Świat"Kryzys dziennikarstwa grozi kryzysem demokracji"

"Kryzys dziennikarstwa grozi kryzysem demokracji"

Kryzys wysokiej jakości mediów może oznaczać kryzys demokracji - piszą media, komentując załamanie rynku prasy i starego modelu jej finansowania. Europie, gdzie rosną wpływy populistycznych polityków, potrzeba wartościowego dziennikarstwa - apelują gazety.

02.12.2012 | aktual.: 02.12.2012 10:26

Demokracja opiera się nie tylko na wyborach, instytucjach i rynkach. Jakość informacji przekazywanej przez media może stanowić o jakości demokracji - napisał szwajcarski dziennik "Le Temps", wtórując francuskiemu "Le Monde'a".

Kryzys prasy, bankructwa lub redukcje w znanych tytułach oznaczają załamanie rynku wiarygodnej informacji, która ma istotny wpływ na działania polityków i wybory obywateli - ocenia "Le Temps".

Europie zagraża "rosnąca fala populizmu i problemy społeczno-ekonomiczne, których źródłem może być zbyt daleko posunięta polityka cięć budżetowych. Czy prasa, która również pada ofiarą kryzysu i radykalnych oszczędności, może jeszcze wywierać wpływ na bieg zdarzeń w pogrążonej w kryzysie Europie?" - pyta szwajcarska gazeta, w której również zapowiedziano cięcia kosztów i zwolnienia.

W Niemczech ogłoszono zamknięcie "Financial Times Deutschland", wcześniej upadł "Frankfurter Rundschau", ogłoszono zwolnienia w hiszpańskim "El Pais", we Francji zamknięto dwa dzienniki: "France Soir" i "La Tribune", dogorywa agencja fotograficzna SIPA; "Newsweek" likwiduje wydanie papierowe - wylicza "Le Monde". O przetrwanie walczy niemiecka agencja DAPD, która zwolniła jedną trzecią pracowników.

W poszukiwaniu oszczędności media głównego nurtu zwalniają dziennikarzy zdając się na outsourcing. Ale "informacja jest szczególnego typu produktem - pisze "Le Monde" - Jeśli jest (...) kształtowana przez biznesowy model zakładający niskie koszty produkcji, nie może być wiarygodna".

Poszukiwanie tańszej formuły dla prasy prowadzi do przekłamań, uproszczeń i błędów - napisał w lipcu "New York Times", komentując serię dziennikarskich wpadek w USA. Ich powodem było cięcie kosztów produkcji lokalnych dzienników. Publikowały one teksty dostarczane przez firmę "Journatic", generującą lokalne informacje według modelu "call-center", w którym teksty pisane są z dala od opisywanej rzeczywistości. Po drobnych retuszach, zamieszcza się je w gazetach, czasem z fałszywymi cytatami - napisał "NYT".

"Journatic" to "dostarczyciel zawartości dla mediów", ma siedzibę w Chicago, a zatrudnieni przez niego autorzy piszą z własnego mieszkania treści dla gazet w San Francisco czy Teksasie. Czasem robią to z Filipin lub Afryki Północnej, co nie przeszkadza im relacjonować np. lokalnych zawodów sportowych albo posiedzenia rady gminy w amerykańskich metropoliach - ujawnił "Guardian".

Raport Columbia University, zatytułowany "Dziennikarstwo postindustrialne", głosi jednak: "Potrzebujemy pełnoetatowych dziennikarzy, raportujących na temat spraw, które ktoś, gdzieś chciałby zataić (...) Nie jest najbardziej chwalebnym okresem dla dziennikarstwa ten, kiedy wiele pracy przejmują amatorzy lub wykonują maszyny".

Według raportu, technologia doprowadziła do "eksplozji ilości dostępnej informacji", ale mediom nie wolno ograniczać roli "dziennikarza jako kogoś, kto opowiada prawdziwe historie, wydobywa ich sens i je tłumaczy".

Blogerzy, media społeczne, a nawet maszyny konkurują z dziennikarzami. Proste artykuły jest w stanie wygenerować komputer - przypomina European Journalism Centre na swych stronach internetowych.

"Presja na dochodowość zdaje się sprawiać, że cały sektor (medialny) jest chory" - komentuje "Observer". "Niegdyś dzięki gazetom ministrowie, policjanci i firmy musiały zdawać sprawę ze swych poczynań. Media pociągały ich do odpowiedzialności. Nasz dekalog głosił: nie wolno nam upraszczać" - pisze brytyjski tygodnik i podkreśla: "Dziennikarstwo (...) zwłaszcza śledcze i analityczne jest głównym filarem każdej przyzwoitej i dojrzałej demokracji".

Media nie mogą już polegać wyłącznie na wpływach ze sprzedaży i reklamy - pisze "Guardian", który skorzystał z innego źródła finansowania. Wybrane rubryki dziennika korzystają ze środków Fundacji Billa i Melindy Gatesów. Autorzy sponsorowanych działów gazety zachowują całkowitą niezależność, nie wolno im jedynie - zgodnie z amerykańskim prawem regulującym działalność tej fundacji - pisać tekstów, które mogą wpływać na wyniki wyborów.

Stan prasy pogarsza to, że "wiele publikacji zbyt późno podjęło rzucone przez nowe technologie wyzwanie: dostosuj się lub zgiń" - przypomina "Le Monde". Ale los prasy w publikowanej internecie jest niepewny. Czytelnicy, nawykli do darmowej informacji w sieci, mogą wybrać treści śmieciowe, ale za to bezpłatne.

"Le Temps" zwraca też uwagę na kolejny problem wynikający z cięcia kosztów przez gazety: coraz częściej dziennikarze, którym limituje się wydatki, skazani są na sponsorowane podróże i imprezy, korzystanie z dostarczonych już zdjęć i tekstów "gotowych do opublikowania". "Europejskie dziennikarstwo zaczyna się opierać na "gotowcach" - alarmuje genewska gazeta.

Co gorsza nie udało się jeszcze znaleźć rozwiązania, które "zastąpiłoby klasyczny ekonomiczny model prasy i było w stanie sfinansować dziennikarstwo wysokiej jakości na nośnikach elektronicznych. I na tym właśnie polega problem" - konkluduje "Le Monde".

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (295)