PolskaDzik Józek i jego koledzy sieją postrach w Krakowie

Dzik Józek i jego koledzy sieją postrach w Krakowie


Mieszkańcy osiedla Kliny Zacisze w Krakowie przyzwyczajają się powoli do spotkań z dzikami. Stado liczące 11 osobników upatrzyło sobie pobliski lasek na swój dom. Jeden z nich regularnie spaceruje po ul. Krymskiej. - Dzik jest już popularny na osiedlu, wszyscy o nim wiedzą. Nadaliśmy mu nawet imię Józek - mówi Joanna Głuszczyk, mieszkanka.

Dzik Józek i jego koledzy sieją postrach w Krakowie
Źródło zdjęć: © AFP

28.09.2006 | aktual.: 28.09.2006 08:52

Spokojne tereny wokół osiedla to idealne miejsce dla dzikich zwierząt, w pobliżu są lasy i pola uprawne, na których znajdują pożywienie. - Ostatniej zimy zrobiły na nich prawdziwe spustoszenie- dodaje mieszkający tu Alfred Knapczyk. Ludzie chętnie opowiadają o dzikach i narzekają, że wieczorami obawiają się wychodzić z domu. - Gdy spaceruję z psem, każdy szmer w zaroślach powoduje u mnie szybsze bicie serca- mówi Joanna.

Dziki nie zrobiły dotąd krzywdy żadnemu mieszkańcowi, ale samo spotkanie z nimi napędzić może strachu. Dodatkowy niepokój budzi fakt, że obok lasku, w którym mieszkają zwierzęta, znajduje się plac zabaw dla dzieci. - Dwukrotnie w to miejsce wzywaliśmy policję. Panowie przyjechali, posiedzieli w radiowozie i pojechali- dodaje Joanna.

Mają prawo się bać

Problem narasta, bo dziki pojawiają się również na terenach od strony lasów zabierzowskich i Niepołomic. - To nie dzikie zwierzęta przychodzą do nas, ale my do nich. Miasto się rozrasta, a one tracą swoją przestrzeń bytową. Przecinane są ich trasy migracyjne- tłumaczy prof. Paweł Brzuski z Akademii Rolniczej w Krakowie. Dodatkowo to sami mieszkańcy bardzo często zachęcają zwierzęta do przyjścia, wyrzucając odpadki, a nawet świadomie je dokarmiając.

Obawy większości ludzi przed kontaktem z dzikiem nie są bezzasadne. - Dzikie zwierzę na obcym terenie jest zapewne bardziej wystraszone niż sami ludzie i z pewnością nie zaatakuje. Jeśli jednak jest to samica z młodymi, to potrafi być bardzo niebezpieczna- mówi prof. Brzuski. - A im dłużej mieszkają na danym terenie, tym bardziej się rozzuchwalają - dodaje. Kto może pomóc? Ludzie, wystraszeni widokiem dzika, nie wiedzą komu mają to zgłosić. Pierwszą myślą jest najczęściej telefon na policję. - Po wezwaniu funkcjonariusze jadą na miejsce, weryfikują informacje i ewentualnie zabezpieczają teren i powiadamiają odpowiednie służby: lekarza weterynarii, towarzystwo opieki nad zwierzętami lub okręg łowiecki - mówi Sylwia Bober z biura prasowego małopolskiej policji. Policja bowiem nie dysponuje ani sprzętem, ani wyszkolonymi w tym zakresie ludźmi. Powiadamiany w podobnych przypadkach Okręgowy Polski Związek Łowiecki w Krakowie ma jednak związane ręce. Myśliwi nie mogą bowiem użyć broni na terenie miasta. Ręce
umywa również Urząd Marszałkowski. - Nie mamy na to ani sprzętu, ani środków. Na wynajęcie firmy, która dbałaby o to, po prostu nas nie stać- mówi Karolina Laszczak z departamentu środowiska UM.

Nie tylko Kraków

Kraków to nie jedyne miasto, które ma problemy z dzikami. Dużo więcej zmartwień mają władze miast na Pomorzu. - Podobne zgłoszenia przyjmujemy kilka razy w miesiącu - mówi Mirosław Redak z Urzędu Miejskiego w Gdańsku. Prócz szkoleń w spółdzielniach mieszkaniowych i plakatów informacyjnych, w Gdańsku stosowane są również preparaty odstraszające, wysypywane na trawnikach oraz tzw. odłownie. - To rodzaj pułapki z zapadnią, do której wpada zwierzę, gdy poruszy przynętę - opowiada Redak. - Tylko w tym roku przy pomocy odłowni złapaliśmy 60 dzików - dodaje.

Arkadiusz Błaszczyk

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)