SpołeczeństwoKosmiczna religia

Kosmiczna religia


Pretensje i wydziwiania fanatyków starej serii, które pojawiły się po premierze „Mrocznego Widma”, zirytowany George Lucas skwitował krótkim „to tylko film!”. We wcześniejszych wypowiedziach daleki był od takich trywializacji i przyznawał, że pod przykrywką atrakcyjnej, kosmicznej historii próbował przemycić do umysłów amerykańskiej dzieciarni całkiem poważne kwestie. Jedną z najważniejszych miało być pytanie o wiarę w Boga.

Kosmiczna religia

29.04.2005 | aktual.: 29.04.2005 09:46

Jedno serce mitologii

Dziesięcioletni Lucas pytał mamę, skąd na świecie wzięło się tyle religii, skoro Bóg jest jeden. Wreszcie znalazł odpowiedź: wszystkie religie są prawdziwe. W tym przekonaniu utwierdziły go późniejsze lektury z zakresu religioznawstwa. Szczególne wrażenie wywarł na nim „Bohater o tysiącu twarzy” Josepha Campbella. „Gwiezdne wojny” (podobnie jak „Matrix”) oparto na opisanej tam strukturze mitów, opowiadających o wędrówce i przemianie bohatera. Lucas tak wysoko cenił amerykańskiego naukowca, że nazwał go „swoim Yodą” i zaprosił na prywatną projekcję trylogii na Ranczu Skywalkera. Nauki Campbella wpłynęły nie tylko na schemat fabularny sagi Lucasa. Utwierdziły go też w światopoglądzie, który można podsumować ulubionym cytatem Campbella z indyjskich Wed: „Prawda jest jedna, ale nazywają ją różnymi imionami”.

Podobnie jak „uniwersalny mit” Campbella powstał z wyizolowania wspólnych elementów poszczególnych mitów, religia Mocy miała być destylatem z religii świata: wyodrębnionym z wielu wierzeń trzonem, który pozostaje taki sam bez względu na narodowość czy okres historyczny. Tym, co pozostaje z religii po odrzuceniu rytuałów i konkretnych opowieści. Ale na ekranie nie da się pokazać abstrakcyjnego „trzonu religii”, więc Lucas musiał się zapożyczyć. Naturalnie trzy wielkie religie monoteistyczne – chrześcijaństwo, judaizm i islam – najmniej nadają się do takich operacji, bo każda z nich podkreśla, że jest jedyną prawdziwą, a reszta to bujdy na resorach. Dlatego w „Gwiezdnych Wojnach” najwięcej jest wpływów wschodnich. Ten wybór jest zgodny ze wskazaniami Campbella, który twierdził, że tylko czytając mity innych cywilizacji, można dotrzeć do prawdziwego znaczenia. Do religii, w której zostaliśmy wychowani, mamy zbyt emocjonalny stosunek; widzimy w niej zbiór faktów zamiast ukrytego sensu.

Z religii różnych moc posklejana jest

George Lucas uznał, że podstawową zasadą wszystkich religii jest wiara w duchowy wymiar otaczającego nas świata. Tę rolę pełni w jego filmach Moc. Jak Obi-Wan wyjaśnia młodemu Luke’owi, Moc jest energią emitowaną przez żywe istoty i spajającą galaktykę. To samo można powiedzieć o powszechnej w orientalnych wierzeniach sile przenikającej świat. Znamy ją pod wieloma nazwami. Hindusi nazywają ją praną, Japończycy – ki, Chińczycy – chi. Do dziś można spotkać w Tokio ludzi, którzy wyciągają dłonie do drzew, żeby nasycić się ich ki. Pranę nawet łatwo zobaczyć – czasem możemy zaobserwować w polu widzenia wirujące, świetliste punkciki (co prawda okuliści twierdzą, że to nie jest żadna prana, ale ostateczne rozstrzygnięcie pozostawiam czytelnikom).

Najwięcej analogii do Mocy odnaleziono w chińskim taoizmie. Trudno o nim dyskutować, bo podstawowy tekst, Tao-te-king, zaczyna się od zdania: „Tao, które można wyrazić słowami, nie jest prawdziwym Tao”, ale spróbujmy. Tao jest rodzajem zasady, przenikającej cały wszechświat, odpowiedzialnej za jego powstanie i jednocześnie z nim tożsamej. Tao jest też prawdziwą naturą człowieka i dlatego, żeby dobrze nam się działo, powinniśmy je w sobie odnaleźć i za nim podążać. Jak mówił Obi-Wan, musimy poczuć przepływającą przez nas Moc. Wysiłek i gorączkowe zmagania są obce Tao: obowiązuje w nim zasada „wu-wei”, czyli działania w niedziałaniu, poddania się porządkowi rzeczy. Yoda ujął to słowami: nie próbuj, tylko zrób! Dzięki wu-wei Luke przestał się kompromitować w walce z maszyną trenującą, dopiero kiedy zasłonił sobie oczy, a mały Anakin rozgromił siły wroga, naciskając guziki na chybił trafił. Analogii jest więcej: mistrzowie Tao żyli całe wieki – podobnie jak Yoda; tak jak Moc, Tao ma jasną i ciemną stronę, co
ilustruje słynny symbol yin i yang; nie istnieje absolutna, niezmienna prawda – o tym mówili też Obi-Wan i Qui-Gon.

Sam termin „the Force” Lucas zaczerpnął z cyklu książek Carlosa Castanedy, który spisał nauki czarownika z plemienia indian Yaqui, Don Juana (ale nie tego, o którym myślicie). Don Juan twierdził, że odziedziczył po przodkach metodę kontaktowania się z przenikającą wszechświat siłą, którą nazywał właśnie „life force”. Tyle na temat Mocy, ale religijnych odniesień jest u Lucasa dużo więcej. Imię Padme Amidala jest zaczerpnięte z buddyjskiej mantry Om Mani Padme Hum. Nauczyciel Obi-Wana nazywa się Qui-Gon; Qigong to chińska sztuka posługiwania się energią Qi za pomocą medytacji i walki. Wysławiający się niejasno jak mistrzowie Zen Yoda mieszka na planecie Dagobah, a „dagoba” oznacza typ buddyjskiej świątyni. Z chrześcijaństwa mamy w „Gwiezdnych Wojnach” powracający motyw kuszenia przez nieprzyjaciela, a nawet niepokalane poczęcie: w „Mrocznym Widmie” okazuje się, że Anakin znalazł się w łonie swojej matki bez udziału mężczyzny, dzięki interwencji samej Mocy.

Mitologia XX wieku

Teologia świata Gwiezdnych Wojen jest hybrydą istniejących w rzeczywistości religii, podobnie jak zaludniające go obce rasy są ulepione z kawałków ziemskich zwierząt, a sam film jest koktajlem z opowieści o samurajach, komiksów, filmów wojennych i westernów. Mary Henderson, autorka książki „Star Wars: The Magic of Myth” (która obok wywiadu przeprowadzonego przez Billa Moyersa jest najszerszym kompendium wiedzy na temat mitologicznego aspektu „Gwiezdnych Wojen”), twierdzi, że dzięki pozbieraniu zwietrzałych już elementów kulturowych i tchnięciu w nie nowego życia Lucas stworzył największy mit XX wieku, i to wtedy, kiedy zdesperowani wojną w Wietnamie i aferą Watergate Amerykanie przestali wierzyć w bohaterów. Tropiciele neopogaństwa i wojowniczy księża oskarżają Lucasa o szerzenie relatywizmu. Inni twierdzą, że zastępowanie prawdziwej wiary mętną „duchowością” to kolejna plaga rozwodnionej i letniej kultury postmodernizmu. Jeszcze inni zwracają uwagę, że Amerykanów nie należy przekonywać, aby zaufali uczuciom
zamiast rozumowi, bo i tak robią to za często. Sam Lucas wykręca się, że zamierzał jedynie obudzić zainteresowanie duchowym wymiarem rzeczywistości. Jednak o tym, że stworzył nowoczesny mit, najlepiej świadczą gorące dyskusje fanów na temat herezji zawartych w nowych odcinkach i prawdziwe krucjaty przeciwko odstępstwom od kanonu.

Błażej Dzikowski

Więcej artykułów znajdziesz w majowym numerze NOWEJ FANTASTYKI

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)