Ks. Isakowicz-Zaleski: "Delegat" mógł być duchownym
Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, były kapelan
hutniczej "Solidarności", zwolennik ujawnienia prawdy o
współpracownikach SB w Kościele, jest zdania, że opisany przez
sobotnią "Rzeczpospolitą" kontakt operacyjny "Delegat" - mógł być
osobą duchowną.
05.08.2006 | aktual.: 07.08.2006 09:19
Dziennik ujawnił, że w 1981 roku, kilka dni po wizycie delegacji NSZZ "Solidarność" u papieża Jana Pawła II, Ministerstwo Spraw Wewnętrznych dysponowało szczegółowym raportem z wydarzeń podczas wizyty.
Według "Rz" jednym z najważniejszych wątków wielostronicowego meldunku sporządzonego na postawie informacji uzyskanych ze źródła k.o. "Delegat" był wpływ grupy doradców na Lecha Wałęsę. "Delegat" pojawia się też w dokumentach, które dotyczą I Zjazdy "S".
Ksiądz Isakowicz-Zaleski podkreślił, że lektura publikacji "Rzeczpospolitej" nie zdziwiła go. Znam podobne sprawy z terenu Krakowa, są to duchowni bądź osoby świeckie, które wykorzystywały to, że Karol Wojtyła, po tym jak został Ojcem Świętym, zapraszał różne osoby do Watykanu - mówi duchowny.
Podkreślił, że osoby te były specjalnie "ustawiane" przez służbę bezpieczeństwa, by zbierać wszystkie informacje. Jak powiedział, w jednym z raportów, które przekazywał SB tajny współpracownik związany z Kurią Krakowską, była to osoba świecka, jest np. informacja, jakie meble ma papież w swoim pokoju. Wspomniany przez księdza TW informował ponadto, o tym co papież mówił przy kolacji, jak sie czuł po zamachu na niego w roku 1981.
Według Isakowicza-Zaleskiego, dla służby bezpieczeństwa wszystko, co wiązało się z Ojcem Świętym było ważne. Wywiad polski nie zbierał tego dla siebie; to zbierano dla KGB, które robiło różne akcje operacyjne przeciwko Ojcu Świętemu - podkreślił.
Ksiądz oceniał, że raczej niemożliwe, by w przypadku "Delegata" chodziło o nieświadomą współpracę. Przeczytawszy tysiące już stron aktów operacyjnych SB mogę powiedzieć, że w tzw. nieświadomych współpracowników praktycznie nie wierzę - powiedział.
Jeśli to był działacz "Solidarności", bądź duchowny, to musiał doskonale wiedzieć, że nie ma dla SB nieważnych informacji - podkreślił Isakowicz-Zaleski. - W tym raporcie są szczegółowe, także negatywne, informacje o osobach trzecich i to mnie najbardziej ubodło".
Zdaniem Isakowicza-Zaleskiego, raport opublikowany przez "Rz" potwierdza m.in. jego tezę, że nie tylko osoby kwalifikowane oficjalnie jako TW były źródłem informacji, wiele pozyskiwanych informacji pochodziło od osób, które "dały się uwikłać", a potem, jak powiedział, nieraz formalizowano współpracę, kwalifikując te osoby jako TW.
W ocenie księdza, skoro opisaną w dzienniku sprawę prowadził Wydział IV SB, musi chodzić o osobę duchowną bądź osobę świecką związaną od wielu lat z kościołem.
Ks. Isakowicz-Zaleski, który prowadzi badania dotyczące antykościelnej działalności SB w Archidiecezji Krakowskiej, nie zna pseudonimu "Delegat". Przypomniał jednak, że w ramach swoich badań, które mają zostać opublikowane w październiku, wysłał w ostatnim czasie listy do 15 duchownych zarejestrowanych jako TW. Wśród tych listów, dwa zaadresowana są do duchownych pracujących do dziś w Rzymie - powiedział.
W ocenie Isakowicza-Zaleskiego, tylko opublikowanie wszystkich akt rozwiąże problem współpracowników SB w Kościele. Przeżywamy w tej chwili skutki tzw. grzechu zaniechania - było wiele czasu na wyjaśnienie tych spraw - ocenił.