Dostał kolejny cios po rozmowie z Putinem
Nie milkną echa niespodziewanej rozmowy Olafa Scholza i Władimira Putina. Ruch niemieckiego kanclerza już skrytykował Wołodymyr Zełenski. Podobne głosy pojawiają się też w Niemczech. Putin "odbierze fakt, że Scholz zadzwonił do niego raczej jako oznakę słabości, a nie siły" - powiedział czołowy polityk opozycyjnej chadecji Juergen Hardt.
Rzecznik ds. polityki zagranicznej frakcji CDU/CSU w Bundestagu oskarżył kanclerza o pomoc Putinowi w osiągnięciu "propagandowego sukcesu" z wewnętrznych powodów politycznych.
Scholz najwyraźniej "nie przedstawił konkretnej nowej propozycji, ani nawet nie postawił ultimatum (...)" - powiedział Hardt. Dodał, że Putin "rozumie tylko sygnały siły", takie jak groźba znacznego zwiększenia pomocy wojskowej dla Ukrainy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zgotowali Rosjanom piekło. Zasadzka na konwój i bomby termobaryczne
Scholza bronią koledzy partyjni
Zdaniem chadeckiego polityka, Scholzowi "chodziło przede wszystkim o to, by wewnętrznie w Niemczech było jasne, że to on opowiada się za negocjacjami i dialogiem".
Sekretarz generalny socjaldemokratycznej SPD Matthias Miersch bronił działań kanclerza. Ważne jest osiągnięcie postępu dyplomatycznego w konflikcie na Ukrainie, powiedział w radiu Deutschlandfunk. Kanclerz w ścisłym porozumieniu ze swoimi sojusznikami ustala, co jest możliwe. Niemiecki rząd zawsze daje jasno do zrozumienia, że "nie może być dyktowanego pokoju", podkreślił.
W piątek Scholz rozmawiał z Putinem telefonicznie po raz pierwszy od prawie dwóch lat. Według jego własnych oświadczeń, wezwał rosyjskiego prezydenta do "wycofania swoich wojsk" i wykazania gotowości do negocjacji z Ukrainą.