Koronawirus. Lekarze rodzinni narażeni. Wielu z nich zmarło

Co najmniej dziesięciu lekarzy rodzinnych zakażonych koronawirusem zmarło podczas drugiej fali pandemii. A to dopiero dane z kilku województw. - My nie jesteśmy z innej gliny. Też umieramy - mówi WP Marek Twardowski, wiceprezes Federacji Porozumienie Zielonogórskie, były wiceminister zdrowia. W jego ocenie dane resortu dotyczące zgonów medyków są niedoszacowane.

Koronawirus. Co namniej dziesięciu lekarzy POZ zmarło podczas drugiej fali pandemii
Koronawirus. Co namniej dziesięciu lekarzy POZ zmarło podczas drugiej fali pandemii
Źródło zdjęć: © East News

23.11.2020 | aktual.: 02.03.2022 13:47

Koronawirus dziesiątkuje lekarzy. Nie tylko tych pracujących w szpitalach "covidowych", ale także rodzinnych.

"Z naszych informacji wynika, że w ostatnim tygodniu 4 lekarzy rodzinnych zmarło w wyniku zarażenia COVID-19. Cześć ich pamięci!" - napisał na Twitterze lekarz rodzinny Jacek Krajewski, prezes Federacji Związków Pracodawców Ochrony Zdrowia Porozumienie Zielonogórskie. To doniesienia z ubiegłego czwartku.

- Zbieramy informacje z całej Polski dotyczące zgonów wśród lekarzy rodzinnych, którzy byli zakażeni koronawirusem. Już wiemy o dziesięciu takich osobach, a to dopiero dane z kilku województw - mówi nam wiceprezes Federacji, były wiceminister zdrowia Marek Twardowski.

To lekarze, którzy zmarli podczas drugiej fali pandemii. - Lekarze w różnym wieku, często powyżej 60-70 lat. Byli w grupie ryzyka, a mimo to nadal z poświęceniem wykonywali swój zawód. My nie jesteśmy z innej gliny. Też umieramy - dodaje Twardowski.

Koronawirus. Niezastąpieni lekarze

Przyznaje, że nie ma tych osób kim zastąpić. - W ich miejsce nikt nie przychodzi. Nie znam żadnej przychodni, do której w miejsce zmarłego lekarza przyszedł ktoś nowy. Za żadne pieniądze tych lekarzy nie da się pozyskać, bo ich zwyczajnie, fizycznie nie ma - wyjaśnia nasz rozmówca.

- W zasadzie większość przychodni w Polsce ma co najmniej jeden przypadek zakażenia koronawirusem wśród personelu medycznego lub pracowników administracji. Wbrew twierdzeniom, że ten wirus nie jest taki zjadliwy – a tak mówił prof. Andrzej Horban. Absolutnie się to nie potwierdza. Jest dokładnie przeciwnie, bo nie przypominam sobie, żeby w pierwszym półroczu umierało tyle lekarzy i pielęgniarek, jak umiera obecnie - stwierdza Twardowski.

Koronawirus. Nie tylko teleporady

- Tych kolejnych zgonów wśród lekarzy rodzinnych można się spodziewać więcej - ocenia były wiceminister zdrowia. - Po pierwsze - wirus jest zjadliwy. Po drugie - wbrew twierdzeniom urzędników i polityków, lekarze rodzinni udzielają nie tylko teleporad, ale- jak trzeba, to po teleporadzie przyjmują pacjentów w gabinetach, a w przypadkach niezbędnych jadą na wizyty domowe - wymienia Twardowski.

Podkreśla, że oczywiście, teleporady przeważają, ale "taki model przyjęto na całym świecie". - Wszędzie teleporady od dawna były stosowane w pierwszej kolejności, a do Polski dopiero teraz przyszły. I gdy zaczęliśmy je stosować na prośbę ówczesnego prezesa NFZ Adama Niedzielskiego od stycznia, to się okazało, że teraz teleporady są złe i pan minister zaprasza wszystkich masowo do lekarzy rodzinnych. To ja zapraszam, by ci pacjenci z różnymi problemami odwiedzali urzędników i pana ministra w ministerstwie - stwierdza.

- W mojej ocenie dane dotyczące zgonów wśród lekarzy ogółem, w skali całego kraju, podawane przez ministerstwo, są nieprawdziwe. Tych lekarzy, którzy przez COVID-19 zmarli, jest na pewno znacznie więcej - podsumowuje Marek Twardowski.

Koronawirus. Młodzi lekarze też narażeni

Maciej Pawłowski pracuje w przychodni POZ, jest przedstawicielem grupy młodych lekarzy rodzinnych. Mówi WP: - Wśród młodych lekarzy, trzysiestoparoletnich, nie słyszałem o zgonach. Większość z nich przechorowało koronawirusa. Ale trzeba podkreślić bardzo wyraźnie - my, lekarze POZ, jesteśmy niezmiernie narażeni na zakażenie koronawirusem.

- Do nas zgłaszają się pacjenci infekcyjni. Owszem, są teleporady, ale to nie jest sto procent świadczeń. Każdy lekarz może zachorować, ale na przykład neurologa, nie zgłosi się pacjent z gorączką czy bólem mięśniowym. Odczeka i dopiero po jakimś czasie się do specjalisty wybierze. Natomiast do nas, lekarzy rodzinnych, tacy pacjenci zgłaszają się non stop - wyjaśnia lekarz.

Mając maseczkę, przyłbice czy gogle, lekarze jedynie minimalizują ryzyko zakażenia. - Ale nie wykluczamy go całkowicie. Wśród moich znajomych młodych lekarzy rodzinnych wielu zaraziło się koronawirusem - podsumowuje nasz rozmówca.

Zobacz także
Komentarze (552)