PolskaKrzysztof Rutkowski na tropie Ewy Tylman - pomaga czy przeszkadza policji?

Krzysztof Rutkowski na tropie Ewy Tylman - pomaga czy przeszkadza policji?

• Kryminolodzy, zawodowi detektywi i policjanci krytykują go za robienie ze śledztwa medialnego show
• W sprawie Ewy Tylman w pewnym momencie aresztowano nawet jego współpracownika

• Krzysztof Rutkowski uważa, że była to próba zdyskredytowania go w oczach opinii publicznej

Krzysztof Rutkowski na tropie Ewy Tylman - pomaga czy przeszkadza policji?
Źródło zdjęć: © WP | Zenon Kubiak
Zenon Kubiak

25.12.2015 | aktual.: 27.12.2015 10:37

Trudno znaleźć w Polsce osobę, która nie wiedziałaby, kim jest Krzysztof Rutkowski. Jego nazwisko to pierwsze skojarzenie, jakie się pojawia na hasło "prywatny detektyw", chociaż sam Rutkowski licencję do wykonywania tego zawodu stracił w 2009 r.

- Jego działania wpływają negatywnie na obraz zawodu detektywa. My nie robimy show z każdej sprawy, którą się zajmujemy, tylko skupiamy się na swojej pracy, pomagając policji i prokuraturze. Znamy swoje miejsce w szeregu - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Piotr Radlak, rzecznik prasowy Polskiego Stowarzyszenia Licencjonowanych Detektywów.

Licencję pozwalająca na prowadzenia działań detektywistycznych ma jednak biuro, którego Rutkowski jest współwłaścicielem. Sam działalnością detektywistyczną zajął się w 1990 r., odnosząc sukcesy w odzyskiwaniu skradzionych samochodów i odbijaniu z rak porywaczy uprowadzonych lub uwięzionych osób. Jak nikt inny potrafił zadbać o swój PR - media szeroko rozpisywały się o jego akcjach. Na sam szczyt popularności wzniósł go program "Detektyw" emitowany w TVN, w którym widzowie mogli z bliska zobaczyć jego widowiskowe akcje.

Od tamtej pory Rutkowski pojawia się przy wszystkich najgłośniejszych sprawach kryminalnych w Polsce. Pomagał w poszukiwaniach Krzysztofa Olewnika (sprawa zakończyła się konfliktem z rodziną zaginionego), wyjaśnianiu zaginięcia Madzi z Sosnowca czy Iwony Wieczorek z Gdańska. Już wtedy jego działaniom towarzyszyła krytyka, głównie ze strony policji, która zarzucała mu nieetyczne działania, a opublikowanie filmu, na którym Katarzyna W. przyznaje się do zabicia swojej córki, Marek Sokołowski, ówczesny rzecznik prasowy Komendy Głównej Policji nazwał "szopką medialną". Większość Polaków zapamiętała jednak, że to Rutkowski rozwiązał zagadkę Madzi z Sosnowca.

Rutkowski zjawia się w Poznaniu i jego ludzie znajdują w rzece rękę

Teraz słynny "detektyw" przebywa w Poznaniu, gdzie próbuje rozwikłać zagadkę zaginięcia Ewy Tylman. O pomoc poprosiła go rodzina 26-latki. Już po kilku dniach mógł pochwalić się sukcesem - to jego ludzie zauważyli w wodzie odciętą rękę, choć jak się później okazało, nie należała ona do zaginionej kobiety.

- 30 funkcjonariuszy szło rzędem wzdłuż rzeki i żaden nie widział ręki, która leżała przy brzegu i którą było widać. A co by było, gdyby tam Ewa leżała? - komentował działania funkcjonariuszy policji.

Gdy stacja TVN24 podała informację, że znaleziska dokonali policjanci, Rutkowski zapowiedział, że pozwie dziennikarkę Anitę Werner do sądu.

- To dla nas jakiś absurd. Czy ktoś ma jakiś układ z policją, żeby podawać nieprawdziwe informacje? Rzetelność dziennikarska wymaga, aby przekazywać informacje o tym, jaki jest stan faktyczny - wytykał na zwołanej przez siebie konferencji prasowej.

Właśnie konferencje, na których pojawia się w towarzystwie swoich współpracowników w kominiarkach, stały się znakiem firmowym Rutkowskiego. Właściciel biura detektywistycznego informuje na nich media o każdym nowym tropie, na jaki uda mu się natrafić, nawet jeśli później okazuje się on nietrafiony. Tak było z upublicznieniem nagrania z monitoringu znajdującego się przy kampusie Politechniki Poznańskiej. Chociaż widać na nim tylko dwa ciemne punkty poruszające się na moście Rocha, Rutkowski szybko uznał, że to dowód na to, że Ewa Tylman i towarzyszący jej Adam Z. mieli przejść przez most, a do jej zaginięcia miało dojść w okolicach kampusu. Kolejne nagrania miało natomiast wskazywać, że być może kobieta próbowała uciekać i próbować gdzieś zadzwonić z telefonu komórkowego, ale ktoś nagle do niej podbiegł.

Już następnego dnia śledczy zajmujący się tą sprawą, wykluczyli tę hipotezę. Sam Adam Z. zeznał, że razem z Ewą Tylman w ogóle nie wchodzili na most, a kobieta wpadła do rzeki, kiedy byli na brzegu. To właśnie w tym miejscu policjanci i strażacy zaczęli szukać ciała kobiety. 3 grudnia wieczorem Rutkowski donosił na swoim oficjalnym fanpage'u: "Prawdopodobnie odnaleziono ciało Ewy Tylman w Warcie w miejscu, gdzie zareagował nasz pies tropiący... teren został zabezpieczony. Czekamy na potwierdzenie tej smutnej informacji".

Jak się okazało, niczego nie znaleziono, a Rutkowski dalej snuł kolejne hipotezy łącznie z tą mówiącą, że Adam Z. jest satanistą i mógł zabić Ewę Tylman w ramach obrzędu okultystycznego. Dowodem miało być zdjęcie Adama Z., na którym ma na sobie bluzę z satanistycznym motywem i wykonuje dłonią gest diabła. Żadnego innego dowodu na związek Adama Z. z satanizmem nie ma, a i sam Rutkowski szybko przestał podążać tym tropem.

- To było zdjęcie robione pod publiczkę, pozowanie na satanistę - mówi dziś Wirtualnej Polsce.

Współpracownik Rutkowskiego aresztowany

Zamiast kolejnych sukcesów Rutkowskiego w śledztwie, zaczęły się problemy. 4 grudnia zatrzymano Radosława B., jednego z jego współpracowników. Dwa dni później został aresztowany pod zarzutem nakłaniania jednego ze świadków do składania fałszywych zeznań. Miał zapłacić Karolinie K. za to, aby zeznała, że feralnej nocy widziała szarpaninę na moście, po której jedna z osób wrzuciła coś dużego do rzeki.

- Śledztwo w tej sprawie cały czas trwa, ale jeśli potwierdzi się, że współpracownik biura detektywistycznego nakłaniał świadka do składania fałszywych zeznań, to byłaby to rzecz niesłychana i karygodna - mówił kilka dni po zaaresztowaniu Radosława B. Wirtualnej Polsce Andrzej Borowiak, rzecznik prasowy wielkopolskiej policji.

22 grudnia sąd uchylił jednak areszt, uznając zeznania Karoliny K. obciążające Radosława B. za mało wiarygodne. Rutkowski od samego początku twierdził, że zatrzymanie jego współpracownika to jakaś prowokacja wymyślona przez osobę, której zależało na tym, aby utrudnić śledztwo, a jemu samemu zaszkodzić.

- Karolina K. zeznała, że spotkała się z Radkiem 24 listopada, a wiem na to 100 proc, że tego dnia był w Niemczech. Ta kobieta kłamie, a najbardziej pokrzywdzony w całej sprawie jestem ja, to uderzenie w mój wizerunek. Nie wiem, czy Karolina K. jest osobą chorą psychicznie czy może do złożenia fałszywych zeznań nakłonił ją ktoś, komu zależy, aby mi zaszkodzić, np. ktoś ze świata przestępczego - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Rutkowski, nie kryjąc żalu do policji i zapowiadając złożenie skargi na jej działania.

Policjanci o Rutkowskim oficjalnie i nieoficjalnie

Sami policjanci nie chcą oficjalnie oceniać działań podejmowanych przez Rutkowskiego w ramach śledztwa w sprawie zaginięcia Ewy Tylman.

- My działamy według naszych standardów. Działania policjantów koncentrują się na pracy w terenie czy laboratoriach, a nie na konferencjach prasowych - mówi Andrzej Borowiak. - Rodzina zaginionej Ewy Tylman miała prawo skorzystać z pomocy biura detektywistycznego i my tego nie oceniamy. Zależy nam tylko na tym, aby wynajęte biuro informowało nas o zdobytych przez siebie informacjach, które mogą mieć istotne znaczenie dla prowadzonego śledztwa. W tym przypadku tak jest - otrzymaliśmy notatkę o tym, że w rzece zauważono rękę - dodaje.

Sam Rutkowski w rozmowie z Wirtualną Polską twierdzi, że jego relacje z policjantami bezpośrednio zajmującymi się sprawą Ewy Tylman są dobre, a ostatnio nawet się poprawiły. Krytykuje za to komendanta wojewódzkiego policji w Poznaniu.

- Ta sprawa go przerosła, nie daje sobie z tym rady - mówi.

Bardziej dosadnie o Krzysztofie Rutkowskim policjanci wypowiadają się anonimowo.

"To, co mnie drażni i razi to fakt, że pojawienie się Rutkowskiego wiąże się zazwyczaj z całkowitym rozpieprzeniem pracy operacyjnej policjantów pracujących nad sprawą" - napisano 30 listopada na fanpage'u PMF zrzeszającego funkcjonariuszy policji. "Jego detektywi (przeważnie nasi byli koledzy) bardzo negatywnie wypowiadają się o naszej pracy, przez co rodziny zaginionych jeszcze bardziej wywierają presję na prowadzących, najczęściej poprzez media. Do tego Rutkowski za każdym razem, gdy jego ludzie coś 'ujawnią', organizuje konferencję prasową, nie licząc się z tym, że pośpiech nie zawsze jest wskazany i że ujawnienie pewnych faktów może jedynie zaszkodzić sprawie" - można przeczytać na stronie.

Podobne zarzuty pod adresem Krzysztofa Rutkowskiego kieruje dr hab. Justyn Piskorski, kryminolog z Katedry Prawa Karnego Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.

- Nie mam wątpliwości, że ujawnianie zbyt szybko informacji może utrudniać pracę policji, działania Krzysztof Rutkowskiego stawiają policję pod ścianą i sprawiają, że pewne czynności operacyjne dzieją się niemal na oczach opinii publicznej - uważa Piskorski. - To tym bardziej istotne, że wciąż nie mamy pewności, co się tak naprawdę stało. Każda wersja zdarzeń jest prawdopodobna i żadnej nie można przekreślać, a zbyt szybkie ujawnianie, w jakim kierunku podążają poszukiwania, mogły umożliwić osobom zamieszanym w tę sprawę zatarcie śladów - dodaje.

Rutkowski nie wierzy w winę Adama Z.

Sam Krzysztof Rutkowski twierdzi coś dokładnie przeciwnego.

- Policja i prokuratura same nieustannie zmieniają wersję zdarzeń. Najpierw była mowa o nieszczęśliwym wypadku, później o zabójstwie. W takich sprawach nie należy o nowych ustaleniach mówić głośno, jeśli nie są one pewne - mówi Wirtualnej Polsce. - Ja sam jestem przekonany, że Adam Z. jest niewinny, bo nie ma predyspozycji psychicznych i motywu, aby dokonać zbrodni. Jeśli rzeczywiście to on zabił Ewę, to mam proste pytanie do prokuratury: - jeśli Ewa została zamordowana, to w jaki sposób? Moim zdaniem doszło do nieszczęśliwego wypadku, a błędem Adama Z. było niewezwanie pomocy, chociaż nawet, gdyby ją wezwał, Ewy i tak nie udałoby się uratować - dodaje.

Na słowa krytyki towarzyszące właściwie każdej sprawie, którą się zajmuje, Krzysztof Rutkowski wydaje się reagować z dystansem i przekonaniem, że racja jest po jego stronie.

- Jestem opluwany, próbuje się mnie zniszczyć i zdyskredytować w oczach ludzi. Najlepszym przykładem jest stacja TVN, która dostała jakiegoś małpiego rozumu na tym punkcie, ale zaskarżymy ją - mówi Rutkowski. - Zresztą ludzie i tak wiedzą swoje. W ciągu minionego tygodnia moją stronę na Facebooku odwiedziło 2,7 mln osób. Wystarczy poczytać komentarze, jakie piszą - dodaje.

W pierwszych dniach śledztwa w Poznaniu, zwracał z kolei uwagę, że szum medialny, który powoduje jego przyjazd, mobilizuje policję i prokuraturę.

- O których zaginięciach w Polsce jest głośno? O tych, przy których pojawia się Rutkowski i media, które o wszystkim informuje. Wtedy wszyscy budzą się do roboty - mówił na konferencji prasowej.

Działania pracowników jego biura detektywistycznego mają w najbliższych dniach skupić się podobnie jak działania policji na dalszych poszukiwaniach zwłok Ewy Tylman. Ich odnalezienie ma dać ostateczną odpowiedź na pytanie, w jakich okolicznościach zginęła 26-latka. Sam Krzysztof Rutkowski jest przekonany, że potwierdzi się jego hipoteza mówiąca o tym, że był to nieszczęśliwy wypadek.

Byłeś świadkiem lub uczestnikiem zdarzenia? .

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (233)