Koziej: potrzebni Irakijczycy i struktury międzynarodowe
Do uspokojenia sytuacji w Iraku trzeba z jednej strony angażowania samych Irakijczyków, z drugiej organizacji międzynarodowych - ocenia gen. bryg. Stanisław Koziej. Zdaniem stratega, można mówić o współdziałaniu partyzantki i terrorystów.
04.11.2003 | aktual.: 04.11.2003 14:21
"Jest coraz więcej dowodów na koordynację dwóch czynników - partyzantki saddamowskiej z grupami terrorystycznymi, być może utworzono już skoordynowaną strukturę. Świadczyłaby o tym koordynacja samobójczych ataków terrorystycznych na cele cywilne z atakami na amerykańskich żołnierzy, a więc typową partyzantką" - powiedział Koziej, emerytowany generał, obecnie wykładowca akademicki.
Zwrócił uwagę, że należy brać pod uwagę także inny rodzaj zagrożenia, które może wystąpić w strefie odpowiedzialności wielonarodowej dywizji pod polskim dowództwem - masowe wystąpienia przeciw wojskom, a także rozruchy między zwaśnionymi grupami ludności.
Generał uważa starania o przekazanie jak największej odpowiedzialności samym Irakijczykom za właściwy kierunek. "Dostrzega to koalicja, ale i ruch oporu, stąd ataki na organa tworzącej się irackiej władzy, na policję. Ruch oporu stara się zniechęcić Irakijczyków do przejmowania odpowiedzialności. Interesujące będzie w najbliższych miesiącach, kto wygra, czy koalicji uda się zachęcić do przejmowania władzy, czy ruchowi oporu uda się do tego ludzi zniechęcić" - powiedział.
Z drugiej strony, Koziej za warunek opanowania sytuacji uważa zaangażowanie organizacji międzynarodowych jak UE i NATO. Zwraca też uwagę na bardzo powolną rotację amerykańskich żołnierzy w Iraku. "Dziwię się, że Amerykanie tak wolno dokonują rotacji. Formacje, które rozpoczęły kampanię, ciągle tam są, to nadzwyczaj długi okres. Być może Amerykanie liczyli, że uda im się skompletować siły międzynarodowe, które zluzowałyby jednostki amerykańskie. Należało się liczyć z tym, że nie nastąpi to szybko, przynajmniej do czasu wyraźnego mandatu Rady Bezpieczeństwa. Taki mandat otworzyłby drzwi do zaangażowania organizacji międzynarodowych" - wskazuje strateg.
"Osobiście oceniam, że dopóki NATO nie będzie mogła się zaangażować istotnie, a nie tylko wyrażając poparcie, dopóki nie wejdą organizacje międzynarodowe, nie uda się rozwiązać problemu" - zaznaczył.
Zwrócił uwagę, że skoro codziennie dochodzi do 30 ataków na Amerykanów, to muszą być w to zaangażowane ogromne siły. "Do każdego ataku potrzeba grupy rozpoznania, osłony i uderzenia. Za każdym takim atakiem stoi co najmniej pluton. Trzydzieści plutonów każdego dnia daje brygadę. Zważywszy, że nie każda grupa codziennie dokonuje ataku, można przyjąć, że działa dziesięć brygad, a więc trzy dywizje. To ogromna struktura ruchu oporu, trzeba ją zwalczać bardziej dynamicznie, stosując taktykę rajdów. Nie czekać, aż uderzą, lecz ścigać. Takich akcji jest niewiele, przynajmniej nie ma wielu informacji o nich" - dodał.
Od ogłoszonego oficjalnie zakończenia działań wojennych w Iraku w zamachach zginęło blisko 140 amerykańskich żołnierzy.