"Król dopalaczy" bez aresztu, "Pan Dawid idzie do domu"
Łódzki sąd nie uwzględnił wniosku prokuratury o aresztowanie na trzy miesiące Dawida Bratki (zgodził się na podanie danych), właściciela sieci sklepów z dopalaczami - poinformował pełnomocnik Bratki.
09.10.2010 | aktual.: 09.10.2010 14:45
"Pan Dawid idzie do domu"
Śledczy zarzucili Bratce wprowadzenie do obrotu znacznych ilości środków odurzających oraz popełnienie dwóch przestępstw przewidzianych w ustawie o Państwowym Inspektoracie Sanitarnym. Postawiono mu również zarzut dwukrotnego wprowadzenia do obrotu substancji zakazanych przez Głównego Inspektora Sanitarnego.
Łódzka prokuratura, która postawiła Bratce zarzuty, wnioskowała o trzymiesięczny areszt z uwagi na obawę matactwa i zagrożenie surową karą. Podejrzanemu grozi do 10 lat więzienia.
Pełnomocnik mec. Bronisław Muszyński wyszedł z sądu w towarzystwie swojego klienta. Bratko nie chciał odpowiedzieć, czy otworzy sklep i będzie handlował dopalaczami; nie odpowiadał też na inne pytania dziennikarzy. Powiedział jedynie, że jest zmęczony.
Po wyjściu z budynku sądu mec. Muszyński, powiedział, że sąd nie znalazł podstaw do zastosowania wobec jego klienta aresztu. - Sąd nie podzielił obaw prokuratury co do wysokości kary i obawy matactwa. Nie zastosował też wobec pana Dawida żadnych innych środków zapobiegawczych, uznając, że pozostaje to w gestii prokuratora. A to oznacza, że pan Dawid idzie do domu - dodał.
Mecenas przypomniał, że już w piątek mówił, iż nie widzi żadnych podstaw, aby wniosek prokuratury został uwzględniony. Potwierdził też swoje wcześniejsze informacje, że będzie odwoływał się od decyzji Głównego Inspektora Sanitarnego, który w ub. sobotę zadecydował o wycofaniu produktu o nazwie "Tajfun" i wszystkich podobnych do niego środków oraz o natychmiastowym zamknięciu wszystkich punktów, które je oferują.
Będzie zażalenie
Rzecznik łódzkiej prokuratury okręgowej Krzysztof Kopania powiedział, że prokuratura złoży zażalenie na tę decyzję. Zdaniem prokuratury, istnieje obawa matactwa i zagrożenie wysoką karą. Rzecznik zwrócił uwagę, iż sąd uznał, że istnieje prawdopodobieństwo popełnienia zarzucanych czynów, w tym również wprowadzanie do obrotu substancji odurzających. Kopania przypomniał, że zarzuty dotyczyły dwóch środków.
- Co do jednego sąd nie podzielił naszego zdania, co do drugiego, stwierdził, że istnieje prawdopodobieństwo, iż w okresie ujętym w zarzutach podejrzany brał udział w jego obrocie - mówił. Dlatego prokuratura będzie składać zażalenie.
Zatrzymany po otwarciu sklepu
Bratko został zatrzymany przez policję w środę po południu, gdy otworzył zamknięty i zaplombowany wcześniej przez Sanepid jeden ze swoich sklepów w centrum Łodzi i zaczął sprzedaż. Został przesłuchany przez policję, która wniosła także o jego aresztowanie, a następnie przekazany do dyspozycji śródmiejskiej prokuratury.
Ta zdecydowała po przesłuchaniu o przedstawieniu mu dwóch zarzutów z jednego z artykułów ustawy o Państwowej Inspekcji Sanitarnej, który mówi, że "kto wbrew decyzji Państwowego Inspektora Sanitarnego produkuje, wprowadza do obrotu lub nie wycofa z rynku substancji, preparatu lub wyrobu, podlega karze grzywny, ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do dwóch lat".
W piątek - po kolejnym przesłuchaniu - prokuratura rozszerzyła zarzuty. Bratce zarzucono przestępstwo polegającego na wprowadzeniu do obrotu znacznych ilości środków odurzających. Grozi za to kara do 10 lat więzienia.