Krwawy zamach w polskiej strefie w Iraku
Dwa samochody-pułapki eksplodowały w
Hilli w polskiej strefie stabilizacyjnej w sobotę wieczorem, w
przeddzień wizyty amerykańskiego administratora Iraku Paula
Bremera w tym mieście.
Zginęły 23 osoby, a 58 odniosło rany - głównie mieszkańcy, którzy wieczorem dla ochłody wyszli z domów, rozprażonych od ponad 40- stopniowego upału.
W chwili wybuchu na jego miejscu ani w okolicach nie było polskich żołnierzy - poinformował rzecznik prasowy Wielonarodowej Dywizji Centrum-Południe ppłk Robert Strzelecki. Na miejsce zamachu wysłano grupę szybkiego reagowania dywizji.
Eksplozje nastąpiły w sąsiedztwie dawnego Meczetu Saddama, na jednej z głównych ulic miasta leżącego w niespokojnym regionie około 100 km na południe od Bagdadu.
Zdaniem ambasadora Ryszarda Krystosika, doradcy politycznego gen. Mieczysława Bieńka, dowódcy dywizji Centrum-Południe, zamach był dziełem "ludzi z zewnątrz, którym zależy na destabilizacji".
Pytany na ile prawdziwe mogą być spekulacje, że zamach miał związek z niedzielną wizytą Paula Bremera w Hilli, Krystosik odparł, że "różne spekulacje mogą zawsze istnieć".
Bremer, który 30 czerwca przekazuje władzę rządowi Ijada Alawiego i kończy pobyt w Iraku, od pewnego czasu składa wizyty pożegnalne w różnych częściach kraju.
Z pełnym przekonaniem można powiedzieć, że ludzie stąd nie byliby zainteresowani, żeby uderzać we własną społeczność. (...) Zamach ten był dokonany z wielką świadomością tego, że są godziny wieczorne, kiedy odbywa się znaczny ruch na ulicach. (...) To była detonacja dwóch samochodów pułapek - powiedział Krystosik dziennikarzom w Obozie Babilon.
Według relacji mieszkańca Hilli, Tamina Jabbara, który był na miejscu zamachu kilka minut po eksplozjach, ofiarą ataku padli głównie mieszkańcy okolicznych domów. Wyszli oni, aby się ochłodzić.
Świadkowie mówili, że w samochodzie (jednym z dwóch) było dwóch zamachowców samobójców. Na chwilę przed eksplozją zaczęli do siebie strzelać. Być może któryś z zamachowców odmówił wysadzenia samochodu właśnie w tym miejscu - powiedział Jabbar.
Jabbar pojechał na miejsce zamachu, gdy usłyszał wybuch. Chciał sprawdzić, czy nic się nie stało jego krewnym, którzy mają tam sklepy. To było przerażający obraz: dziesiątki krzyczących dzieci. Ludzie wyszli z domów, bo nie było elektryczności, chcieli trochę odetchnąć na ulicy, a znaleźli tam śmierć - powiedział.
To jest wyłącznie dzielnica handlowa. Tam są restauracje, kawiarnie internetowe, lodziarnie, sklepy z ubraniami. Największym budynkiem w okolicy jest uniwersytet religijny, który znajduje się mniej więcej pół kilometra od miejsca eksplozji. Budynek gubernatora stoi mniej więcej kilometr stamtąd - wyjaśnił Jabbar.
Uniwersytet religijny w Hilli, o którym mówił świadek, to dawny meczet wybudowany w połowie lat 90. przez Saddama Husajna. Obecnie mieści się tam uniwersytet, w którym wykładowcami są także chrześcijanie.
Sobotni zamach w Hilli wpisuje się w falę przemocy, narastającą w Iraku w miarę zbliżania się 30 czerwca, kiedy to władzę ma przejąć z rąk Amerykanów iracki rząd tymczasowy.