PolskaCzy jesteśmy bezpieczni w autobusach miejskich?

Czy jesteśmy bezpieczni w autobusach miejskich?

W krakowskim autobusie linii 159 doszło 4 marca do bójki między pasażerami. Wszczęli ją pijani kibice piłkarscy. Kierowca nie reagował przez 10 minut jazdy.Grupa pasażerów musiała sama spacyfikować krewkich chuliganów, którym niestety udało się uciec. Napastnicy wykorzystali zamieszanie, które niespodziewanie spowodował... sam kierowca MPK.

Jak twierdzą świadkowie, kierowca niepotrzebnie rozpylił gaz łzawiący w autobusie. Cała sytuacja skłania do pytania, jak MPK chroni swoich pasażerów? Czwartek wieczór. Aleja 29 Listopada. Autobus linii 159. Trzech podpitych kibiców piłkarskich rozsiada się na tylnym siedzeniu. Zachowują się głośno, zaczepiają ludzi i wykrzykują wulgarne słowa. Popijają przy tym piwo i palą papierosy. Do autobusu wsiada młody chłopak. - Za kim jesteś? - pyta agresywnie jeden z pseudokibiców. Chłopak stara się ignorować zaczepki. Pijani mężczyźni nie chcą mu jednak odpuścić. - Ej, mówię do ciebie. Za kim jesteś? - pyta inny z nich. Wszyscy trzej zaczynają szarpać chłopaka za kurtkę. Ten stara się ich odstraszyć. - Dzwonię po policję. I zrobię wam zdjęcie - mówi, wyciągając telefon komórkowy.

To jeszcze bardziej rozsierdza kibiców. Okrążają chłopaka. Grupa czterech mężczyzn jadących autobusem staje jednak w jego obronie. Powalają jednego z napastników na ziemię. Drugiego dociskają do szyby, nie pozwalając mu się ruszyć. Trzeciemu udaje się otworzyć drzwi, gdy autobus hamuje. Ucieka. "159" dojeżdża w okolice Czarnowiejskiej. Zaczepiany chłopak wezwał policję przez telefon. Sytuacja wydaje się opanowana. Ale, jak twierdzą świadkowie, nagle do jednego z obezwładnionych kibiców podchodzi kierowca autobusu. Wyciąga pojemnik z gazem łzawiącym i psika mu w twarz.

Pasażerowie zaczynają kaszleć. Łzawią im oczy. Chcą jak najszybciej wysiąść. Pijanym kibicom dzięki zamieszaniu udaje się oswobodzić i uciec. - Po co on to zrobił? I w ogóle jakim prawem? - pyta jedna z pasażerek. - Wystarczyło zaczekać na policję. Łobuzy były już obezwładnione - dodaje. Władze MPK nie ukrywały zdziwienia, kiedy poinformowaliśmy je o incydencie. - Musimy sprawdzić, czy rzeczywiście doszło do takiego zdarzenia. Odczytamy zapis z kamery. Nasi kierowcy znają procedury, jak postępować, gdy w autobusie czy tramwaju mają miejsce podobne sytuacje - mówi Marek Gancarczyk z MPK. - Gdy kierowca widzi, że w autobusie dochodzi do niebezpiecznego zdarzenia, ma jak najszybciej poinformować o tym dyżurnego w centrali ruchu. Ten powiadamia policję i po konsultacji z nią daje instrukcje kierowcy, jak ma się dalej zachować - dodaje.

Najczęściej kierowcy nakazuje się zamknąć drzwi i podjechać w wyznaczone miejsce, gdzie będzie na niego czekał patrol policji gotowy podjąć interwencję. Wszystkie pojazdy MPK są wyposażone w system łączności z dyspozytornią.Co więcej, mają specjalny przycisk "napad". Po jego naciśnięciu u dyspozytora zapala się czerwona lampka. Ten ma za zadanie jak najszybciej wezwać policję. Problem jednak w tym, że kierowcy często nie wiedzą, co się dzieje za ich plecami. Szczególnie w autobusach przegubowych, a takim był właśnie 159. Niestety nie we wszystkich pojazdach są zainstalowane kamery - znajdują się tylko w 163, w tym w 50 tramwajach.A tabor MPK to około 700 pojazdów.

- Montowanie monitoringu jest bardzo kosztowne. Nie robimy tego w starszych pojazdach,ale każdy nowy zakupiony autobus, czy tramwaj posiada kamery - tłumaczy Gancarczyk. - Systematycznie wymieniamy stary tabor i w końcu dojdzie do sytuacji, że wszystkie autobusy i tramwaje będą miały monitoring - dodaje. Problem jednak w tym, że kamery służą głównie rejestrowaniu wydarzeń, a nie informowaniu kierowcy. To zadanie spada na pasażerów, którzy jednak, jak to było w przypadku czwartkowego kursu 159, często boją się zareagować. Nagrania stanowią raczej poszlakę dla policji lub dowód w sprawie sądowej.

Piotr Rąpalski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)