Korupcja. Lekcja anatomii
Korupcja nie jest już jedynie nadużywaniem władzy powierzonej przez zwierzchnika, lecz sprzeniewierzeniem się zasadzie organizującej nowoczesne społeczeństwa liberalne. Lancet doktora Tulpa zagłębia się w martwe ciało i zaczyna nieprzyjemnie zgrzytać o kość.
W historii idei mówi się czasem o dwóch wielkich metaforach, jakimi posługuje się myśl polityczna do opisu państwa. Organizm lub maszyna - katalog możliwości pozwalających ująć całą różnorodność ludzkich działań zbiorowych okazuje się być niespodziewanie krótki.
Można polemizować z podobnym zawężaniem możliwości, formułować nowe kategorie, nie ulega jednak wątpliwości, że piszący o korupcji publicyści, jak również większość podejmujących ten problem naukowców, sięga niemal bezwiednie po metafory organizmu, ciała, ludzkich członków. Mowa jest zazwyczaj o "raku korupcji", toczącym zdrową niegdyś społeczną tkankę. Czasem autorzy atakują wyobraźnię czytelników obrazami nasiąkniętych korupcją wrzodów, które należy przeciąć, tudzież porównują przeżarte korupcją urzędy czy grupy zawodowe do kończyn kwalifikujących się do amputacji.
Za pełnym pasji pisaniem o korupcji kryje się pragnienie całkowitej jawności, ale i zwykła ludzka ciekawość. Demaskujący korupcję, wszystko jedno - prawdziwą lub urojoną - są niczym uczestnicy lekcji anatomii doktora Tulpa ze słynnego obrazu Rembrandta. Patrzą szeroko otwartymi oczami na zwłoki. Na dłoń, która rozcięta przez anatoma, powoli odkrywa przed nimi swoje tajemnice, warstwa po warstwie, aż oczom szacownych dżentelmenów o szyjach opiętych kryzami ukaże się biel kości. Czy czują wówczas dreszcz emocji na myśl o tym, że dotarli do istoty zjawiska, zgłębili ostateczną tajemnicę? A może ich własna ciekawość wydaje im się w tym momencie nieco niestosowna?
Warstwa pierwsza - odpowiednie dać rzeczy słowo
Korupcja, zepsucie, zanieczyszczenie - już samo słowo każe myśleć o ciele, organizmie, płynach ustrojowych. O chorobie. Jakie są jednak symptomy tego schorzenia? Czym jest biel, którą widać pośród warstw czerwieni rozchylonych niedyskretnie za pomocą szczypiec przez doktora Tulpa?
W tradycyjnym, najbardziej rozpowszechnionym ujęciu korupcja to "nadużywanie funkcji publicznej dla prywatnych korzyści". Jak wskazują Seymour Lipset i Gabriel Lenz, taką definicją posługują się źródła służące do konstruowania Indeksu Percepcji Korupcji, najczęściej bodaj przywoływanej miary natężenia zjawisk korupcyjnych stworzonej przez Transparency International. Ponad 70% badań poświęconych zjawisku korupcji dotyczy kontaktów między sektorem prywatnym a publicznym. Milczeniem pomija się nieformalne układy panujące pomiędzy firmami oraz w obrębie poszczególnych przedsiębiorstw. Znika cała sfera drobnych przysług, porozumiewawczych spojrzeń i znaczących chrząknięć. Brak również odpowiedzi na pytanie o to, czy wręczanie łapówek i przyjmowanie kopert ma cechy swoistego rytuału dla wtajemniczonych, a jeżeli tak, to co na poziomie jednostkowym decyduje o udziale w nim. Z pewnością chęć zysku, ale być może również pragnienie bycia dopuszczonym do grupy dzielących ze sobą brudny sekret? Być może nie tylko chcemy
mieć więcej od innych, ale również, a może przede wszystkim, wiedzieć więcej niż inni? Znać całą prawdę o zakulisowych mechanizmach, choćby nawet za cenę przestępstwa; być wśród tych, którzy rozdają karty, a nie tylko przyglądają się grze nic nierozumiejącym spojrzeniem - to doprawdy pokusa, której trudno się oprzeć.
W pracy Rzetelność życia publicznego. Metody zapobiegania korupcji pod redakcją Jeremy'ego Pope'a definicja korupcji zostaje rozszerzona, określa się ją jako "sprzeniewierzenie się zasadzie oddzielania życia prywatnego i zawodowego, wedle której stosunki rodzinne czy osobiste nie powinny odgrywać żadnej roli przy podejmowaniu decyzji ekonomicznych zarówno przez przedsiębiorców prywatnych, jak i przedstawicieli władz". A zatem łapówkarstwo czy płatna protekcja przestają dotyczyć jedynie urzędników oraz biznesmenów, którzy z konieczności mają z nimi do czynienia. Korupcja nie jest już jedynie nadużywaniem władzy powierzonej przez zwierzchnika, lecz sprzeniewierzeniem się zasadzie organizującej nowoczesne społeczeństwa liberalne. Żyjące w nich jednostki odgrywają szereg rozmaitych ról, z których każda nakłada na nie szereg obowiązków i przyznaje szereg praw. Ani jednych, ani drugich nie można przenosić z jednej sfery życia do drugiej. A zatem korupcja jako bunt, jako próba zbudowania jednolitej tożsamości na
przekór społecznym oczekiwaniom?
Lancet doktora Tulpa zagłębia się w martwe ciało i zaczyna nieprzyjemnie zgrzytać o kość. Warstwa druga - kim jest człowiek z kopertą?
W głośnej pracy Eichmann w Jerozolimie Hannah Arendt opisuje dwa pomysły, jakie zrodziły się w umyśle Heinricha Himmlera. Wedle pierwszego, zwanego "Planem Europa", wszyscy Żydzi poza zamieszkującymi Polskę mieli zostać oszczędzeni w zamian za okup w wysokości kilku milionów dolarów. Drugi powstał pod koniec wojny i polegał na wymianie "miliona żywych Żydów w zamian za 10 tysięcy ciężarówek". W książce W stronę ciemności Gitta Sereny ukazuje postać Franza Stangla, komendanta Treblinki, wcześniej zaś Sobiboru. Nadzorującego obozy zagłady odwiedzała rodzina - mężczyzna wracał każdego dnia po ?pracy? do swoich bliskich tak, jakby zajmował się sklejaniem kartonowych pudełek lub naprawą samochodów. Z punktu widzenia nazistowskiego systemu Himmler był łapówkarzem, który sprzeniewierzał się zasadzie mordowania w imię prywatnych korzyści, zaś Stangl człowiekiem idealnie rozdzielającym obowiązki służbowe od życia prywatnego. Obaj byli zbrodniarzami, jednakże chęć zysku lub uratowania własnej skóry, choćby nawet nie
wiem jak obrzydliwa, wydaje się bardziej "ludzka" od absolutnego chłodu pozwalającego żyć życiem dwóch ludzi - beztroskiego family mana i władcy absolutnego, przemierzającego teren obozu na koniu i w nieskazitelnie białej kurtce.
Edward Banfield stworzył pojęcie "amoralnego familizmu", oznaczające przedkładanie interesu własnego i najbliższej grupy ponad uniwersalne normy. Cóż jednak począć w sytuacji, gdy owe normy nie istnieją bądź same są amoralne, bowiem zostały stworzone przez wspólnotę żądającą od swych członków udziału w zbrodni?
Jeśli uznać reżimy totalitarne, jak czyni to John Gray w książce Słomiane psy, za doprowadzone do skrajności przejawy nowoczesności, to grzech korupcji okazuje się być występkiem wobec pragnienia nieustannego racjonalizowania i parcia do przodu. Jest zachowaniem nieprzystającym do świata porządkowanego wciąż na nowo wedle coraz to innych zasad. W miejsce stale zmieniających się punktów odniesienia proponuje jeden, stary jak świat - własny interes.
Być może byłoby lepiej, gdyby doktor Tulp nigdy nie sięgnął po swoje narzędzia?
Paweł Marczewski