Krzyż pod Pałacem wspomaga politykę Tuska
Krzyż na Krakowskim Przedmieściu jest na rękę Tuskowi. Po pierwsze - minimalizuje rolę prezydenta na rzecz premiera. Po drugie - pozwala zarządzać nastrojami, opinią publiczną, mediami, a w szczególności opozycją PiS, która dzięki akcjom pod krzyżem jest marginalizowana - pisze prof. Magdalena Środa w felietonie dla Wirtualnej Polski.
Wisły kijem nie zawrócisz, ale opozycją krzyżem zarządzać można. Do niedawna myślałam, że krzyż na Krakowskim Przedmieściu ciągle tam tkwi, ponieważ ani władze miasta, ani władze państwowe nie są w stanie go przenieść i zaprowadzić porządku na najbardziej eleganckiej ulicy Warszawy. Myślałam również, że krzyż jest nie do ruszenia, bo staje się pomału ostoją polskiej turystyki. Tak jak nie ma Krakowa bez Wawelu, tak nie ma Warszawy bez krzyża na Krakowskim.
Rzeczywiście, staje się on celem wszystkich wycieczek krajowych i - niestety - zagranicznych. Jednak to nie tylko słabość władzy czy atrakcyjność turystyczną krzyża powodują, że on tam tkwi. Jego obecność wspiera pewne cele rządu.
Po pierwsze minimalizuje rolę prezydenta, którego konkurencyjność wobec Tuska jest tłumiona w zarodku. Prezydent jest w Pałacu ale nie końca wiadomo czyj to pałac: jego, poprzedniego prezydenta, ludu ulicy czy Kościoła. Musi więc zwiększać ochronę i przedzierać się przez zasieki, czego w nie doświadczał żaden prezydent, ani nawet sekretarz partii w okresie stanu wojennego. To musi budzić jakieś kompleksy. Dodatkowo prezydent Komorowski ma na metalowych bramkach otaczających Pałac sporo ulotek, które kwestionują legalność jego władzy, znajdują się one co prawda od strony ministerstwa kultury ale Komorowski niewątpliwie musi o nich wiedzieć. Nie jest to sytuacja komfortowa. Niepewność prezydenta jest z pewnością na rękę i Kaczyńskiemu i Tuskowi.
Po drugie krzyż jest dla tego ostatniego dobrym narzędziem zarządzania nastrojami, opinią publiczną, mediami i opozycją PiS w ogólności. Od pięciu miesięcy uwaga wszystkich jest skupiona na krzyżu. W łatwy sposób można ją aktywizować i emocje rozpalać lub uspokajać i neutralizować. W ten sposób można odwracać uwagę od spraw dużo ważniejszych, na przykład działań lub nie działań rządu, sytuacji Polski lub innych spraw. Ale to nie wszystko. Gdy kilka dni temu pod krzyż udał się Kaczyński z comiesięczną pielgrzymką (dlaczego Kaczyński woli rozróby pod miejscem zamieszkania Komorowskiego zamiast tradycyjnego złożenia kwiatów i spokojnej zadumy na grobie brata w Krakowie - nie mam pojęcia), no więc gdy Kaczyński wykonywał swoją co miesięczną robotę polityczną, by wzmocnić szaleństwo na Krakowskim Przedmieściu, mógł zostać - tym razem - zatrzymany. Nie został, przeciwnie - przemaszerował przez Pałac i pod krzyż się dostał. Skutek polityczny (zarówno PiS jak i - podejrzewam - PO) został osiągnięty.
Kaczyński redukując swoją politykę do kultywowania "religijności 10 kwietnia", której celem jest ubóstwienie Brata, jest coraz bardziej marginalizowany, a wraz z nim PiS. Ta sytuacja jest niewątpliwie bardzo na rękę PO, które jawi się na tym tle jako partia otwarta, ucywilizowana, normalna, mimo, że jej polityka ogranicza się do zarządzania nastrojami społecznymi i wygrywania kolejnych wyborów. Czy wygra na tym SLD, czy da to szanse Palikotowi do utworzenia jakiejś partii (co deklaruje)? Trudno powiedzieć, na razie spektakl trwa.
Prof. Magdalena Środa specjalnie dla Wirtualnej Polski