieważ ona daje siłę do walki z wszelkimi niepowodzeniami, zwątpieniami, przeciwnościami losu” – napisał ksiądz Lisowski. Prosi, by go nie skreślać tylko i wyłącznie dlatego, że nie spełnił takich czy innych oczekiwań. Z prośbą o komentarz zwróciliśmy się do Kurii Biskupiej w Legnicy. Początkowo drogą mailową, a kiedy odpowiedź, mimo upływu 4 dni, nie nadeszła, to i telefonicznie. Mężczyzna, który odebrał telefon w Sekretariacie Kurii, początkowo zaprzeczał, że taki wypadek miał w ogóle miejsce, a później odesłał nas do Referatu ds. mediów. Dzwoniąc tam, dowiedzieliśmy się, że rzecznik prasowy ma w listopadzie urlop. Poproszono, by wysłać zapytanie na adres mailowy, który nie był dostępny na
stronie internetowej. Nie dowiedzieliśmy się więc, czy biskup wie o wypadku, wyciągnął jakieś konsekwencje wobec swego kanclerza i czy zamierza naprawić wyrządzone przez swojego zaufanego człowieka krzywdy.
Udało nam się jednak porozmawiać z winnym całego zajścia. Co prawda ksiądz przebywa za granicą, ale odebrał telefon. Jechał akurat samochodem. To on prowadził. - Rozmawiam przez zestaw słuchawkowy - zapewnił.
- Sprawa ma bieg oficjalny, a ja nie chciałem chodzić do szpitala czy kontaktować się z chłopcem, by nie być posądzonym o wpływanie na niego. Chciałem poczekać do końca procesu, do końca śledztwa prokuratorskiego - oświadczył.
I właśnie: "W dniu 16.10.2008 r. Komenda Powiatowa Policji w Głogowie przesłała materiały prowadzonego dochodzenia do sądu z wnioskiem o wniesienie aktu oskarżenia z art. 177 par. 1 KK przeciwko wymienionej przez Pana osobie. Samochód uczestniczący w wypadku to Audi A8” – odpowiedział nam na zapytanie prasowe rzecznik prasowy głogowskiej policji, komisarz Bogdan Kaleta.
Duchowny dalej się broni. - Nie było żadnego sygnału, że ten młody mężczyzna chce jakiejś pomocy - mówi. - Jeśli czuje się pokrzywdzony przeze mnie, to jest mi bardzo przykro - dodaje.
Ksiądz obszarnik
Na zakończenie kilkuminutowej rozmowy z nami, Józef Lisowski mówi, że jest osobą publiczną, dodając: - Bałem się tego, że sprawa trafi do mediów.
Okazuje się bowiem, że ten pracownik Legnickiej Kurii ma często do czynienia z dziennikarzami. Głównie za sprawą afer z jego udziałem. Ks. Lisowski opisywany był już wcześniej także i na łamach numeru 94 Trybuny Robotniczej w tekście „Święte grunty”. Pisaliśmy wówczas, że były wojewoda dolnośląski Krzysztof Grzelczyk z PiS w 2006 r. złożył zawiadomienie do prokuratury w związku z popełnieniem przestępstwa polegającego na wyłudzeniu ziemi o łącznej wartości 3 mln zł. Jako winnych procederu wskazał ks. kanclerza Józefa Lisowskiego, bliskiego współpracownika legnickiego biskupa i byłego urzędnika Dolnośląskiego Urzędu Wojewódzkiego we Wrocławiu, Rafała Ziglewskiego. Były wojewoda wystąpił też do MSWiA o zbadanie zgodności z prawem 22 decyzji dotyczących gruntów przekazanych dla 46 parafii z obrębu kurii w Legnicy.
Lisowski winę zrzucił na urząd wojewódzki, choć był pełnomocnikiem tych parafii, które występowały o grunty do Skarbu Państwa. Gdy je przyznano, to on je sprzedawał. Sprawę bada ABW i Prokuratura Krajowa we Wrocławiu. Ta nie postawiła na razie nikomu żadnych zarzutów. Śledztwo jest w toku i jest owiane tajemnicą.
Przyszły biskupa pomagier
Ksiądz kanclerz Józef Lisowski, prominent Kurii Biskupiej w Legnicy to także znana w regionie postać. Ma szerokie znajomości na styku polityki i biznesu. Widywany był z prezydenckim ministrem Michałem Kamińskim, czy poprzednim prezesem KGHM, Krzysztofem Skórą. Duchowny znany jest z brawurowej jazdy swoim eleganckim samochodem, z dobrego doboru drogich wód toaletowych i ciętego języka. Nieoficjalnie mówiło się, że jest faworytem na stanowisko biskupa pomocniczego Diecezji Legnickiej.
Ksiądz Józef Lisowski to też człowiek, którego - jak pokazuje życie =- nie warto mieć za swojego przyjaciela. Da pieniądze na owoce, uważając, że problem załatwił. A gdzie chrześcijańska zasada, żeby chorego w cierpieniu wspomóc? Tylko w takiej grubej książce, co się Biblią nazywa.
Imię i nazwisko poszkodowanego zmienione.
Patryk Kosela