Kościół katolicki – wróg czy przyjaciel wolności? Dwie wizje w kazaniach abpa Gądeckiego i kard. Nycza
W święto konstytucji 3 maja czołowi przedstawiciele polskiej wersji kościoła katolickiego nie przepuścili okazji do wmieszania się w politykę. Jednak o dziwo, jeden z nich mówił bardzo mądrze, szkoda że jego instytucja zaprzecza tym słowom na każdym kroku.
04.05.2018 | aktual.: 04.05.2018 16:13
Aby nie być oskarżonym o stronniczość zacznę od pochwał. Arcybiskup Stanisław Gądecki na Jasnej Górze wygłosił ważne słowa o tym, czym jest prawdziwa suwerenność narodowa. To szczególnie istotne w dzisiejszych czasach, gdy na każdym kroku wmawia się nam, że UE jest dla Polskości zagrożeniem, cały świat czyha tylko, żeby odebrać nam podmiotowość, a wstawanie z kolan polega na wrogości wobec wszystkich innych krajów. Abp Gądecki stwierdził wprost, że: „Narody mogą w sposób wolny zrezygnować z niektórych swoich praw ze względu na wspólny cel, ze świadomością, że tworzą jedną "rodzinę narodów", w której powinny panować wzajemne zaufanie, wsparcie i szacunek”. To jawne poparcie idei Unii Europejskiej i jawny atak na tych, którzy sprzeciwiają się jakimkolwiek wpływom zewnętrznym, uznając je za zniewalające.
Gądecki przypomniał też, że tak naprawdę żaden kraj, nawet jeżeli jest supermocarstwem, nie jest w pełni suwerenny. Od siebie dodam, że w sumie tak można powiedzieć o Korei Północnej, jednak jak na tym wychodzą mieszkańcy tego kraju, nie trzeba wspominać. Liczenie się z innymi krajami i tworzenie wspólnoty może być wręcz esencją suwerenności, w końcu nikt nas do tego nie zmuszał, wręcz przeciwnie, nasi politycy, z ogromnym poparciem Polaków, starali się o akcesję do UE latami. Dzisiaj można wręcz powiedzieć, że ta nieunikniona rezygnacja z części suwerenności na rzecz instytucji wspólnoty europejskiej sprawia, że owe instytucje chronią Polaków przed własnym rządem. Można sobie tylko wyobrazić co by się działo, gdyby na PiS nie była wywierana żadna presja międzynarodowa.
Wolność i sumienie
Dalej padły bardzo ciekawe słowa o relacji wolności i sumienia, które z jednej strony ogranicza naszą wolność, ale z drugiej może być tej wolności wynikiem: „To ludzie sumienia przyczyniają się do tego, że całokształt życia społecznego formowany jest ostatecznie według reguł tego prawa, którego człowiek sam sobie nie nakłada, ale je odkrywa w głębi sumienia, jako głos, któremu winien być posłuszny. Ten głos to wewnętrzne prawo wolności, które ukierunkowuje wolność na dobro i ostrzega przed czynieniem zła. Przyzwolenie na łamanie tego prawa przez prawo stanowione w ostatecznym rozrachunku zawsze obraca się przeciw czyjejś wolności i godności”. Te słowa są ciekawe, nie tylko ze względu na to, że się z nimi w pełni zgadzam, ale też, że jest to koncepcja wolności jak najbardziej liberalna, charakterystyczna dla dzisiejszej Europy zachodniej, kościół tej koncepcji zaprzecza na każdym kroku.
W wersji liberalnej brzmi to tak, że każdy ma wolność, ale co równie ważne, tylko wtedy, gdy nie narusza wolności innego człowieka. Kościół bardzo często przedstawia liberalizm jako ideologię bez tego drugiego elementu, czyli w bardzo fałszywym świetle. To co mówi arcybiskup, zgodne jest też z koncepcją, bardzo często krytykowanych przez kościół (jako konkurencja dla Dekalogu) Praw Człowieka. Koncepcja ta również zakłada, że nikt tych praw nie wymyślił, ale odkrył, to bardzo ważna różnica, która powoduje, że praw tych nie trzeba uzasadniać, istniały od zawsze, nawet jeżeli ludzie je łamali, są naturalne i wrodzone. Liberalizm panujący w Zachodniej Europie arcybiskup nazywa „bałwochwalczym kultem wolności”, mówiąc, że prowadzi do zamętu i wypaczenia sumień, jednak nie słyszałem liberała, który twierdził, że nie powinniśmy mieć sumienia. To właśnie myślenie na temat wolności w zachodniej Europie wygląda wręcz dokładnie tak jak to widzi arcybiskup, jego kościół natomiast tym słowom zaprzecza na każdym kroku.
**Zobacz także: Kamiński ws. Kościoła."Zamiast spotkać się z niepełnosprawnymi liczy szmal"
Cały problem polega na tym jak powinno wyglądać owo sumienie według kościoła. Po pierwsze, wbrew temu co mówi Gądecki, kościół nie pozwala ludziom odkrywać tego co jest dobre, a co złe, daje natomiast „wolność” do myślenia i robienia, tak jak każe ta instytucja. Przy czym nakazy i zakazy w kościele wynikają nie z tego, że np. komuś dzieje się krzywda, ale są próbą zakonserwowania porządku społecznego. Głównym kryterium zła dla liberałów jest krzywda innego człowieka, dla kościoła natomiast „obraza Boga”. Jest wiele „grzechów”, które nikomu nie szkodzą, a są „grzechami” wyłącznie dlatego, że rzekomo obrażają Boga. Szczególnie na sferę seksualną kościół narzucił absurdalny kaganiec, a przecież wiadomo, że miłość jest jedną z najbardziej moralnych rzeczy na tej planecie. Kościół zatem dawno sprzeniewierzył się nauczaniu Jezusa, a stał się organizacją polityczną służącą regulacji życia społecznego w sposób, w jaki życzą sobie tradycjonaliści, miłośnicy ładu i wrogowie wolności, bo jak wiadomo wolność zagraża społecznemu porządkowi.
Dlatego na słowa o tym jak to kościół rzekomo walczył o polską niepodległość można jedynie wzruszyć ramionami. Może i tak było za komuny, ale nie dlatego, że ZSRR Polskę zniewolił, tylko dlatego, że był wrogi kościołowi. Gdy zniewalały nas kraje kościołowi przyjazne, tak jak to było podczas zaborów, ów kościół miał jawnie wrogie wobec naszej walki o wolność stanowisko, jednoznacznie krytykując ideę powstań i walki narodowowyzwoleńczej. Wiadomo, wszelkie rewolucje, nawet te słuszne są dla kościoła złem, bo naruszają porządek, a ten porządek był dla tej instytucji zawsze ważniejszy niż wolność i zwykłe ludzkie sumienie.
Pewne wartości są uniwersalne
Słowa arcybiskupa Gądeckiego pokazują jednak, że pewne wartości są uniwersalne, że liberał może zgodzić się z księdzem, jednak na pytanie, kto w praktyce najbardziej odchodzi od tych uniwersalnych wartości można sobie odpowiedzieć samemu. Oczywiście nie mówię tu o wszystkich przedstawicielach kościoła, ale o polskim kościele jako całości, inne stanowiska są raczej wyjątkiem, nawet jeśli owym wyjątkiem jest sam papież Franciszek. Żeby nie być gołosłownym wystarczy przytoczyć inne kazanie 3-majowe, tym razem kardynała Nycza. Otóż dość jawnie postuluje wprowadzenie u nas państwa wyznaniowego, bo jak inaczej nazwać nawoływanie do zmiany konstytucji według myślenia kościoła? To pokazuje doskonale jak kościół widzi wolność.
Otóż według kardynała Nycza istnieją wartości nienegocjowalne (z tym się zgadzam), ale są nimi na przykład zakaz prawnego usankcjonowania związków osób tej samej płci, zakaz antykoncepcji, czy zakaz aborcji. Z tym zgodzić się nie sposób. Czy to ma być ta wolność? Komu krzywdę robią homoseksualiści, komu antykoncepcja, aborcja już jest bardziej dyskusyjna, ale na pewno nie nienegocjowalna (to temat na osobny artykuł). Dodał jeszcze prawo rodziców do wychowywania dziecka, ale nie dodał praw owych dzieci. To też o czymś świadczy. Tak naprawdę nienegocjowalne jest stwierdzenie, że antykoncepcja to nic złego, szczególnie, że kościół ma na pogląd przeciwny absurdalne uzasadnienia, np. takie, że to atak na wolę Boga, a seksu nie można oddzielać od prokreacji.
Po raz kolejny mamy do czynienia z zakazem opartym na „woli Boga”, którą z natury rzeczy poznajemy przez „pośredników”, a wiadomo jak to z pośrednikami jest, często mają jakieś własne interesy, niekoniecznie zgodne z interesem ludzkości. Po drugie, jednak człowiek to nie zwierzę i 99 proc. stosunków odbywa nie w celu prokreacji, a w celach zgoła innych. Kościół zarzuca antykoncepcji odarcie człowieka z godności i zezwierzęcenie, z tym, że zwierzęta, z wyjątkiem np. delfinów nie uprawiają seksu dla przyjemności, ale właśnie wyłącznie w celu rozmnożenia się. Człowiek odwrotnie, w celu rozmnożenia się odbywa bardzo niewielką ilość stosunków w ciągu swojego życia. Dlatego w tych dwóch kazaniach widać doskonale czy jest kościół w teorii (piewcą uniwersalnych wartości), a czym w praktyce (walczącą o wprowadzenie swojego ultrakonserwatywnego światopoglądu organizacją polityczną).
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl