Koronawirus w Polsce. Świetlik: "Koniec z rządami, korporacjami, pakietami. Polskie Pokolenie Z właśnie musi dorosnąć" [OPINIA]
"Nie zostało pominięte już nic, tylko sami wciąż nie wiemy jak żyć" – śpiewał przed laty zespół Turbo. Historia się powtarza. Nowe generacje pieszczochów właśnie przechodzą edukację w zakresie samodzielnego życia, ale przede wszystkim samodzielnego myślenia.
30.04.2020 | aktual.: 30.04.2020 18:58
Lekarz oceni co cię boli, szkoła nauczy cię właściwej interpretacji, media wskażą ci modną narrację, ubezpieczyciel zmieni za ciebie nawet żarówkę w samochodzie, poradnia lub adwokat rozwiąże problemy małżeńskie, a doradca wskaże odpowiednią ścieżkę zawodową. Do tego zestaw aplikacji, dzięki którym nie musisz znać się na mapie, które zorganizują za ciebie podróż, powiedzą co i gdzie jeść oraz ile się ruszać.
Wielu młodych ludzi było gotowych iść tak przez całe życie.
Fajnie było być wiecznie dobrze zadbanym maluchem, prawda? To mam złą wiadomość. Wszystko się zmieniło. Koniec z rządami, korporacjami, pakietami, które zadbają o nas lepiej niż troskliwa mama o trzylatka. Choćby się starały jak mogą, to one także wchodzą w nieznane. Wejście w dorosłość jest bolesne, ale w dłuższej perspektywie może być ożywcze.
Koronawirus w Polsce. Kombinowanie jest OK
Charakterystyczny był szok, jaki przeżyły społeczeństwa - nie tylko polskie - gdy w sprawie koronawirusa zaczęły docierać do nich sprzeczne komunikaty.
Na całym świecie pojawiały się różne interpretacje dotyczące zachowań, ochrony, leków. Co z maseczkami i testami? Zakładać, wykonywać, no i jak się dostać do szpitala na badanie, gdy wszystkie linie zajęte? To powszechne dziś problemy, co ciekawe dość egalitarne, bo dotyczące biednych i bogatych. Szczególnie w sytuacji, gdy w całej Europie to na publicznej służbie zdrowia leży ciężar walki z epidemią, a prywatna często raczej redukuje potencjalne straty.
Doświadczył tego mój młody znajomy, człowiek dwudziestokilkuletni, wykształcony, z dobrym zawodem. Kiedy dopadła go gorączka i suchy kaszel, zadzwonił do "przysługującego mu" lekarza w prywatnej klinice, w ramach pakietu pracowniczego. Gdy w końcu po licznych próbach dodzwonił się, lekarz lakonicznie stwierdził, żeby lepiej zadzwonił do stacji epidemiologicznej. Tam stwierdzili, że potrzebuje skierowanie od lekarza pierwszego kontaktu. Po karetkę znajomy bał się zadzwonić, bo słyszał o karach za wezwanie. I w koło Macieju.
Jestem przekonany, że gdyby mój znajomy był o dwie dekady starszy, to poradziłby sobie łatwiej. Wiedziałby, że lekarz czy dyspozytor to nie komputery i trzeba z nimi porozmawiać, wytłumaczyć, naświetlić sprawę odpowiednio - na swoją korzyść. Cwaniactwo? Może trochę, ale człowiek zawsze rozwijał się dzięki kombinowaniu.
Ustalmy. Kombinować to nie muszą brojlery w kurniku i marchewki w warzywniaku. Ktoś je zawsze nakarmi, podleje, nawet czasem genetycznie zmodyfikuje. Ale jeśli my nie mamy się do nich sprowadzać, to kombinować musimy.
Koronawirus w Polsce. Święty Antoni też nie pomoże
Z epidemią koronawirusa jedne rządy poradziły sobie lepiej, inne gorzej. Na tle historii, które dobiegają z Włoch, Hiszpanii czy Anglii, nie jest u nas tak źle. Ale niczego to nie zmienia.
W sytuacji poważnej awarii ani Unia, ani rząd, ani władze miasta, ani żadna z korporacji nie zadbają całkowicie o obywatela, który sam sobie nie radzi. Nawet przy założeniu, że te instytucje działają w pełni dobrze. Po prostu nie mają na to czasu. Same operują na niepewnym gruncie. Dowodem jest choćby historia z maseczkami, co do których przecież sama WHO zmieniała zdanie.
Pomimo licznych wskazówek musimy więc sami zdobyć tę maseczkę, nauczyć się nowych zasad, zadbać o formę psychofizyczną, zmobilizować do nauki siebie i dzieci. Poznać na szybko technologie, które zapewnią nam choć namiastkę normalnego życia.
Niewiele wskazuje na to, że przyszły świat będzie spokojniejszy albo bezpieczniejszy. Filozof Francis Fukuyama, autor słynnych słów o "końcu historii", dziś ich się wypiera ("źle mnie zrozumiano"). Trzeba nauczyć sobie radzić. Jak dawny człowiek, który wiedział, że musi zadbać o zapasy na zimę i wychowanie dzieci, by miał się nim kto zająć na starość. Jeszcze 150 lat temu tak było wszędzie.
Koronawirus. Pokolenie Z. Pora spadać
Hiszpański dziennik "El Mundo" opisał tamtejsze "Pokolenie Z" – młodzież, która właśnie wkracza na rynek pracy. Ludzi urodzonych pomiędzy 1994 a 2010 rokiem. Co ciekawe, jak twierdzi gazeta, jest to generacja dużo lepiej przygotowana do samodzielności niż o kilka lat starsi od nich. Młodzi z hiszpańskiego Pokolenia Z są bardziej zaradni, sami wyszukują informacji, liczą się z bezrobociem, bo ich dojrzewanie znaczyły zamachy terrorystyczne, kryzys imigracyjny, w końcu pandemia.
Ich rówieśnicy nad Wisłą są inni. Polskie Pokolenie Z okazuje się wychowywanym w dużo bardziej cieplarnianych warunkach. Nie pamięta już bezrobocia, żyje w bezpiecznym kraju. Niechętnie wyprowadza się z domu, liczy na pomoc rodziców nauczonych życia biedą lat 80. i 90. XX w., stara się przesuwać w czasie dzieciństwo ile się da.
Ale teraz to już nie ma znaczenia. Świat właśnie się zmienił. Pora dorosnąć. Jak mawiała jabłoń do jabłka: "Dojrzałeś? To spadaj!".
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.