Koziej: Lepiej przeczekać sytuację w Nadżafie
Przekazanie przez Amerykanów odpowiedzialności
za miasto Nadżaf siłom międzynarodowym pod polskim dowództwem nie
powinno odbywać się w krytycznym momencie; lepiej jest przeczekać
sytuację - uważa ekspert strategii generał Stanisław Koziej.
"Po piątkowym zamachu Nadżaf jest bardzo niebezpiecznym miastem. Przekazanie dowództwa to moment zachwiania, którego lepiej unikać teraz - po śmierci ajatollaha al-Hakima, gdy emocje religijne wśród szyitów są bardzo żywe" - powiedział gen. Koziej.
Według polskiego Ministerstwa Obrony Narodowej zawieszenie przez Amerykanów przekazania kontroli nad Nadżafem nie ma związku z piątkowym zamachem.
W zamachu w Nadżafie zginęło 125 osób, w tym religijny przywódca irackich szyitów, ajatollah Mohammed Bakir al-Hakim. 142 osoby zostały ranne. Tymczasem w środę, 3 września w Camp Babilon ma odbyć się uroczystość przejęcia środkowo-południowej strefy stabilizacyjnej w Iraku przez polskie dowództwo.
"Do tej pory była to strefa względnie bezpieczna, ale ostatnie wydarzenia pokazują, że jest to punkt zapalny, że względu na wielki potencjał emocji religijnych wśród szyitów" - powiedział gen. Koziej. Jego zdaniem trzeba liczyć się z niepokojami społecznymi, jeżeli wręcz nie z wojną między szyitami a sunnitami, albo między różnymi odłamami szyickimi.
Wśród zagrożeń, z jakimi muszą uporać się międzynarodowe siły stabilizacyjne Koziej wymienił: groźbę wojny domowej, zagrożenia ze strony członków partii Baas, sił specjalnych czy jednostek wojskowo-policyjnych, oraz międzynarodowych grup terrorystycznych, które "z różnych krajów pościągały do Iraku".
"W Iraku jest stosunkowo najłatwiej dosięgnąć przedstawicieli świata zachodniego, głównie Amerykanów, niż w USA, czy innych krajach" - powiedział Koziej.
Jedynym sposobem na stabilizację sytuacji w Iraku jest - według Kozieja - stopniowe przejmowanie odpowiedzialności za państwo przez samych Irakijczyków. Ma się to odbywać przez działania oddolne: tworzenie struktur samorządowych i odgórne: przejmowanie kontroli w Iraku przez rząd.
W poniedziałek Rada Zarządzająca powołała pierwszy po upadku Saddama Husajna rząd iracki. Jednak - zdaniem Kozieja - proces przejmowania przez irackie władze kontroli nad sytuacją w kraju potrwa kilka lat.
"Nie wydaje się, by sami Amerykanie byli w stanie doprowadzić do ustabilizowania sytuacji w Iraku. Jedynym sposobem jest zwiększenie zaangażowania ONZ, NATO i Unii Europejskiej" - powiedział Koziej. Jednak tutaj - jak dodał - toczy się rozgrywka między państwami, które kontrolują sytuację w Iraku, a Francją, Niemcami i Rosją.
W pięciu prowincjach strefy środkowo-południowej jest 2,5 tys. Amerykanów, 2,4 tys. Polaków, ponad 1,3 tys. Ukraińców, 1,1 tys. Hiszpanów, ponad 1 tys. żołnierzy z Dominikany, Hondurasu, Nikaragui i Salwadoru, blisko 500 Bułgarów, ponad 200 Rumunów. Chęć zaangażowania w Iraku - jak powiedział amerykański administrator cywilny Iraku Paul Bremer - zadeklarowało 45 państw.
Dywizja środkowo-południowa w Iraku będzie liczyła ponad 12 tys. ludzi. W Iraku jest już ponad 90% (blisko 8 tys. żołnierzy) stanu dywizji pod dowództwem gen. Andrzeja Tyszkiewicza.
Dwiema prowincjami - Babil i Karbalą - będzie zarządzać brygada polska, zwierzchnictwo nad prowincją Wasit obejmują Ukraińcy, a nad prowincjami Nadżaf i Kadisija brygada hiszpańska. Niedawno postanowiono, że ok. 1 tys. km kw. pozostanie pod dowództwem amerykańskim - chodzi o fragment prowincji Babil koło Bagdadu.
Cała kampania stabilizacyjna kosztuje miesięcznie - jak powiedział Koziej - 4 mld dolarów.