Krajobraz po referendum
Polacy maja w istocie proste i naiwne marzenie: śni im się po nocach zwykła przyzwoitość, czyli sharmonizowana relacja między dobrem jednostki a dobrem powszechnym. Przyzwoitość, o której istnieniu w życiu publicznym zapomnieliśmy. Ci, którzy wierzą w spełnienie tego snu, głosowali za Europą - czytamy w „Tygodniku Powszechnym”.
18.06.2003 07:35
Mówi się o historycznym wymiarze tego, co zdarzyło się w Polsce 7 i 8 czerwca. Sąd to zapewne słuszny, gdy wypowiadać go z perspektywy wielkich narracji politycznych; oglądany z tego punktu widzenia wynik referendum może być ostatnim akordem istnienia historycznych, bo trwających dziesięciolecia wysiłków Polaków dbających o to, aby mroki chmur realnego socjalizmu nie zakryły bez reszty blasku nieba śródziemnomorza.
Kiedy rządzenie służy władzy, a polska rzeczywistość polityczna jest jaskrawym przykładem takiej sytuacji, deprawacji uklegaja polityczne obyczaje, których naprawa jest bolesna i długotrwała.
Frekwencja referendalna to wynik upadku przyzwoitości jako sposobu bycia człowieka w świecie publicznym, upadku za który winę w lwiej części ponosi obecna ekipa rządząca – czytamy w „Tygodniku Powszechnym”. Można by postawić tezę, że gdy dodać liczby niegłosujących i tych, którzy oddali głos przeciwko UE powstanie zupełnie inny obraz niż ten malowany triumfalizmem polityków; ok. 65% Polaków odniosło się krytycznie nie tylko do UE, co do rządu i podtrzymującej go klasy politycznej jako rzeczników porządku europejskiego. Bowiem to zachowanie sprawującej władze elity politycznej, zataczanie się od afery do afery, najbardziej zaszkodziło sprawie UE w Polsce.