Krwawe święta muzułmanów. Seria zamachów ISIS na koniec ramadanu
• Ostatnie dni ramadanu przyniosły wielką falę zamachów terrorystycznych
• Ataki uderzyły przede wszystkim w muzułmanów
• Dla dżihadystów ISIS święty miesiąc islamu jest "miesiącem podbojów"
• Zwiększona liczba zamachów to także efekt pogarszającej się sytuacji tzw. Państwa Islamskiego na froncie
Najświętszy miesiąc islamu stał się jednocześnie najkrwawszym. Podczas tegorocznego ramadanu - a szczególnie kończących go dni, czyli święta Eid al-Fitr - doszło do niezwykle barbarzyńskiej serii zamachów terrorystycznych na całym świecie - których ofiarami w przytłaczającej większości byli muzułmanie.
Fala ataków - z których większość to prawdopodobnie dzieło terrorystów tzw. Państwa Islamskiego - rozpoczęła się od 21 czerwca w Jordanii, gdzie zamachowiec samobójca wysadził siebie i sześć innych osób w ataku na jordańskie siły bezpieczeństwa. 28 czerwca ekstremiści powiązani z ISIS zaatakowali lotnisko Ataturka w Stambule, a ich ofiarą padły 44 osoby.
Ale nie był to jedyny krwawy zamach tego dnia: ekstremiści Daesz (arabska nazwa tzw. Państwa Islamskiego) przeprowadzili serię uderzeń na chrześcijańską osadę Kaa w Libanie, zabijając sześć osób; w Mukalli w Jemenie, w wyniku czego zginęło 40 osób; oraz w Puczong w Malezji, gdzie 6 osób zostało rannych. 30 czerwca doszło do zamachu w Kabulu, który pochłonął 40 ofiar, zaś 1 lipca dżihadyści przeprowadzili szturm na kawiarnię w stolicy Bangladeszu, Dhace, którego ofiarą padło 28 osób.
Dwa dni później w Bagdadzie miał miejsce najkrwawszy zamach kiedykolwiek przeprowadzony przez Daesz. W wyniku wybuchu samochodu pułapki w centrum miasta i wywołanego nim pożaru śmierć poniosło co najmniej 213 osób. W końcu ostatnie 24 godziny przyniosły całą serię zamachów w Arabii Saudyjskiej, w tym w jednym z najświętszych miejsc islamu - Meczecie Proroka w Medynie, gdzie znajduje się grób Mahometa.
Dlaczego dżihadyści wybrali ramadan jako czas wzmożonej aktywności? Jak mówią eksperci, z punktu widzenia tradycyjnego islamu, to najgorszy możliwy moment na prowadzenie walki.
- Ramadan jest w islamie czasem miłosierdzia, dobrych uczynków i w którym tradycyjnie powstrzymuje się walkę zbrojną. Dlatego trudno znaleźć religijne uzasadnienie tych działań - mówi WP prof. Janusz Danecki, arabista z Uniwersytetu Warszawskiego. Jak dodaje, pierwszym pogwałceniem tej zasady była napaść Egiptu na Izrael w ramach tzw. wojny Jom Kippur (zwaną też wojną ramadanową) w 1973 roku. - To był pewien podstęp mający zaskoczyć drugą stronę. Być może więc i ten sam cel przyświeca zamachowcom - dodaje.
- Nawet jeszcze przed czasem islamu, to był taki czas, kiedy plemiona się zatrzymywały i zaprzestawały jakichkolwiek działań wojennych - dodaje dr Marta Widy-Behiesse, kierownik Zakładu Islamu Europejskiego UW. - Wygląda to na ewidentną prowokację. Chodzi o chęć zaognienia sytuacji i zwrócenie na siebie uwagi. Wiemy, że mamy do czynienia z tworzeniem się koalicji państw muzułmańskich przeciwko Państwu Islamskiemu. Terroryści pokazują, że w tej walce żadna świętość nie będzie respektowana - wyjaśnia.
Ale dżihadyści mają swoją interpretację tego, jak celebrować islamskie święta. Dla nich miesiąc dobrych uczynków oznacza "miesiąc podbojów". Ten termin zaczął być używany w propagandzie zarówno ISIS, jak i Al-Kaidy. Co więcej, przesłanie Państwa Islamskiego na ramadan bezpośrednio wzywało do podwojenia terrorystycznych wysiłków.
"Przygotujcie się, bądźcie gotowi, aby uczynić ten czas miesiącem katastrof dla niewiernych wszędzie" - mówił w manifeście Abu Mohamed al-Adnan, rzecznik organizacji.
Jak wskazuje znawca islamu Shiraz Maher z Uniwersytetu Londyńskiego King's College, wedle logiki terrorystów, jeśli w ramadanie zachęcane jest dodatkowe czynienie dobrych uczynków, to dotyczy to również walki z niewiernymi. Co więcej, mimo że dla większości współczesnych muzułmanów ramadan jest miesiącem ascezy i pokoju, nawet Mahomet dopuszczał się odstępstw od tej reguły. W tym miesiącu stoczył bowiem ważne batalie - bitwę pod Badrem oraz zdobycie Mekki. Nawet atak w jednym z najświętszych miejsc islamu - Meczecie Proroka w Medynie - nie jest pozbawiony swojego religijnego uzasadnienia. Radykalni teolodzy uważają bowiem odwiedzanie grobu Mahometa za szirk, czyli grzech bałwochwalstwa - i wzywają do zburzenia grobu.
Zdanie kleryków głównego nurtu - a za tym ogromnej większości muzułmanów - jest jednak przeciwne, a ostatnia fala ataków, szczególnie ten w Medynie, wywołała falę oburzenia w świecie muzułmańskim. Co ciekawe, połączyła ona zarówno sunnitów, jak i szyitów.
- Nie ma więcej czerwonych linii, które terroryści mogliby przekroczyć. Sunnici i szyici pozostaną ofiarami terroru, jeśli nie będą zjednoczeni - napisał na twitterze Dżawad Zarif, szef irańskiej dyplomacji.
Jednak jak zauważa prof. Danecki, wojna religijna między dwoma odłamami islamu, jaka toczy się w Iraku, Syrii i Jemenie, jest jednym ze źródeł napędzających terroryzm w krajach muzułmańskich. - To jest zresztą konflikt, który sami rozbudziliśmy w 2003 roku poprzez wojnę w Iraku - mówi ekspert.
Ale poza względami religijnymi, za falą ataków stoją także względy strategiczne. Państwo Islamskie znajduje się pod stałym naporem ze strony międzynarodowej koalicji zarówno w Syrii, jak i Iraku. Presja ta i kolejne porażki na polu bitwy sprawiają, że dżihadyści chcą przenieść ciężar walki na terytorium wroga.
Potwierdzać mają to przechwycone w Jordanii przez zachodnie służby dokumenty Daesz. Jak pisze "Wall Street Journal", przechwycone zostały wiadomości od przywódców IS, którzy wzywali zwolenników do szerzenia terroru w swoich państwach, zamiast przyłączania się do bojowników w Syrii.
Według przedstawicieli zachodnich władz "ISIS coraz częściej powraca do mniej kosztownych, lecz spektakularnych manewrów partyzanckich, wzywając zwolenników do przeprowadzania ataków, w czasie gdy jej kosztowna prowizoryczna armia ma problemy z utrzymaniem terenów" i traci w walkach swych członków. IS "rozszerza swój światowy zasięg, inspirując grupy i pojedyncze osoby rozsiane po kilku kontynentach, nawet jeśli mają one inne motywy i metody działania" - relacjonuje "WSJ".