Kropiwnicki zeznawał w procesie swoich współpracowników
Prezydent Łodzi Jerzy Kropiwnicki zeznawał jako świadek w toczącym się przed łódzkim sądem procesie wiceprezydenta oraz b. wiceprezydenta miasta, oskarżonych o przywłaszczenie 10 tys. zł.
30.11.2007 | aktual.: 30.11.2007 12:09
Zdaniem Kropiwnickiego, sprawa jest absurdalna, obaj samorządowcy to ludzie "kryształowo uczciwi", a on sam nie czuje się pokrzywdzony w tej sprawie. Stwierdził, że nie mógł zrozumieć dlaczego śledztwo prokuratorskie trwa tak długo i dlaczego jest podtrzymywane mimo braku materialnych dowodów. W jego ocenie, wyglądało na to, że prokuratura ma interes w tym, żeby to oskarżenie podtrzymywać.
Według prokuratury, wiceprezydent Włodzimierz Tomaszewski i b. wiceprezydent Karol Chądzyński w listopadzie 2002 roku, działając wspólnie i w porozumieniu, w związku z drugą turą wyborów na prezydenta miasta przywłaszczyli 10 tys. zł przekazanych im na rzecz ówczesnego kandydata na prezydenta Łodzi, Jerzego Kropiwnickiego.
Pieniądze mieli przekazać im bracia G. - znani biznesmeni z podłódzkiego Rzgowa, którzy kilka lat temu starali się m.in. o legalizację wybudowanych przez siebie hal targowych. Obaj oskarżeni nie przyznają się do zarzucanego im czynu. Grozi im kara do 5 lat więzienia.
Kropiwnicki zeznał w piątek, że Tomaszowskiego spotkał w latach 80. w okresie tworzenia się Solidarności, Chądzyńskiego zaś jako miejskiego radnego na początku lat 90. Zapewnił, że nigdy nie miał żadnych podejrzeń i wątpliwości w stosunku do obu samorządowców.
Początkowo nie chciałem uwierzyć, że ktoś mógł im postawić taki zarzut. W miarę jak poznawałem szczegóły tego zarzutu, sytuacja wydawała mi się co raz bardziej absurdalna - zeznał Kropiwnicki. Jego zdaniem, jeśli G. chciał go do czegoś zobowiązać, to mógł przekazać pieniądze w sposób oficjalny, tak jak przewiduje ordynacja wyborcza.
Podkreślił także, że sprawa, którą chciał G. rozwiązać, nie leżała w ogóle w kompetencjach prezydenta Łodzi. Jak zrozumiałem G. chciał zalegalizować samowolę budowlaną położoną poza terenem gminy Łódź, a dodatkowo władze sprawowały tam osoby, które nie były moimi przyjaciółmi osobistymi ani politycznym - mówił.
Budowaliśmy hipotezy, że być może pan G. jest potrzebny jako świadek oskarżenia w sprawie pana Pęczaka. Być może stąd ta absurdalna obrona jego wiarygodności przez prokuraturę - powiedział.
Zdaniem prokuratury, dowodami w tej sprawie są konsekwentne przez całe śledztwo zeznania państwa G., zweryfikowane innymi dowodami m.in. billingami potwierdzającymi okoliczności, o których mówili. Wśród dowodów jest także opinia biegłego grafologa, dotycząca zapisu w notesie Andrzeja G. o przekazaniu pieniędzy na kampanię Kropiwnickiego.
Przed sądem Andrzej G. podtrzymał swoje wcześniejsze zeznania. Opowiedział jak doszło do przekazania pieniędzy i gdzie to nastąpiło. Dodał, że nie prosił o żadne pokwitowanie, a jedynie zapisał "ten fakt" w swoim zeszycie.
Kolejną rozprawę wyznaczono na 18 grudnia, kiedy to strony mają wygłosić mowy końcowe.
Łódzka prokuratura od trzech lat prowadzi śledztwo w sprawie przyjmowania korzyści majątkowych i powoływania się na wpływy przez osoby z życia politycznego i gospodarczego. Wszczęto je po doniesieniu braci G. Sprawa jest wielowątkowa, a zarzuty w niej przedstawiono już kilkunastu osobom w tym m.in. b. posłowi SLD Andrzejowi Pęczakowi a także b. szefowi gabinetu prezydenta Lecha Wałęsy, Mieczysławowi Wachowskiemu.