"Król dopalaczy" usłyszał zarzuty
Rzecznik łódzkiej prokuratury Krzysztof Kopania poinformował, że zatrzymany w środę Dawid B. usłyszał zarzuty popełnienia dwóch przestępstw przewidzianych w ustawie o Państwowym Inspektoracie Sanitarnym.
- Dotyczą one wprowadzenia do obrotu w dniach 3 i 6 października substancji określonych w decyzji Głównego Inspektora Sanitarnego dnia 2 października. Zagrożone jest to karą do dwóch lat pozbawienia wolności - powiedział Kopania.
Dodał, że nie może ujawnić, czy B. przyznał się do zarzucanych czynów. - Został przesłuchany i jest zatrzymany do dyspozycji prokuratury Łódź-Śródmieście. Jutro będą podjęte dalsze decyzje i czynności w jego sprawie - powiedział.
B., nazywany przez media królem dopalaczy, w środę wczesnym popołudniem otworzył jeden ze swoich sklepów w centrum Łodzi i zaczął handel. Został zatrzymany przez policję i przesłuchany.
Dawid B. już we wtorek zapowiadał, że nie zgadza się z decyzją o zamknięciu sklepów i że w środę zacznie ponownie handlować dopalaczami. Utrzymuje, że jego straty z powodu zamknięcia sklepów wynoszą ok. 1 mln zł.
W środę wczesnym popołudniem Dawid B. przyjechał do jednego ze swoich lokali w centrum Łodzi i wszedł do środka. Chwilę później został wyprowadzony ze sklepu przez policję. Nie został jednak wtedy zatrzymany, bo - jak tłumaczyli funkcjonariusze - zrywając plomby, popełnił jedynie wykroczenie.
Kilkanaście minut później wszedł ponownie do sklepu (towarzyszyli mu inspektorzy sanepidu) i zaczął sprzedaż. Po dokonaniu transakcji został zatrzymany przez policję i przewieziony na komisariat w Łodzi. W tym przypadku, dokonując sprzedaży - zdaniem policji - popełnił już przestępstwo.
Pełnomocnik Dawida B., mec. Bronisław Muszyński, powiedział, że jego zdaniem sklepy zaplombowano niezgodnie z prawem. Dodał, że jeszcze w tym tygodniu złoży odwołanie od decyzji do Głównego Inspektora Sanitarnego, który w sobotę zadecydował o wycofaniu produktu o nazwie "Tajfun" i wszystkich podobnych do niego środków oraz o natychmiastowym zamknięciu wszystkich punktów, które je oferują.
- Jeśli GIS nie uwzględni naszego odwołania, a ma na to 30 dni, sprawę kierujemy do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Jeśli ten uzna naszą rację, będziemy domagać się od Skarbu Państwa kilkunastu milionów złotych odszkodowania - powiedział.