PolskaKostrzewa-Zorbas: powołać Centrum Antyterrorystyczne w Warszawie

Kostrzewa-Zorbas: powołać Centrum Antyterrorystyczne w Warszawie

Wywiad z dr Grzegorzem Kostrzewą-Zorbasem, kandydatem Platformy Obywatelskiej do Sejmu RP w Okręgu Warszawskim, założycielem portalu Global.net.pl.

Marcin Matuzik: Czy Warszawa zagrożona jest atakiem terrorystycznym?

Grzegorz Kostrzewa-Zorbas: Na pewno jest zagrożona katastrofą techniczną lub naturalną. Zamachem terrorystów także, Warszawa jest stolicą państwa zaangażowanego w wojnę z terrorem. Jesteśmy w niej jednym z najbardziej widocznych państw. Wciąż mamy wojska w Iraku, a nawet jak się wycofamy, pamięć o polskiej strefie stabilizacyjnej, udziale w inwazji na Irak pozostanie. Jako jedno z czterech państw które brało udział w inwazji oraz udziałem w stabilizacji Afganistanu Polska wryła się w pamięć ekstremistów islamskich, przywódców i zwolenników Al-Kaidy jako jeden z głównych sojuszników USA – światowego szatana.

Były już udane ataki na Waszyngton, Nowy Jork, Madryt i Londyn. Wykryto także zaawansowane przygotowania do ataków na Rzym i Paryż. Przy czym Paryż, jako stolica antyamerykańskiej Francji może na tej liście dziwić. Warszawa jest w oczach islamistów stolicą, na którą atak jest co najmniej tak samo uzasadniony jak na tamte stolice. Lepiej by Polak i Warszawiak był mądry przed szkodą a nie po szkodzie. W tym celu proponuję powołanie centrum antyterrorystycznego, które będzie nie tylko koordynować pracę służb w wypadku zamachu, ale także przewidywać zagrożenia i im przeciwdziałać. Istotne są działania prewencyjne.

M.M.: Jaka jest idea centrum antyterrorystycznego?

G. K.-Z.: To ma być narzędzie uniknięcia chaosu, jaki grozi Warszawie w wyniku zamachu terrorystycznego lub w przypadku innego kryzysu wywołanego przez ludzi, technikę lub naturę, np. powódź. W ostatnich latach w przypadku katastrof technicznych i naturalnych Warszawa okazywała się bezradna. Ataku terrorystycznego na szczęście nie było, ale były fałszywe alarmy. Szczególnie alarm dotyczący rzekomej bomby w metrze, sparaliżował metro. Wszystkie te wydarzenia obnażyły bezradność służb i brak ich koordynacji. Wiele z nich jest bardzo sprawnych, szybkich i ofiarnych, ale nie są w stanie współdziałać z innymi, a dopiero wspólna skoordynowana akcja daje potrzebny rezultat.

Okazało się na przykład, że warszawska służba zdrowia, czyli szpitale i pogotowie ratunkowe podlegają czterem a według innej wersji nawet sześciu podmiotom. A przecież służb, które by należało skoordynować, jest kilkanaście. Nie ma teraz jednego ośrodka kierowniczego i planów oraz szkoleń. Są tylko pozory stwarzane przez prezydenta Warszawy na potrzeby kampanii wyborczej. Akurat teraz prowadzone jest szkolenie w ratuszu dla dziennikarzy oraz inne szkolenia o charakterze konsultacyjnym, by nadać rozgłos sprawie. Ogłoszono z dużym szumem, że szkolenia te są częścią planu współpracy, który ma być uwieńczony w roku 2009. Cztery lata to o cztery za długo.

Organizacja centrum to nie wszystko. Konieczne są też zmiany w prawie. Konieczna jest nowelizacja ustawy o cudzoziemcach. Ustawa o cudzoziemcach traktuje łamanie jej przepisów jako wykroczenia. Maksymalne kary to grzywny, a jej łamanie sądzą najwyżej sądy grodzkie. To za mało w sytuacji, w której działają duże organizacje terrorystyczne. Proponuję m.in. nowelizację przepisu karnego, który odmowę opuszczenia terytorium RP przez cudzoziemca, jeśli taki nakaz wynikałby z bezpieczeństwa narodowego, traktowałby jako przestępstwo i zagrożone by ono było kilkuletnim wyrokiem więzienia. Potrzebna jest też nowelizacja Kodeksu karnego, w którym brakuje definicji organizacji terrorystycznej i brak sankcji za same czyny terrorystyczne. Nie ma w polskim prawie kary za zamachy terrorystyczne. To zaniedbanie uważam za hańbiące.

Zamach prawo powinno traktować jako zbrodnię, za którą grozi bezwzględne dożywocie, czyli najwyższy możliwy wymiar kary. Szczegóły tych rozwiązań opisałem w moim zobowiązaniu wyborczym. Należy też uchwalić ustawę o powołaniu Centrum Antyterrorystycznego by jego działalność miała podstawy prawne. Ustawa powinna być też klamrą, która zepnie prawnie działania różnych szczebli warszawskiego samorządu. Na czele centrum będzie stała Rada Strategiczna, kierować nią ma premier RP a jego zastępcą ma być prezydent Warszawy, w radzie będzie też zasiadać m.in. marszałek województwa.

Włączenie władz państwa w bezpieczeństwo stolicy jest konieczne, choćby z prozaicznego powodu, jakim jest to, że Warszawa jest siedzibą władz centralnych. Dzisiejsze organa dotyczące bezpieczeństwa we władzach stolicy mają jedynie charakter doradczy. O centrum według mojego pomysłu mówiła ostatnio także Hanna Gronkiewicz-Waltz, lider warszawskiej PO, podczas ostatniej konwencji wyborczej, 4 września br. w Parku Skaryszewskim. Cieszę się, że w partii ten pomysł jest pozytywnie oceniany.

M.M.: Innym planem legislacyjnym PO, podobnie jak PiS jest zmiana Konstytucji.

G. K.-Z.: Tak. Tylko, że my nie mamy projektu nowej konstytucji, ale proponujemy rozległe zmiany, np. likwidację Senatu, zakaz nadawania i utrzymywania przywilejów władzy, likwidacja immunitetu parlamentarnego. Uchwalanie nowej konstytucji jest przedwczesne, zaledwie 8 lat po uchwaleniu obecnej ustawy zasadniczej. M.M.: Czy zmiany prawne i powołanie centrum antyterrorystycznego wystarczą, aby usprawnić działanie instytucji odpowiedzialnych za zażegnanie ewentualnego kryzysu?

G. K.-Z.: Kolejny element zwiększający bezpieczeństwo Warszawy to stworzenie systemu zintegrowanej łączności kryzysowej. Zarówno w Warszawie jak i w Polsce brakuje odpornej na kryzys sieci łączności kryzysowej, ponadto podlega ona różnym szczeblom samorządu, jak i administracji państwowej. Każda instytucja ma swoją sieć, co tworzy mozaikę łączności, która w wypadku kryzysu ulegnie rozsypaniu. Żeby on się nie rozsypała oprócz ośrodka kierowania jest potrzebna łączność. Nie może być to jednak łączność powszechna, np. telefonia komórkowa. Ona w wypadku kryzysu ulega albo fizycznemu zniszczeniu albo przeciążeniu, gdy wielu użytkowników nagle zaczyna z niej w jednej chwili korzystać.

Na przykład w Nowym Jorku doszło do zniszczenia jednego z masztów antenowych. Dziś połączenie między jedną a drugą siecią komunikacji w Warszawie odbywa się w sposób doraźny i ręczny. Dlatego w Warszawie potrzebna jest sieć z własną infrastrukturą i oddzielona od sieci powszechnych. Taki system powstał na przykład w Madrycie i działał z powodzeniem przed uderzeniem Al-Kaidy. Między innymi dzięki temu terrorystów ujęto a akcja ratownicza przebiegała bardzo sprawnie. W Polsce pierwsze nieśmiałe ruchy by zakupić taki system, podjęto w czasach rządu Leszka Millera. Planowano zakup takiego sprzętu w ramach offsetu, ale transakcji nie sfinalizowano. Taki system należy zakupić najpierw dla Warszawy a potem dla całego kraju.

M.M.: Jak zapewnić darmowy Internet? To kolejny punkt w Pana programie.

G. K.-Z.: Wdrożenie bezpłatnego Internetu byłoby wielką zmianą cywilizacyjną. Później program rozszerzono by na inne miasta i regiony Polski. Nikt się nie dziwi, że na rzekach są mosty i drogi, po to by ludzie mogli się przemieszczać. Dostęp do Internetu został nazwany około 10 lat temu w USA autostradą informacyjną. Służy rozwojowi cywilizacji, kultury i edukacji. Tak samo jak drogi i mosty, Internet powinien być budowany ze środków publicznych dla dobra publicznego.

Nie można ze środków publicznych tak jak dziś budować tylko dróg i mostów, ale także Internet, który jest technologią przyszłości. Ta inwestycja zwróci się na poziomie podatków, ponadto zwiększy wzrost gospodarczy i zwiększy wzrost wykształcenia pracowników. Projekt powinien być finansowany głównie za pieniądze z Unii Europejskiej. Za te pieniądze kupowano by dostęp do Internetu od prywatnych dostawców. Dlatego nie ma zagrożenia dla prywatnych dostawców.

M.M.: Kolejny punkt Pana programu to bon edukacyjny. Kiedyś proponowały go UPR i Unia Wolności a dziś PO.

G. K.-Z.: Pomysł na bon przyszedł ze świata. Jest sprawdzonym narzędziem wyrównywania szans między dziećmi i młodzieżą z niezamożnych i zamożnych domów. Dziś, jak pokazuje praktyka, niekiedy to biedni finansują bezpłatne studia bogatych. Mechanizm ten kreuje też konkurencję między uczelniami, zrównuje szanse uczelni państwowych i prywatnych. Bon byłby realizowany wyłącznie imiennie, tak więc nie można by go było odsprzedać. Otrzymywałyby go wszystkie osoby w wieku szkolnym i studenckim.

W zależności od tego, do której szkoły lub uczelni dana osoba zgłosiłaby się i przekazała jej bon, to ta placówka otrzyma fundusze z budżetu publicznego na kształcenie tej osoby. Bon mógłby być przekazywany drogą tradycyjną, bądź elektroniczną. Państwo musi się unowocześniać i wdrażać choćby w tej dziedzinie ideę e-państwa – wygodnego dla obywateli. Taki mechanizm wymuszający konkurencję prowadzi do wzrostu jakości usług edukacyjnych.

Rozmawiał: Marcin Matuzik

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)