Koronawirus w Polsce. Niemiłe zaskoczenie u dentystów. "Doliczają do wizyty 100 zł"
Epidemia koronawirusa w Polsce najpierw zamknęła na głucho 90 proc. gabinetów dentystycznych. Teraz gdy ponownie są otwierane, niemiłym zaskoczeniem są podwyżki cen. To bowiem pacjent ma płacić za maseczki, rękawiczki i inny sprzęt ochronny.
- Byłam umówiona na leczenie kanałowe zęba trzonowego. Klinika poinformowała, że cena zabiegów przekroczy 1000 zł. Kiedy potwierdziłam wizytę, otrzymałam dodatkowo informację, że doliczają jeszcze 100 zł za wzmożone środki ostrożności podczas epidemii koronawirusa - opowiada mocno wzburzona pani Edyta z Warszawy.
Kiedy pacjentka zapytała, za co konkretnie ma płacić, okazało się, że gabinet obciąża pacjentów kosztem zakupu sprzętu ochronnego użytego podczas zabiegu - maseczek, czepka, kapci, fartucha oraz środka dezynfekcyjnego. - Zrezygnowałam z wizyty. Wtedy oddzwonił pracownik gabinetu, tłumacząc, że 100 zł to i tak tanio, inne kliniki podwyższyły ceny, nie tłumacząc powodów - dodaje rozmówczyni Wirtualnej Polski.
Efekt koronawirusa. Duże podwyżki u dentystów
Jej głos nie jest odosobniony. Lokalne serwisy informacyjne pełne są relacji zbulwersowanych pacjentów mówiących o podwyżkach u stomatologów. Według doniesień Expressu Bydgoskiego koszt zdjęcia pantomograficznego to już nie 80 zł, ale 300 zł. Wyrwanie zęba miało podrożeć dwukrotnie. Teraz kosztuje 400 zł. Skargi pacjentów na podwyżki opisywał też serwis Trójmiasto.pl
Andrzej Cisło, wiceprezes Naczelnej Izby lekarskiej tłumaczy, że stomatolodzy mają problem z zakupem środków ochrony dla siebie oraz dla pacjentów. Maseczki ochronne, fartuchy i płyny do dezynfekcji osiągają w hurtowniach medycznych zawrotne ceny. Przekonuje, że podwyżki nie wynikają z chęci dodatkowego zarobku, a są konsekwencją braków specjalistycznego sprzętu ochronnego.