Krwawe zamachy w Iraku
Środa była w Iraku szczególnie krwawa. W zamachach i starciach zginęło w sumie ponad 100 ludzi. Nie ucierpiał nikt z Polaków, choć i w pobliży Obozu Babilon doszło do eksplozji.
Zamachowiec-samobójca
Zamachowiec-samobójca zdetonował załadowany materiałami wybuchowymi samochód przed komisariatem policji w Bakubie w środkowym Iraku, zabijając 68 osób i raniąc 56 - podało irackie Ministerstwo Zdrowia. W zasięgu wybuchu znalazł się mikrobus, w którym zginęło 21 ludzi. Był to najkrwawszy zamach w Iraku od 28 czerwca, to jest dnia, w którym Amerykanie przekazali suwerenną władzę tymczasowemu rządowi irackiemu.
W zaatakowanym komisariacie al-Nadżda w centrum Bakuby funkcjonował również ośrodek rekrutacyjny policji. Bakuba leży około 55-60 kilometrów na północny wschód od Bagdadu.
Obóz Babilon
Niewielki ładunek wybuchowy eksplodował około godz. 10 czasu lokalnego (godz. 8 czasu polskiego) 300 metrów od bramy wyjazdowej z Obozu Babilon - poinformował dowódca Wielonarodowej Dywizji Centrum-Południe gen. Andrzej Ekiert.
Wcześniej rzecznik dowódcy dywizji ppłk Artur Domański informował, że ładunek eksplodował trzy kilometry od bramy obozu i że eksplozja była słyszalna w samym obozie. Trwa ustalanie szczegółów związanych z eksplozją - mówił Domański. W okolice wybuchu wysłane zostały siły szybkiego reagowania i straż pożarna.
Zbiegły się dwie sprawy. Zapaliła się cysterna, a 300 metrów przed naszą bramą wybuchł niewielki ładunek 100-150-gramowy. Ja bym tych dwóch faktów nie łączył - powiedział gen. Ekiert i dodał, że przyczyną zapalenia cysterny była wysoka temperatura.
Tydzień wcześniej, 22 lipca, tuż przed tą samą bramą wjazdową Obozu Babilon eksplodował ładunek wybuchowy umieszczony w puszce po napoju. Eksplozja ogłuszyła polskiego wartownika.
Akcja przeciwko rebeliantom
Siedmiu zabitych po stronie irackich sił bezpieczeństwa i 35 zabitych rebeliantów - to wynik środowej porannej akcji przeciwko rebeliantom w rejonie Suwajry, z udziałem sił specjalnych USA i brygady pod ukraińskim dowództwem. W akcji brali też udział Polacy.
Operacja sił specjalnych USA i ukraińskiego kontyngentu wojskowego była wcześniej zaplanowana. W jej wyniku doszło do wymiany ognia z grupą kilkudziesięciu rebeliantów. W starciu zginęło 35 z nich, a 40 zostało zatrzymanych. Spośród irackich funkcjonariuszy sił bezpieczeństwa 7 zostało zabitych, a 10 odniosło rany - przekazał rzecznik Wielonarodowej Dywizji Centrum-Południe ppłk Domański.
Dodał, że nikt z żołnierzy dywizji nie został ranny. Biorący udział w akcji Polacy wykonali loty rozpoznawcze śmigłowcami. Jak wynika z informacji przekazanych dziennikarzom po południu przez Domańskiego, rozbita grupa rebeliantów była podejrzewana o organizowanie ataków terrorystycznych na siły koalicyjne.
Sytuacja w okolicy Suwajry, na południe od Bagdadu, jest już stabilna. Rejon jest patrolowany z ziemi i powietrza.
Śmiertelny pocisk
Dwie osoby, w tym 13-letnie dziecko, poniosły śmierć, a siedem odniosło rany w wyniku eksplozji pocisku wystrzelonego w osiedle mieszkaniowe w centrum Bagdadu - podały źródła szpitalne, cytowane przez AFP. Wśród rannych jest troje dzieci.
Dzielnica Rahmanija, w której nastąpił atak, znajduje się w pobliżu ulicy Haifa, miejsca, gdzie ostatnio dochodziło do starć między zbrojnymi bojówkami a irackimi siłami bezpieczeństwa.
W wybuchu miny, umieszczonej na drodze, zginął we wtorek w północnym Iraku amerykański żołnierz. Trzech innych zostało rannych. Jak podano w środę rano w Bagdadzie, do wydarzenia doszło we wtorek wieczorem, w miejscowości Balad-Ruz, 64 km na północny zachód od Bagdadu, na trasie rutynowych patroli, prowadzonych przez siły USA.
Według bilansu, przedstawionego w środę przez agencję Associated Press, śmierć kolejnego amerykańskiego żołnierza oznacza, że od początku interwencji zginęło w Iraku co najmniej 905 Amerykanów.