Koziński: Powrót dzieci do szkół. Czy to błąd? PiS na pomyłki nie może sobie pozwolić (Opinia)
Ciągle o pandemii wiemy mniej niż więcej, cały czas to ona rozdaje karty w polityce. Nie ma wątpliwości, że sposób radzenia sobie z koronawirusem będzie kluczowy w kontekście wyborów w 2023 r.
Rok 2021 - dzieci dwa razy będą mieć pierwszy dzień w szkole. Choć ciągle nie ma pewności, czy wszystkie. Na razie zapadła decyzja, że w szkolnych murach uczyć się będą (po niemal trzymiesięcznej przerwie) dzieci z klas 1-3. Co ze starszymi? Nie wiadomo. Cały czas nie można wykluczyć scenariusza, że one wrócą do szkoły dopiero 1 września.
Chaos w organizacji roku szkolnego jak w soczewce pokazuje problemy, jakie mamy z koronawirusem. Minęło już 10 miesięcy od dnia, kiedy WHO ogłosiło stan pandemii, a mimo to ciągle o niej wiemy mniej niż więcej. Trochę jak walka ze smokiem, któremu w miejsce obciętej głowy wyrastają trzy nowe. W takiej walce nie ma miejsca na błędy, tymczasem rząd popełnia je seryjnie, więc szanse na szybkie opanowanie sytuacji są właściwie żadne.
W czasie wyborów w 2023 r. na poszczególne partie będziemy patrzeć właśnie przez ten pryzmat. Komu to będzie sprzyjać?
Koronawirus. Związek przyczynowo-skutkowy pandemii i polityki
Szkoły zostały zamknięte w połowie października poprzedniego roku. Od razu wszystkie klasy zostały skierowane na nauczanie przez internet. Pod względem restrykcyjności tego zakazu Polska znalazła się w czołówce europejskiej. Inne kraje UE, nawet jeśli decydowały się na lockdown, to szkół i uczelni starały się nie zamykać.
W Polsce stało się inaczej. Wszystko dlatego, że jesienna fala pandemii okazała się koszmarem. Jeszcze we wrześniu wydawało się, że COVID-19 jest pod kontrolą - tymczasem miesiąc później statystyki zakażeń i śmierci wystrzeliły. Apogeum osiągnięto w listopadzie, były dni, gdy notowano powyżej 600 zgonów w ciągu 24 godzin. Liczby szokujące, szczególnie w porównaniu z sytuacją z wiosny.
W styczniu statystyki są już lepsze, ale mimo to widać, że rząd dmucha na zimne. Dlatego zgoda tylko na to, by do szkół poszli najmłodsi uczniowie, w dodatku mają być objęci jeszcze ostrzejszym reżimem sanitarnym niż jesienią. A pewnie i te decyzje zostały podjęto z drżeniem serca. Bo jeśli statystyki covidowe znów wystrzelą, to okiełznać je będzie jeszcze trudniej niż jesienią.
A statystyki pandemiczne są jednoznacznie powiązane z notowaniami politycznymi. W skrócie: jeśli PiS nie zapanuje nad COVID-19, to w wyborach w 2023 r. nie będzie miał czego szukać. Związek przyczynowo-skutkowy jest prosty i oczywisty. Dlatego wszystkie procesy, które się teraz dzieją przy okazji pandemii, są takie ważne. Nie tylko dlatego, że to kwestia życia i śmierci wielu Polaków. Nie tylko dlatego, że to kwestia przesądzającą o tym, w jakiej kondycji będzie się za rok znajdować polska gospodarka. Teraz także przesądza się to, kto będzie rządził Polską po kolejnych wyborach.
Koronawirus w Polsce. Pole minowe
Dziś właściwie każdy moment krytyczny w walce z pandemią zamienia się w test. To, w jaki sposób rząd poradzi sobie z akcją szczepień. To, w jaki sposób zareaguje na bunt przedsiębiorców. To, w jaki sposób będzie znowu rozmrażał gospodarkę i przywracał dzieci do szkół oraz studentów na uczelnie. Każdy z tych momentów będzie miał znaczenie przy ostatecznym bilansie w 2023 r.
Marginesu błędu właściwie nie ma - ten rząd wyczerpał go po tym, jak popełniono pomyłki przy ocenie sytuacji jesienią. Kolejne potknięcia zostaną zakwalifikowane jako recydywa.
Wygląda na to, że widzi to też Jarosław Kaczyński. Nie przypadkiem jesienią zaczęły krążyć pogłoski o tym, że kolejnym premierem może zostać Mariusz Błaszczak. Te plotki ustały, dopiero gdy udało się odzyskać (względną) kontrolę nad pandemią i zażegnano potencjalny kryzys wokół negocjacji w Brukseli. Ale w każdej chwili mogą one powrócić - podane w tonie dużo bardziej prawdopodobnym niż w listopadzie.
Nawet jeśli rząd teraz nie popełni żadnego błędu, to i tak może to mu nic nie dać. Bo sam fakt, że pandemia trwa tak długo, może być uznane za jego "winę". Wystarczy spóźniona reakcja na złą sytuację materialną jakiejś grupy zawodowej, a zaraz całą Polskę ogarnia wrzenie pod znakiem "buntu przedsiębiorców". Wystarczy, że w jakiejś prywatnej klinice trzeba będzie zutylizować niewykorzystaną partię szczepionek na COVID, a już winę za to będzie ponosić obóz władzy. Nieubłagane prawo polityki - rząd jest od tego, żeby go kąsać i obwiniać za wszystkie niepowodzenia.
Nawet jeśli ich nie będzie, to jeszcze najpóźniej w 2022 r. musi odbić gospodarka. Innymi słowy, uruchomione już tarcze antykryzysowe nie mogą zawieść. I jeszcze nie mogą one zawieść w innych państwach - bo bez współpracy z innymi krajami polska gospodarka nie istnieje. Widać wyraźnie, jak bardzo złożonym problemem jest pandemia.
Wcale nie jest powiedziane, że PiS musi przegrać przez COVID-19. Cały czas można sobie wyobrazić sytuację, w której przechodzi politycznie przez pandemię w miarę suchą stopą. Ale niezbędny jest jeden warunek: obóz władzy nie może popełniać błędów. Każdy może się okazać ostatnim.
Gdyby się jednak okazało, że błędy się mnożą, to polityka zacznie się toczyć w zupełnie innym rytmie. Bo obóz władzy ma cały czas jeszcze jeden argument – silną tożsamość światopoglądową. I nie ma wątpliwości, że w sytuacji, gdy wszystko się wymyka spod kontroli, PiS po ten argument sięgnie. W roku wyborczym będziemy obserwować takie sceny, jak przy okazji zmian w kompromisie aborcyjnym jesienią - tylko że tego będzie jeszcze więcej, cała rozgrywka będzie jeszcze bardziej brutalna.
I wtedy się przekonamy, jak brzydka potrafi być polityka. To będzie jej najgorsze oblicze po 1989 r.